Alexi Tuomarila – Kingdom

★★★★★★★★

1.The Sun Hillock 2.Rytter 3.The Girl in a Stetson Hat 4. Vagabond 5.The Times They Are A-Changin’ 6.Shadows 7.Aalto 8.Bruin Bay 9. White Waters SKŁAD: Alexi Tuomarila – fortepian; Mats Eilertsen – kontrabas; Olavi Louhivuori – perkusja PRODUKCJA: Alexi Tuomarila WYDANIE: 5 maja 2017 – Edition Records

Alexi Toumarila – dla wielu nazwisko bardzo znaczące, chociaż całe trio takie jak to nie jest w jazzowym światku obce, a przynajmniej być nie powinno… Dla Polaków głównie przez wzgląd na udział lidera w produkcjach Tomasza Stańko. Alexi dziś uważany jest bowiem za jednego z najlepszych pianistów europejskiej sceny jazzowej. 

Ten album to wyrzeźbione dzieło precyzyjnej aranżacji, które inspiruje melodia i rytmiczna finezja zwarte tętniącą życiem muzyczną fantazją. Pianino jest jednak instrumentem, które bardzo charakterystycznie scala wyborowość brzmienia z delikatnością przesłania w pryzmacie jazzowych założeń. Muzykę wiąże więc zarówno energia ostinato, jak i elegancja (Vagabond).

To królestwo ma jednak trzech pretendentów do tronu, którzy są równie utalentowani. Co rzuca się w uszy od samego początku to magia muzycznego porozumienia. Artyści wprost nieziemsko się sobą uzupełniają. Nawet jeśli kompozycja jest skomponowana przez innego muzyka, pozostali doskonale sprawdzają się w całokształcie (Shadows). Efekt ten można zrównać do zjawiska telepatii, a ostateczny rezultat dubluje intensywność samych aranżacji oniemiałą płynną biegłością techniki (The Times). Ponadto, o ile kiedyś motywy twórczości tego kolektywu szybowały w kierunku swingu, tak teraz coraz częściej zatapiają się w rockowych trajektoriach zwłaszcza przez wzgląd na bardziej wyrazistą, a może właściwiej byłoby napisać – mocniejszą linie rytmiczną.

Każdy z utworów ma jednak elementy, na które warto zwrócić uwagę w szczególności. Intrygująca perkusja w Rytter interesująco kontrastuje z płynnością oraz filigranowością motywu głównego oraz mrocznym motywem arco. The Sun Hillock wnosi do albumu rockowe wręcz wstrząsy. W Vagabound winniśmy skupić się na agresywności linii basowej. Shadows oraz White Waters wnoszą w projekt charakter instrumentalnego dialogu, spod której kontroli wychodzą świeże solówki. Muzyka w każdej jej odsłonie zachowuje jednak ewidentną subtelność, którą starają się znieważyć przyśpieszone tempa z mistrzowskimi uniesieniami. Album pokryty jest „miodem” melancholii, który lepi całość konstrukcji w gęstej formule fantazyjnej płynności. Co więcej, instrumentalizm muzyki sprawia niekiedy, że ma się wrażenie „przypadkowego” braku wokali, które do konstrukcji utworu świetnie by pasowały i nie jest to bynajmniej cover Boba Dylana – The Times They Are A-Changin’. Sprawdźcie chociażby takie kompozycje jak The Girl in a Stetson Hat oraz Aalto. Płyta jest więc na swój sposób bardzo intensywna pod względem lirycznym, często zakrawając o folkowe zapędy czego akurat po Skandynawach można się zawsze spodziewać (The Gil In a Stetson Hat).

Dojrzałość i wyrafinowanie potwierdzają wysoką klasę muzyków. Wszystko spojone szeregiem stylistycznych wpływów rozwijających głębię harmonii. To nie pierwsza i z pewnością nie ostatnia płyta artysty, ale wydaje się jednak, że to właśnie „Kingdom” może wybić tego artystę na szerokie wody, zwłaszcza że wydana została przez brytyjskie wydawnictwo Edition Records, gdzie o istnieniu tego „królestwa” dźwięku mało kto jeszcze paradoksalnie słyszał, a zdecydowanie plasuje się w czołówce europejskich monarchii jazzu.