Atom Heart – Into The Light

★★★★★★★☆☆☆

1. Look At The Sky 2. Walking Stick 3. Sofia 4. Moments Of Weakness 5. Bad Things 6. Desire

SKŁAD: Daniel Brühl – wokale; Ilya Mayeuski – perkusja; Piotr Witkowski – bas; Kamil Wysocki – gitary

PRODUKCJA: Atom Heart

WYDANIE: 2 kwietnia 2016 – niezależne

www.atomheart-official.com

Z Atom Heart spotkałem się przy okazji ich pierwszego dema i chociaż takich surowych nagrań unikam, to zespół zwrócił na mnie swoją uwagę na tyle stanowczo, że poświęciłem im osobną publikację (LINK). Tym razem dostałem w ręce EP-kę „Into The Light”. Hard rockowy band z Warszawy podszyty bluesową manią ekspresji wybrał na swój pierwszy minialbum najlepsze kompozycje, w tym te, na które zwróciłem uwagę już wcześniej, tj. Moments of Weakness oraz Sofia. Dziwna sprawa, że tym razem ta pierwsza z kompozycji równie dużego wrażenia na mnie nie zrobiła na tle repertuaru najnowszego wydawnictwa. Sofia jednak po raz kolejny przekonuje do siebie świetną techniką slide’u opartego na jeszcze lepszym rozchmurzającym groovie, co świetnie oddaje spontaniczny klimat ich twórczości. Uderzają klasycznym podmuchem inspiracji, które od początku nagrania osadzają materiał w latach 60. i 70. (Look At Sky, Walking Stick). Muzyką przede wszystkim łącza świetne riffy, które swoją melodykę porywają nawet najbardziej opornych na ten typ muzyki słuchaczy. Jest w ich sztuce spora doza frywolności, której nie było słychać w takim stopniu na demie, które dostałem. Słychać, że emocje są na tej płycie zdecydowanie bardziej ustabilizowane. Pojawiają się zabawy sekcją rytmiczną (Walking Stick), odważniejsze, chociaż nadal rzadkie, partie solowe (Moments of Weakness), specyficzna kontrola motoryki sekcji rytmicznej (Desire), zaciekłość ostrej barwy brzmienia (Bad Things) oraz skłonność do bluesowych motywów, których świeżość rozwiewa wszelkie wątpliwości co do ich aranżacyjnych umiejętności (Sofia). Utwory prezentują swoją aranżacyjną aparycję opartą na nie tyle atroficznych co modernistycznie surowych brzmieniach, które dodają kompozycjom rockowej chropowatości, równocześnie wyścielając miejsca wobec kryteriów radiowych przebojów. Ojciec chrzestny hard rocka – Lemmy Kilmister umarł, ale ten gatunek, jak widać nadal ma się dobrze i dzięki takim zespołom jak Atom Heart jest nadzieja, że kiedyś na pewno odżyje pełnią swojej chwały, a przynajmniej nigdy nie doczeka się poświęconego mu epitafium. Atom Heart swoją muzyką nie kreują może nowego stylu, ale udowadniają, że ten rodzaj brzmień można „sprzedać” w zupełnie odnowionej formie, którą dziś pewnie wielu ograniczy, o zgrozo, do miana muzyki alternatywnej.

Atom Heart przypomina mi nieco naszego najjaśniejszego „beniaminka” tej sceny, formację Piotra Brzychcego Kruk, która z równie finezyjną łatwością łączy przebojowość z ciężarem rocka i powierzchowną melancholią bluesa. Tej klasy zespoły – a trzeba przyznać, że Atom Heart jest na doskonałej drodze wobec dorównania Krukom – nie mają jednak łatwo. Czasy świetności dla tego typu muzyki przeminęły, ale nikt nie powiedział, że muzyka ta stanowi niszę. Atom ze swojej definicji może jest małą cząstką większej materii, ale jeśli dodamy do tego serce, z pewnością tworzy to bardziej obiecującą całość, która ma szansę namieszać w muzycznym światku na większą skalę. Atom Heart z pewnością taki precedens ma szansę do życia powołać, a na pewno są na dobrej ku temu drodze.