Bison – You Are Not the Ocean You Are the Patient

★★★★★★★☆☆☆

1. Until the Earth is Empty 2. Anti War 3. Drunkard 4. Kenopsia 5. Tantrum 6. Raiigin 7. The Water Becomes Fire

SKŁAD: James Farwell – wokal, gitara; Dan And – wokal, gitara; Matt Wood – perkusja; Shane Clark – gitara basowa

PRODUKCJA: Jesse Gander – Rain City Recorders

WYDANIE: 23 czerwca 2017 – Pelagic Records

Bison przedstawia słuchaczom swój piąty krążek, który według słów samych muzyków jest albumem życia codziennego. Jeśli brać pod uwagę intensywność i ekspresje muzyki, życie codzienne równoznaczne jest tutaj ze znojem, problemami, brudem, a czasem podbija nas rozmachem i wielkością. Zespół przekonuje, że nie jesteśmy tak idealni i wspaniali jak „ocean” – życiodajny, nieposkromiony, budzący podziw i strach. Nie aranżujemy pięknej kakofonii życia i śmierci, walki i zniszczenia, tworzenia i zależności. Nie jesteśmy zaślubieni z księżycem, nie odbijamy gwiazd, nie mamy mocy niszczenia miast i topienia ich mieszkańców, jesteśmy w stanie być powstrzymani, nie jesteśmy potężni, a właściwie to możemy być światu niepotrzebni.

Pierwszy utwór Until the Earth is Empty poniekąd przygotowuje na to, co usłyszymy. Brudne i piaszczyste brzmienie, niesamowicie duszny i ciężki klimat. Sekcja rytmiczna energetycznie napędza utwór, ale są też i momenty wyhamowania, gdzie prym wiodą gitarzyści. Nie oznacza to jednak, że zespół zrezygnował z krótkich intensywnych naładowanych mięsistymi riffami utworów, tak mocno kojarzonych z Bison. Anti War to trzyminutowy buldożer, w którym panowie nie pozostawiają ani chwili oddechu i to w nim postanawiają wyrzucić swój gniew.

„Chrupiący” riff, miejsca dla basowego solo i perkusyjna ściana dźwięku tworzona przez szybki werbel i równie szybkie i głośne talerze to krótki opis tego, czym słuchacza za uszy targa zespół w Drunkard. Środek albumu stanowi zaś instrumentalny kawałek Kenopsia.

Miłym zaskoczeniem może być rozbudowana kompozycja Tantrum, która łączy w sobie typowe sludge metalowe elementy z chwytliwymi i możliwymi do podchwycenia melodiami z pogranicza post metalu. Melodię podchwycić można tu o tyle łatwiej, że pojawiają się dźwięki, lekko „przedmuchanego” fletu i nie do końca nastrojonych skrzypiec. Całość sprawia wrażenie niespokojnej, czasem dziwnie chaotycznej, ale co podkreślę kolejny raz, melodyjnej i przyjemnej dla ucha aranżacji. Skrzypce usłyszymy ponownie w ostatnim utworze, który został skonstruowany jak ten, o którym pisałem powyżej. Melodyjny wstęp z instrumentem smyczkowym, ciężki wokal, masywne brzmienie sekcji rytmicznej i gitar podczas zwrotek przeplatane melodią z intra oraz ciekawym basową solówką to – jak dowodzi ta kompozycja – przepis na świetny utwór.

Wspaniałą melodią, chociaż z gatunku tych najcięższych, rozpoczyna się Raiigin. Wstęp ten mógłby się właściwie nie kończyć i trwać i trwać, ale że to Bison, panowie po dwóch minutach dokładają do pieca i łoją aż z głośników lecą iskry, a dzięki wokaliście człowieka przechodzą ciarki i zalewa zimny pot.

Po przesłuchaniu albumu automatycznie stawiam sobie pytanie za zespołem, czy faktycznie jesteśmy światu niepotrzebni? Gdyby przypadkiem czytał to jakiś ekolog, to jestem w stanie uwierzyć, iż powie „Tak, bo człowiek niszczy ziemię”. Ale co powiedziałby nie-ekolog? Pewnie coś o tym, że faktycznie jesteśmy śmiertelni, popełniamy błędy, czasem nasze życie to udręka pełna walki i sprzeczności, ale w niczym to nie przeszkodzi, by dążyć do ideału i być niczym tytułowy „ocean”. Czyli to wszystko, o czym mówią Kanadyjczycy…