Bokka – Life on Planet B

Bokka może są tylko jednym z wielu zespołów, które ukrywają swoją tożsamość, ale im udaje się to nader długo, zwłaszcza że grupa powstała w czasach, w których dzięki internetowi każdy wie wszystko o każdym. A przynajmniej tak nam się wydaje. Tajemnica i sceniczna prezencja z pewnością podsycają zainteresowanie Bokką, ale to muzyka trzyma słuchaczy przy nich na dłużej. 3. album grupy pojawił się w kwietniu i potwierdził, że nie ma drugiego takiego zespołu w Polsce. Nie tylko utrzymali poziom poprzednich wydawnictw, ale też podjęli się malutkiej wolty, która przynajmniej dla mnie jest bardzo znacząca. Na debiucie „Bokka” zespół był swoją najbardziej klimatyczną inkarnacją i nie raz do swojej mieszanki elektroniki i rocka alternatywnego wplatał elementy jazzu. „Don’t Kiss And Tell” to dominium rockowego instrumentarium, które stanowią podstawę brzmienia. Najnowszy krążek przenosi ciężar na syntezatory i klawisze, również w pewnym stopniu bardziej zwarte, skondensowane pomysły. Można powiedzieć, że płyta wydaje się prostsza i przystępniejsza, ale to tylko pół prawdy. Płyta faktycznie szybciej do nas trafia, ma świetne melodie, ale poznanie jej w pełni zajmuje dużo czasu. Czasami stworzenie prostszej kompozycji jest znacznie trudniejsze, niż danie się porwać kolejnym to nowym pomysłom i mieszanie w głowie słuchaczowi. Na każdy utwór składa się tutaj dużo warstw, które są misternie ułożone, a to potwierdza prawdziwy kunszt Bokki. Mam wrażenie, że bardzo wielu ludzi będzie miało zupełnie inne opinie na temat tego, która płyta kapeli jest ich ulubioną, ale nie za sprawą różnic w poziomie artystycznym, a tych stylistycznych. Każdy krążek eksploruje nieco inny odcień elektroniki idącej w komitywie z muzyką rockową. Ja aktualnie dumnie stoję na planecie B.