Coltrane według Coltrane’a, Wywiady z Johnem Coltrane’em pod redakcją Chrisa DeVito, Wydawnictwo Kosmos Kosmos, 2017

Żadna ze sztuk pięknych nie może się nigdy wyczerpać, może mieć jedynie okres przypływów i odpływów, jak to nieraz w dziejach sztuki bywało. Okres, w którym żył i tworzył John Coltrane był niewątpliwie dla wszystkich niemal sztuk pięknych okresem przypływu, chociaż musiało upłynąć trochę czasu, aby tego artystę w pełni doceniono. Ostatni etap twórczości Johna Cotrane’a był dla jego pokolenia trudny do zrozumienia wskutek nadmiaru bogactwa nowych treści i niezwykle skomplikowanej formy. Jego nieoczekiwana śmierć była zaskoczeniem dla wszystkich. Zmarł jako artysta bardziej enigmatyczny niż podczas swej kariery kiedykolwiek wcześniej, ale to co w tamtych czasach uznawano za muzyczną herezją uczyniło go nieśmiertelnym i dało miejsce w alei „świętych jazzu”.

Doprawdy trudno uwierzyć, że „Coltrane według Coltrane’a” to dopiero pierwsza publikacja w języku polskim dotycząca bodajże najważniejszego saksofonisty w historii muzyki. Książka ta zawiera niemal wszystkie wywiady z Johnem Coltrane’em, artykuły na jego temat, a nawet noty z okładek płyt gdzie cytowano jego wypowiedzi. Innymi słowy jest to absolutne kompendium wiedzy o tym artyście, bowiem nawet najlepiej napisana biografia nie byłaby w stanie przedstawić jego sylwetki lepiej niż on sam we własnych słowach. 

Tekst z języka angielskiego przełożył nie kto inny jak Filip Łobodziński, który ma już na swym koncie m. in. doskonały przekład autobiografii Milesa Davisa. W dużej mierze to właśnie dzięki niemu wielokrotnie mamy wrażenie, jakbyśmy to my sami rozmawiali z Coltrane’em, a przecież tekst do tłumaczenia jest nie raz wyjątkowo wymagający. Artysta wielokrotnie w swych wywiadach poruszał skomplikowane kwestie techniczne gry na saksofonie, budowy samego instrumentu, zagadnienia dotyczące kompozycji oraz te związane z samą filozofią muzyki. 

Wszystkie wywiady i artykuły uszeregowane są w porządku chronologicznym począwszy od roku 1952, aż do 1972 i wywiadu z kolegą z dzieciństwa Coltrane’a – Franklinem Browerem. Jakość, a przede wszystkim wnikliwość tych artykułów jest bardzo różna, podobnie jak i zaangażowanie samego Coltrane’a. Znajdziemy tam zwyczajnie nudne transkrypcje wywiadów z japońskimi dziennikarzami w Tokio z 1966, jak i prawdziwe dziennikarskie perły. Niezwykle wyczerpujący wywiad przeprowadził Frank Kofsky, który to wykazał się wyjątkowym zrozumieniem muzyki, jak i osoby samego artysty. Do tych wyróżniających zaliczyć można też artykuły norweskiej dziennikarki Randi Hultin, która nie tyle przeprowadzała z nim wywiady, co spędzała z nim czas. Coltrane obdarzył ją sporym zaufaniem, przez co rozmowy Hultin z artystą były nad wyraz naturalne. Sama dziennikarka tak wspomina Coltrane’a: Zachowywał się nader ujmująco, ale roztaczał przy tym aurę, która wymuszała wielki szacunek – biła odeń jednocześnie pewna poważna maniera jak i jakaś nieśmiałość. (…) Coltrane okazał się znacznie subtelniejszy niż jego dzieło, co oczywiście skrywało osobowość o znacznie większym wymiarze. 

Wydawnictwo daje również sposobność, aby poznać historię jazzu. To prawdziwe kompendium wiedzy dla sympatyków tego gatunku. Nie brakuje tam faktów i anegdot z życia wielu muzyków, z krórymi Coltrane miał okazję współpracować. On sam jako artysta niezwykle skromny raczej unikał krytykowania innych, zamiast czego starał się podchodzić do ich twórczości ze zrozumieniem i przedstawić ich jak w najlepszym świetle. Jego wypowiedzi często okazywały się prorocze, jak w przypadku słów na temat Wayne’a Shortera z 1955 roku: Czuję, że też będzie miał ogromny wkład, bo ma po dwakroć talentu. Umie grać, a ma naprawdę co grać, potęga, no i potrafi jeszcze komponować jak cholera. John Coltrane wiecznie poszukiwał nowych źródeł ekspresji, nieprzerwanie dążył do osiągnięcia muzycznej i duchowej doskonałości, wiedział że nie wie i ponad swoje umiejętności stawiał dokonania innych. Do artystów, których cenił najbardziej zaliczał: Milesa Davisa, Theleniousa Monka, Ornetta Colemana, Erica Dolphy’ego, Alberta Aylera i Ravi Shankara. W swych wywiadach wielokrotnie podkreślał, jak wiele się od nich nauczył i jak dużo im zawdzięcza. Przy Monku zawsze musiałeś być czujny, bo jak nie pilnowałeś przez cały czas, co się dzieje, mogłeś się poczuć, jakbyś nagle zrobił krok do szybu, w którym nie ma windy. Z upływem lat muzyka Coltrane’a, podobnie jak on sam, stawała się coraz bardziej uduchowiona, a jednocześnie trudniejsza w odbiorze. W wywiadach Coltrane coraz częściej poruszał kwestie wiary i filozofii życia, co zresztą było ściśle związane z tym, co w danej chwili tworzy. Moim celem jest prowadzenie życia prawdziwie religijnego i wyrażanie tego poprzez muzykę. Jeśli tak żyjesz to zagranie tego nie stanowi problemu ponieważ muzyka to cząstka całości (…). Moja muzyka jest duchowym przykładem tego, kim jestem – mojej wiary, mojej wiedzy, mojej jaźni.

Sam artysta podchodziłby pewnie do tej książki z wielką rezerwą, bowiem jak sam mówił: Nie mam pojęcia, jak można słowami opowiedzieć, co gram. Niech muzyka mówi sama za siebie. To absolutna prawda, aczkolwiek w przypadku dorobku Johna Coltrane’a nic bardziej niż właśnie jego komentarz się nie liczy. Nikt też bardziej niż on sam nie starał się, aby jego twórczość spotkała się ze zrozumieniem. Nie chodziło mu przy tym o kwestie techniczne w rozumieniu muzyki, ale o emocjonalne. Chcąc mieć pewność, że dotarłem do jak najszerszej liczby ludzi, układam teraz program bardziej zróżnicowany, dzięki czemu mogę operować na jak największym obszarze emocji (…) Chciałbym obdarzyć ludzi czymś, co można by nazwać szczęściem. (…) Wciąż nie znamy prawdziwej potęgi muzyki. Myślę, że ambicją każdego muzyka powinna być chęć kontrolowania tej potęgi. Fascynuje mnie wiedza o tych nieznanych siłach. Chciałbym wywołać u publiczności reakcje, wywołać odpowiednią atmosferę. W takim kierunku chcę podążać i dotrzeć jak najdalej. W tych paru zdaniach Coltrane wyraził to, jak niezwykłym szacunkiem darzył swych odbiorców i z jaką powagą traktował swoją misję bycia artystą. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że jego muzyka nie może być sztuką dla sztuki, ale dla ludzi, którym poprzez swoją twórczość chciałby dawać wiarę, nadzieję i miłość. Nadanie mu przydomka „pierwszego świętego jazzu” jest jak najbardziej uzasadnione.

Ilość cytatów w tym artykule nie jest przypadkiem. Nikt wcześniej nie przedstawił i pewnie nie przedstawi sylwetki Johna Coltrane’a lepiej, niż zrobił to już on sam poprzez swoją muzykę i słowa. Paradoksem jest fakt, że jego ekspresja twórcza, zwłaszcza w jej ostatniej fazie była na tyle skomplikowana dla sympatyków jazzu i krytyków, że okrzyknięto ją mianem antyjazzu. Dziś o muzyce Coltrane’a naucza się na uniwersytetach i stanowi ona natchnienie nawet dla kompozytorów muzyki współczesnej jak: Philip Glass, Le Monte Young czy Terry Riley. Z sylwetką Johna Coltrane’a wypada się zwyczajnie zapoznać. Książka ta jest bowiem nie tylko obowiązkową pozycją dla wielbicieli jazzu, ale i sztuki w najszerszym tego słowa pojęciu.