Czasem Eter – Potokami

Czasem Eter – projekt, o którym w Internecie nie można praktycznie znaleźć nic. Jak się okazuje, historia tej formacji jest prostsza, niż może się wydawać. Kiedy od bycia gwiazdą rock’a dzielą Cię tylko piętra w PRL’owskim bloku z wielkiej płyty, wskakujesz w dresy i kapcie, i wybiegasz z domu na spotkanie z przeznaczeniem. Tak na kartach historii zapisał się początek najlepszego duetu muzycznego w historii tej klatki schodowej. Dystans, jaki prezentuje ten opis zarodka powstania tej grupy, doskonale odzwierciedla nastrój, jaki panuje na płycie. Mezalians syntezatorów, gitar, skrzypiec, niezliczonej ilości ornamentów, substancji psychoaktywnych, dokładność i brak gatunkowych granic powodują, że materiał jest zrębkiem rzemieślniczo wykrojonych dźwięków w co najmniej intrygującym stylu. Tak bezmiernie zaaranżowanych, że nawet instrukcja od Ikei nie pozwoliłaby na ich odtworzenie. Skomponowane to zostało (…) po sąsiedzku – w kapciach i przy piwie. Wierzę, że tak właśnie było, bo muzyka niesie za sobą kalejdoskop eksperymentalizmów, które mogą się podobać bądź nie, ale z pewnością nikogo nie mają prawa zanudzić. Muzyka niesamowicie ekstrawertyczna. Oparta na wielogatunkowym rynsztunku brzmienia. Incydentalność jednak jest tu bardzo subiektywna, bo niektóre fragmenty skrojone z oparów muzycznych absurdów są tak precyzyjne w swojej bezpretensjonalności, że ciężko uznać to za chwilowe niezrównoważenie psychiczne. Czasem może zbyt sterylnie brzmieniowo, ale z pewnością bez parcia na koncepcyjny monumentalizm. Ta płyta cieszy muzyczną sielanką i spontanicznością. Fryderyk Nietsche mawiał, że życie bez muzyki byłoby pomyłką. Nie wiem, jak u Was, ale twórcy „Potokami” z pewnością życie mają ciekawe, zwłaszcza z taką kreatywnością gnieżdżącą się w ich głowach.