Dewa Budjana – Hasta Karma

★★★★★★★★☆☆

 1. Saniscara 2. Desember 3. Jayaprana 4. Ruang Dialisis 5. Just Kidung 6. Payogan Rain

SKŁAD: Dewa Budjana – gitara elektryczna i akustyczna; Joe Locke – wibrafon; Ben Williams – kontrabas; Antonio Sanchez – perkusja. Gościnnie: Indra Lesmana – fortepian (4, 5, 6); Jro Ktut Sidemen – wokale (4)

PRODUKCJA: Dewa Budjana, Bagus Vijaya Santosa, Leonardo Pavkovic (Museum Gitarku), Randy Crafton (Kaleidoscope Sounds Studio), Robert Feist & Mark Fuller (Ravenswork Studio)

WYDANIE: 2014 – MoonJune Records

Kto by pomyślał, że to właśnie z Indonezji przyjdzie do nas uzurpator i symbol nowoczesności progresywnego jazzu. Za tą niepozorną ideą gitarzysty Dewa Budjana stoją wyszlifowane aranżacje klawiszy, subtelność wibrafonu dopełniającego album folkową akwarelą barw oraz doskonałe artykulacje maestrii sekcji rytmicznej z ramienia formacji Pata Metheny’ego.

Chociaż muzyka jest skomplikowana, to wciąż pozostaje mocno melodyczna i łatwo przystępna.

To właśnie ten element rodzi tym albumem moc zachwytu, angażując weń mrowie ilości rytmicznych niuansów, low-endowych trajektorii wymijających się z ciekawymi synkopami oraz nietypowych metrum. Mimo jawnych skojarzeń oraz inspirowania się twórczością wyżej wspomnianego Amerykanina, należy zwrócić uwagę na brak charakterystycznej barytonowej gitary, którą mistrz ceremonii zastępuje rozbudzoną mocą tej elektrycznej, dlatego też same kompozycje są może mniej eklektyczne, ale za to bardziej energetyzujące na wzór zręczności i płynności aranżacji Jean-Luca Ponty’ego oraz Allana Holdswortha. 

Muzyka nie od razu zdobędzie naszą sympatię, bo niesie nią spora dawka psychodelii, ale z każdym dźwiękiem kipi od pomysłów, które emocjonalnie i płynnie rozwijają się w meandrach technicznych ekstrawagancji. Wszystko pomimo tak trwałej złożoności jest nad wyraz zsynchronizowane, na co zwraca się szczególnie uwagę przy momentach ambiwalentnych kumulacji instrumentarium na tle atmosferycznych tekstur, które nasiąknięte są orientalną barwą Azji. Czasem brzmi to nieco chaotycznie, ale w tym szaleństwie jest metoda, bo chociaż muzyka jest skomplikowana, to wciąż pozostaje mocno melodyczna i łatwo przystępna wzorem inspiracji Chickiem Coreą oraz Weather Report. 

Atutem tego albumu jest jego eksperymentalna struktura, która nie dławi tradycjonalizmu.

Wyrafinowane rozwiązania przyprawione są niebywałą umiejętnością koordynacji muzycznego brzmienia wszystkich członków, którzy na co dzień przecież ze sobą nie grają. Atutem tego albumu jest jego eksperymentalna struktura, która nie dławi tradycjonalizmu. Lider doskonale manipuluje mnogością tonów, które ukazują swoją wszechstronność i eklektyzm progresywnej „destrukcyjności”. Wprost wizjonerska, ambitna dawka jazzu, która w zachodniej bohemie idiomu fusion być może przeżarta została standardami lat 70. 

Wygląda na to, że ten indonezyjski pionier parafrazuje ideę karmy i wnosi nią w muzykę nowy wymiar muzycznego futuryzmu, którego z tamtych rejonów świata pewnie mało kto by się spodziewał.