Dys Jörgensmann Marcus – Elements In Candor

★★★★★★★☆☆☆

1. Sunsets Falling in the Mirrors 2. HR5171 3. Short Sellers’ Squeeze 4. Leopard’s Ascent 5. Lightfalls 6. Vianden’s Viand 7. Elements in Candor 8. Clarinet Madness 9. The Real Clarinet Madness 10. Piano-bas Duet 11. Gazing at Eternity 12. New World Reality 13. Sunflowers of the Wall

SKŁAD: Michael Marcus: klarnety Bb i A; Theo Jörgensmann: klarnet Bb; Krzysztof Dys: fortepian; Andrzej Święs: kontrabas; Krzysztof Szmańda: prekusja

PRODUKCJA: Krzysztof Dys, Theo Jörgensmann oraz Michael Marcus – Quality Studio in Warsaw

WYDANIE: 2012 – For Tune

Trafił do nas album z nietypowym instrumentarium, którego główną rolę gra klarnet, a właściwie dwa. „Elements In Candor” jest bowiem efektem międzypokoleniowej i międzynarodowej współpracy światowych klarnecistów Theo Jörgensmanna z Niemiec oraz Micheala Marcusa ze Stanów Zjednoczonych. Dwóch śmiałków z zagranicy wspiera swoim trio nasz rodzimy artysta Krzysztof Dys z Andrzejem Święsem na kontrabasie oraz Krzysztofem Szmańda na perkusji. Ja na Waszym miejscu byłbym już na pewno mocno zaintrygowany…

Theo Jörgensmann (źródło zdjęcia)

Polskiego lidera trio przedstawiać raczej nie trzeba bo pojawia się w polskiej fonografii coraz częściej. Od razu uprzedzam, że z wydawnictwem „Elements In Candor” nasze wyobrażenie co do tego pianisty się zmieni, bo ile postrzegany był w kategoriach „mainstreamu”, dziś wysławiony zostaje za sprawą opisywanego albumu do grona polskiej elity awangardy i wyjątkowego eklektyzmu. Dla potwierdzenia słów, sprawdźcie również entuzjastyczny duet z Maciejem Fortuną.

Słuchając płyty nie zanosi się na powielanie schematów. Formę i dramaturgię wypełniają przeróżne barwy dźwięku, czy też zmieniająca się faktura melodyki (Lightfalls). Swoją drogą, to właśnie ten utwór, chociaż niestety jako jedyny, jawi się tu mnie wyrafinowaną strukturą aranżu niosąc subtelne melodyczne zwoje doświadczeń. Tym bardziej szkoda, że na albumie konsekwentnie tak bardzo zdystansowany został sam fortepian naszego rodaka, które z rzadko przynosi wydawnictwu lirycznego przekazu tak jak dzieje się to właśnie we wspomnianej kompozycji.

Micheal Marcus (źródło zdjęcia)

Uwagę albumu z pewnością bardziej przykuje jednak twarde niemieckojęzyczne nazwisko T. Jörgensmanna, który na dziś dzień jest jednym z najznamienitszych współczesnych wirtuozów klarnetu. Swoją improwizatorską wrażliwością do spojenia free jazzu z hard bopem zyskał uznanie przy współpracy z czołowymi reprezentantami jazzowej śmietanki. Zresztą, na scenie jest już od lat 60. To mówi samo za siebie. Notabene – to również w tych latach rozwijał się nurt drugiej awangardy w Polsce utożsamiany z pojęciem sonoryzmu. Nie wspominam o tym bez powodu, bowiem owy efekt doskonale uzupełnia na tej płycie jazzowe struktury (Sunflowers of the Wall). Płyta jest na swój sposób bardzo modernistyczna, chociaż mocno surowa. Utrzymana w odważnych konwencjach nie mających szacunku wobec dynamicznych wariacji. Utwory nieraz sprawiają wrażenie kompozycji nieco chaotycznych; mocno impulsywnych improwizacji, które zamykane są ostatecznie w zwartych oraz idealnie zamkniętych rytmicznych akcentach, czy też unisonowych rozwinięciach. Muzycy nie boją się przy tym naruszać bardzo wysokich rejestrów i korzystania z głębokiego rozbicia konstrukcji gam.

Awangarda na tym albumie jest mocno wysublimowana i mimo jednolitości gabarytów brzmienia instrumentarium, solowe części są w stanie przebić się do naszej świadomości bogatą ferią kolorystyki, której nawet celowe dysharmonie niezabijaną ducha muzycznego obrazu emocji. Improwizacje przędą tu niesamowite wiraże rozbijające rytmikę na czynniki pierwsze. Te puzzle nie jest w cale tak łatwo w głowie uporządkować, w przeciwieństwie do trudu instrumentalnego dialogu muzyków samego projektu, którego nie da się odczuć (Clarinet Madness). Muzyczny warsztat jest bowiem nawet w przejściach nieskazitelnie czysty w swoim przekazie.

Krzysztof Dys (źródło zdjęcia)

Z polifonicznej bańki albumu „Elements In Candor” zionie gigantyczna moc dynamiki, która rozjusza skomplikowane rytmiczne zamysły. Album prezentuje jednak bardzo kameralny nastrój jazzu (Vianden’s Viand). Nie ma w nim dużo przestrzeni, a wiele fraz jest bardzo mocno obudowanych na wieloaspektowych harmoniach, które dusi gęstość i częstotliwość muzycznych notacji. To trudne w odbiorze wydawnictwo, ale z czasem wynagradza nam owy trud zrozumienia świadomość zgrania muzycznego warsztatu na tym albumie, które ze względu na bogate aranżacje stanowi coś naprawdę zdumiewającego. Harmonie tworzą tu niebywałe ekspozycje nastrojów, które drażnią, bawią i nie kończą zadziwiać swoją precyzją. Jawi się ten album jako rzecz ultra perwersyjna, która dopiero po kilku przesłuchaniach słania się dozą naturalności, którą z początku staramy się sobie niepotrzebnie udowodnić na siłę.  

Równowaga stanowi tu priorytet, który rozstrzyga losy całej aranżacji. Ciężkość dopełnienia takiego stanu rzeczy zrozumiemy jednak dopiero przy skrupulatnym odsłuchaniu projektu. To bowiem wielkowymiarowy album, dla równie mocno tolerancyjnych słuchaczy. To nowe doświadczenie nie tylko dla K. Dysa, ale i wielu audiofilów, których z pewnością „Elements In Candor” rozdziewiczy w tej wyjątkowej formie awangardy.