Edinburgh Jazz and Blues Festival (Edynburg – 14-23.07.2017)

Edynburg to jedno z tych miast, które śmiało ubiegać się może o miano kulturalnej stolicy świata. W przeciągu roku odbywa tam się niezliczona ilość festiwali, a do tych najważniejszych należą: Edinburgh Fringe Festival, który jest największym festiwalem sztuki na świecie oraz Edinburgh International Festival – w dużej mierze poświęcony muzyce klasycznej. W tym natłoku kulturalnych imprez, które intensyfikują się w sezonie letnim, znalazło się również miejsce na festiwal jazzowo – bluesowy. Ponad 170 koncertów, które odbyły się w dniach 14 – 23 lipca, to zaledwie skromne preludium przed sierpniową gorączką ogarniającą to miasto w czasie trwania Fringe Festival. Niemniej jednak sympatycy jazzu i bluesa mogli poczuć się w pełni usatysfakcjonowani.

Tegoroczna impreza ze względu na setną rocznicę wydania pierwszego jazzowego nagrania (The Original Dixiland Jass BandLivery Stable Blues) obfitowała w jazz nowoorleański i to w oryginalnym wykonaniu. Z Nowego Orleanu, który powszechnie uznawany jest za kolebkę jazzu, zaprezentowali się tacy wykonawcy jak: The New Orleans Classic Big Band, New Orleans Swamp Donkeys Traditional Jass Band, Soul Brass Band, David L Harris Quartet, Ingrid Lucia i wielu innych. Tradycyjny jazz od zawsze miał tu wielu zwolenników, ale równie ważne wydaje się być to gdzie go można posłuchać. Organizatorzy mieli do dyspozycji 10 sal koncertowych, od tej najbardziej ekskluzywnej w stylu wiktoriańskim znajdującej się w Festival Theatre, aż po specjalnie na tą okazję rozstawione namioty, popularnie zwane spiegeltent (George Square Spiegeltent, George Square Piccolo). Najbardziej korzystne wrażenie zrobiło jednak nowe audytorium Rose Theatre, w którym znajdował się kiedyś kościół Baptystów. 

Aga Derlak Trio (źródło zdjęcia)

Festiwal ten to również doskonała okazja do zaprezentowania się dla lokalnych artystów, nierzadko cieszących się światową sławą jak chociażby: Jools Holland, Tommy Smith, Brian Kellock, Haftor Medbøe, a także Konrad Wiszniewski – szkocki saksofonista polskiego pochodzenia. Jednym z najciekawszych projektów tego artysty jest New Focus – bardzo złożony kolektyw  (sekcja rytmiczna, kwartet smyczkowy, flet i harfa) stworzony wraz z pianistą i kompozytorem Euanem Stevensonem. Muzyka inspirowana jest legendarnym, aczkolwiek lekko zapomnianym już albumem „Focus” (1961) autorstwa Stana Getza oraz Eddie’ego Sautera. Z płyty tej m. in. usłyszeć mogliśmy takie utwory jak: I Remember When oraz Night Rider. Zespół zagrał też autorskie utwory Euana Stevensona, a wśród nich jakże polsko brzmiący Dziadzio. Niezmiennie od repertuaru Konrad Wiszniewski imponował pięknym, matowo brzmiącym tonem saksofonu. Artysta szczególną uwagę zwracał na obszerną dynamikę gry z upodobaniem do wysokich rejestrów i licznych figuracji. Całość brzmiała imponująco! Był to też doskonały sprawdzian dla akustyki nowo otwartej sali w Rose Theatre. 

Jedynym polskim przedstawicielem podczas festiwalu w Edynburgu było trio naszej pianistki i kompozytorki Agi Derlak (Tymon Trąbczyński – kontrabas, Szymon Madej – perkusja). Słuchając tej jakże dojrzałej i wyrafinowanej muzyki doprawdy ciężko uwierzyć, że jej wykonawcy mają niewiele ponad 20 lat. Zaprezentowany materiał pochodził ze zbierającej znakomite recenzje płyty „Healing” (Hevhetia, 2017).  Pozycja Agi Derlak jako lidera jest bardzo wyraźna. Wydaje się, że poprzez grę na fortepianie wyraża ona całą swoją kobiecą osobowość. Czasami jest delikatna i melancholijna, innym razem porywcza i pełna ognistego temperamentu gdzie pikanterii całości dodają liczne współbrzmienia dysonansowe. Poprzez muzykę trio kreowało specyficznie romantyczną atmosferę pełną nagłych zwrotów akcji. Była tam buta, młodzieńcza energia i ten emocjonalny odcień, który pozwolił artystom zdobyć sympatię wśród widzów, dla których w większości był to zapewne pierwszy kontakt z ich muzyką. Koncert był częścią projektu Jazz Po Polsku pod kierownictwem Jakuba Krzeszowskiego, który polskich artystów w Szkocji prezentuje już od trzech lat. Niestety był to jedyny występ polskiego artysty na tym festiwalu, czego przyczyn należy upatrywać w braku wystarczających środków finansowych jakimi dysponuje na tego rodzaju wydarzenia Konsulat Generalny RP w Edynburgu. Szkoda, bo to przecież idealny sposób na promocję polskiej kultury, zwłaszcza w takim miejscu jak Edynburg, który jest domem dla kilkudziesięciu tysięcy Polaków. 

Dave King (fot. Marcin Puławski)

O promocję na pewno nie musi walczyć amerykańskie trio The Bad Plus, dla którego jest to ostatnia wspólna trasa koncertowa. Po dwudziestu latach współpracy, ku rozpaczy ich licznej rzeszy fanów, trzej panowie postanowili się ze sobą rozstać. The Bad Plus w stolicy Szkocji występowali już wielokrotnie, ostatni raz dwa lata temu wraz Joshuą Redmanem. Ich wspólna płyta „The Bad Plus Joshua Redman” (2015) jak i trasa koncertowa na nowo rozpaliła nadzieję wśród krytyków, którym nie umknął uwadze fakt, że ogień który towarzyszył grze tych artystów powoli zaczął gasnąć. Niestety ich ostatnie nagranie, pod jakże wiele mówiącym tytułem „It’s Hard” (2017) potwierdziło te obawy. Formuła ich gry w końcu się wyczerpała, więc i wiadomość o ich rozstaniu należy przyjąć ze smutkiem, ale i zrozumieniem. 

Zgodnie z oczekiwaniami The Bad Plus zagrało utwory z przeciągu całości swej jakże bogatej kariery. Usłyszeliśmy: 1972 Bronze Medalists z płyty „These Are The Vistas” (2003), Neptune (The Planet) z „Give” (2004) The Empire Strikes Backwords z „Suspicious Activity?” jak i najnowsze kompozycje: The Robots oraz Time After Time. I jak po takim koncercie nie popaść, być może w przesadny, ale jednak sentymentalizm? Amerykanie mając w świadomości, że to jeden z ich ostatnich występów, grali naprawdę wybornie. Zwłaszcza Ethan Iverson był nadzwyczaj pobudzony i nawet szeroko się uśmiechał, choć to do niego niepodobne. Reid Iverson jak zawsze nie szczędził widowni swoich osobliwych historyjek, a Dave King w swoim stylu robił tą cudowną perkusyjną zawieruchę, która uczyniła go jednym z najbardziej pożądanych drummerów na świecie. The Bad Plus znowu porwało zamaszystością gry, która tak jak dawniej pełna była werwy i tak zdecydowanie przebijała się od początku do końca poprzez kaskady brawurowej techniki instrumentalnej. Za takim Bad Plus będziemy bardzo tęsknić.

Soweto Kinch (fot. Marcin Puławski)

Jednym z ostatnich koncertów festiwalu był występ tria brytyjskiego saksofonisty i rapera Soweto Kincha. Ten szarlatan saksofonu, który bez fermentu kalkulacji nie waha się wzbogacać brzmienia swego instrumentu różnorakimi przesterami, jest mistrzem ceremonii w jednej osobie. Sekcja rytmiczna błyskawicznie reaguje na każde jego skinienie, a on sam niemal z coltrane’owską pasją i zacięciem gra kilkunastominutowe solo, które w żadnym momencie nie nuży. Źródłem wszystkiego są bardzo proste motywy, które służą ciągłej eksploracji saksofonowego brzmienia. Muzyka ma przy tym fantastyczny puls, nieustannie kołysze, chociaż jest ona zdecydowanie bardziej skomplikowana, niż mogłoby to się wydawać. Do tego dochodzi jeszcze znakomity kontakt z publicznością, bo Soweto Kinch to showman jakich muzyka jazzowa naprawdę potrzebuje!

Życzyć można każdemu, aby podobnych koncertów jak te wspomniane powyżej było znacznie więcej. Edynburg na pewno jest zieloną wyspą na kulturalnej mapie świata, ale jazz traktuje się tu raczej po macoszemu. Być może wraz z otwarciem Rose Street Theatre sytuacja ta ulegnie zmianie? Nadzieję zawsze można mieć również co do występów polskich artystów. Oby mieli oni możliwość, bo chęci mają na pewno, aby przyjeżdżać tutaj jak najczęściej.

The Bad Plus (fot. Marcin Puławski)