Eliot Sumner – Information

Utalentowana córka Stinga podejmuję kolejną próbę podbicia muzycznego rynku. Porzuciła dawny pseudonim I Blame Coco na rzecz muzyki jak sama odkreśla mocno zdesperowanej, którą jak sama twierdzi (…) sama chciałaby słuchać. Start obiecujący, tylko trudzi mnie jedno pytanie. Skąd brała się inspiracja muzyką, którą prezentowała wcześniej? Okazuje się ostatecznie, że nie jest to jednak kompletne odcięcie od dawnej twórczości, bo sentyment za I Blame Coco nie we wszystkim, ale daje się usłyszeć np. w mocno popowym After Dark. Nowy album przesiąknięty jest jednak bardziej ambitniejszymi kompozycjami kierującymi się inspiracjami synth-popem i electro-popem lat 80., który wyraża charakterystyczna prostota i motoryczne brzmienie czasem wyjawiające zainteresowanie takimi formacjami jak Krautrock. Wyjątkowo wychodzi to poza dekadę zimnej fali w lata 90., które sprzyjały bardziej przebojowym aranżacjom (In Real Life). Rzadko wtrąca się tu drapieżność rocka, która przyznam że ciekawie rozbija nieraz zbyt monotematyczne aranżacje (Halfway to Hell). Energia jednak ma swoją rację bytu również bez gitarowego pazura co prezentuje bardzo żywotny Say Anything You Want. Właściwie utwory można w większości przypadkach nazwać anty-przebojami. Mimo niezwykle intensywnego charakteru albumu, nie ma w nim jednak wyrazistej melodyki, która została by w głowie na dłużej. Kompozycje często miewają zwroty w kierunku apokaliptycznej atmosfery (Firewood), które dzielą scenę z elementami futuryzmu (Species), a nieraz z niespodziewanymi zwrotami akcji jak folkowy zacier w Say Anything You Want. Album ogarnia niepokój i mocno syntetyczne brzmienie, które New order dzieli z Joy Division (I Followed You Home, Species). Artystka chętnie jednak sięga bo lżejsze interpretacje popu – ośmielę się stwierdzić na wzór twórczości ojca z The Police (Firewood). Muzyka jest więcej ostatecznie mocno zdynamizowana.  Paradoksalnie postawiono tu jednak priorytet na prostolinijność. Wpływ na to szczególny ma androgeniczny wokal i jego niezawodna liryczność, która nie wymaga nadzwyczajnej akrobatyki wokół linii melodycznej. To właśnie jej prostota wykonawcza sprawia, że wokal jest tak bardzo eteryczny i żarliwy. Wszystkie kompozycja mniej czy bardziej zróżnicowane charakteryzują wyraziste i bezpośrednie ciężarne tony i szalenie intensywne tempa (What Good Could Ever Come of This). Świetnie pasują do nich niskie rejestry artystki, które pogrzebują szanse na przecukrzone kompozycje. Cóż, robi się za sprawą Eliot Sumner coraz ciekawiej. Sześć lat poszukiwania swojej muzycznej tożsamości nie poszło na marne.