Enrico Zanisi, Quatuor IXI, Gabriele Mirabassi, Michele Rabbia – Blend Pages

★★★★★★★★★☆

1. Uno 2. Chevaliers 3. Chiari 4. Fighting For Change 5. Prelude 6. Denses Des Arbres 7. Resonare 8. Modulus 9. Few Things Left

SKŁAD: Enrico Zanisi – fortepian; Gabriele Mirabassi – klarnet; Michele Rabbia – instr. perkusyjne; kwartet smyczkowy Quatuor IXI

WYDANIE: Cam Jazz 2018

„Blend Pages” to ostatni i piąty zarazem album włoskiego pianisty Enrico Zanisiego. Klasycznie wykształcony artysta tym razem stworzył muzykę na wyjątkowo nietypowy skład, w którego wchodzi: francuski kwartet smyczkowy Quatuor IXI, Gabriele Mirabassi na klarnecie oraz Michele Rabbia na instrumentach perkusyjnych. Muzyka jest równie niecodzienna jak i sam zestaw instrumentów. Niełatwo jest do niej znaleźć klucz, a same jej ekstrawagancje dadzą się łatwo sprowadzić do syntezy sprzeczności.

Enrico Zanisi (fot. Marcin Puławski)

Paradoksem tej płyty są jej kontrasty, gdzie przepych bezpośrednio sąsiaduje z ascezą, a rzewne melodie z fragmentami ad libitum. Orgiastyczna orkiestracja, która budzi nasze skojarzenia z dokonaniami Igora Strawińskiego potrafi „rozproszyć się” w aleatoryczne przebiegi (Fighting For Change), a potencjał melodyczny partii smyczków (Chevaliers) skutecznie uzupełniany jest natchnionymi frazami klarnetu (Chiari, Resonare). „Blend Pages” jest wycieczką w krainę nieprzezwyciężonej estetyki ubiegłego wieku. Według naszego własnego upodobania znajdziemy tam nawiązania do muzyki: Ravela, Debussy’ego, Bartoka, ale również Billa Evansa. Po dokładnym przesłuchaniu całej płyty łatwo dojść do wniosku, że Enrico Zanisi ma uzasadnione ambicje i możliwości, aby zostać rewolucjonistą i artystycznym obrazoburcą, dla którego nie ma nic świętego, a jednocześnie żarliwym zwolennikiem muzycznej tradycji. Na „Bland Pages” nic nie jest oczywiste, ani przewidywalne. Zanisi dobrowolnie kształtuje formę utworów, kreuje wyrafinowane harmonie, które imponują najbardziej wraz z zastosowaniem ostinata. Jednak przede wszystkim Zanisi jest fanatykiem brzmienia, czasami niemal baśniowego, a innym razem owianego chłodem nieujarzmionych dysonansów. Dlatego też jego fortepian rzadko jest na pierwszym planie – liczy się spójność i finalny efekt. Muzycznej wyobraźni starczyłoby mu na rozpisanie tej płyty na orkiestrę symfoniczną, ale póki co jedynie staje przed szereg i daje wyraźny sygnał jako artysta, który już w najbliższym czasie może odegrać bardzo donośną rolę przynajmniej na europejskiej scenie jazzowej.