Gazpacho – Soyuz

★★★★★★★★☆☆

1. Soyuz One 2. Hypomania 3. Exit Suite 4. Emperor Bespoke 5. Sky Burial 6. Fleeting Things 7. Soyuz Out 8. Rappaccini

SKŁAD: Jan-Henrik Ohme  wokal; Thomas Alexander Andersen – klawisze; Jon-Arne Vilbo – gitary; Mikael Krømer – skrzypce, mandolina, gitary; Kristian „Fido” Torp – gitara basowa; Robert Risberget Johansen – perkusja

PRODUKCJA: Gazpacho

WYDANIE: 18 maja 2018 – Kscope

22 lata działalności, 11 albumów studyjnych – Gazpacho z pewnością nie należą do próżnujących zespołów. Z kreatywnością też nie mają problemu, bo na każdym krążku starają się pokazać trochę inne oblicze swojej muzyki i nigdy nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Po imponującym „Moloku” sprzed prawie 3 lat zespół zmienił perkusistę i na jakiś czas porzucił ambitne koncepty na rzecz oderwanych od siebie opowieści, które jednak łączy motyw przewodni płyty – chwile zatrzymane w czasie.

Na poprzednim wydawnictwie Norwegowie sięgnęli chyba zenitu swoich ambicji za sprawą wielowątkowej i wciągającej muzyki, intrygującego tematu i instrumentów, jakie użyli, no bo przecież już nawet na kamieniach zaczęli grać (po kontekst odsyłam tutaj). „Soyuz” więc stoi przed trudnym zadaniem zadowolenia rozpieszczonych fanów. Zespół więc zamiast przeć wyżej i silić się na przebicie tamtego dzieła, obiega je łukiem. Pierwszy singiel a zarazem otwierający album utwór to typowe Gazpacho zanurzone w kontemplacji i nostalgii. Lekka niespodzianka pojawia się w Hypomanii, która w przejściu do refrenu brzmi jak Muse. Lekka, bo już na płycie „Firebird” choćby Norwegowie grali właśnie takie, bardziej bezpośrednie rockowe numery. Hypomania jednak nabiera dość posępnego wymiaru przez przeszywającą grę Mikaela na skrzypcach. Exit Suite to perfekcyjnie złożona kompozycja, która na pierwszy rzut ucha brzmi jak prosta miniatura. Efekt odpalanej zapałki to genialny substytut perkusji. W Emperor Bespoke mandolina zabiera nas w czasy średniowieczne i wprost do baśniowego świata Hansa Christiana Andersena. Ohme popisał się tutaj bardzo ciekawą melodią, co w moim mniemaniu jest największym atutem tej kompozycji. Ukryty pod piątką utwór Sky Burial to chyba aktualnie mój ulubiony moment płyty, przywołujący eksperymenty z „Moloka”. Jan-Henrik opowiada tutaj historię obrzędów pogrzebowanych tybetańskich mnichów. Dla urozmaicenia muzyki i wzmocnienia efektu emocjonalnego, zespół użył najstarszego nagrania głosu w historii. Ciężkie gitary, przepełnione sentymentem dźwięki fortepianu i dostojne skrzypce nie mogą przestać mnie nawiedzać. Zawsze czekam na ten utwór, a potem za nim tęsknię. Fleeting Things trochę rozjaśnia atmosferę po paru mroczniejszych utworach. W tym momencie zataczamy koło, ponieważ dostajemy rozwinięcie otwierającego Soyuz One w postaci Soyuz Out, w którym pojawiają się nawiązaniaa muzyczne do tamtego kawałka. To standardowy gazpachowy epik, który przekracza 13 minut. Jego pierwsza połowa to cierpliwe budowanie struktury rytmicznej i w końcu sekcja ambientowa zwieńczona chóralnymi śpiewami, która przeistacza się w energetyczne rozwinięcie w drugiej połowie, które rozwija temat z Soyuz One. Niespodziewanie kompozycja kończy się długim wyciszeniem, a nie przewidywalnym bombastycznym wybuchem. I tak oto żegnamy się z „Soyuz” najsmutniejszym kawałkiem Rappaccini. Adekwatnie, bo szkoda się jeszcze żegnać.

Miałem sporo czasu, by zapoznać się dobrze z tym albumem, ale wciąż mam wrażenie, że coś mi umyka i za parę tygodni uznam tę ocenę za błędną. „Molok” błędnie oceniłem na 8 gwiazdek, abo powinienem dać 9, kiedy myślę o tym z perspektywy czasu. Czy „Soyuz” też będzie płytą, która zyskuje z czasem? Trudno powiedzieć, równie dobrze czas może ją pogrzebać jak wiele innych wydarzeń w naszym życiu, o czym po części mówią teksty tych kompozycji. To nie jest moja ulubiona płyta Gazpacho, nawet nie umieściłbym jej na tę chwilę w pierwszej trójce, ale to i tak bardzo dobre dzieło, które po tylu tygodniach od premiery wciąż skrywa przede mną swoje niektóre walory. Tylko tak uzdolnieni muzycy potrafią stworzyć coś takiego, co potrafi być wielokrotnie niespodzianką i choćby dlatego więcej ludzi powinno dać Gazpacho szansę. Równie dobrze mogą zacząć od najnowszego dzieła