George Dorn Screams – Spacja kosmiczna

★★★★★★✭☆☆☆

1. Liczę do stu 2. Spacja kosmiczna 3. Miriadami 4. Na końcu świata 5. Koci szlak 6. W cieniu 7. Smutki 8. Począstki 9. Culprit Comfort

SKŁAD: Magda Powalisz – wokal, gitara; Marcin Karnowski – perkusja; Wojtek Trempała – gitara basowa; Radek Maciejewski – gitara

Gościnnie: Jakub Kapsa – melodyka (4); Krist Krueger – wokal (9)  

PRODUKCJA: Jakub Kapsa

WYDANIE: 18 marca 2016 – niezależne

Wreszcie kampanie crowdfundingowe w Polsce zaczynają doprowadzać do regularnego nagrywania albumów tą metodą. Lubisz naszą muzykę? Chcesz usłyszeć więcej? Pomóż nam więc w procesie wydawniczym. Brzmi to bardzo naturalnie. Zespół wie, że może liczyć na odbiorców, bo wyłożyli własne pieniądze, by płyta faktycznie powstała. Nie ryzykują też własnych pieniędzy. Jedyne czym pozostaje im się martwić, to nagraniem solidnej porcji muzyki. Mają także pełną swobodę artystyczną, choć niektórzy mogą powiedzieć, że powinni nagrywać pod publiczkę, bo proces przypomina trochę umowę o dzieło.

Znając George Dorn Screams od paru dobrych lat (niestety pominąłem pewien etap ich twórczości) jestem w stanie dostrzec, że „Spacja kosmiczna” jest płytą szczerą i pozbawioną kalkulacji. Nie da się pomylić tej muzyki z nikim innym w naszym kraju. Zważywszy na ten fakt, dziwi mnie jeszcze bardziej, że musieli uciec się do szukania funduszy na swoją kolejną płytą wśród fanów. Konkurencję mają minimalną, a przychylność krytyków dała im nieco kultowy status.

„Spacja kosmiczna” to drugie wydawnictwo grupy w całości zaśpiewane w języku polskim (jeśli nie liczyć kompozycji Culprit Comfort, której w sumie na płycie oficjalnie nie ma). Przyznaję, że dla mnie najlepszą płytą bydgoszczan jest „O’Malley’s Bar”, czyli płyta w całości po angielsku do tego nagrana z pomocą producenta z zagranicy. Płyta na bardzo wysokim światowym poziomie i z noise’owym pazurem. Najnowsze dzieło jest bardziej refleksyjne, czasami wręcz senne. Zapowiada spokojne przejście zimy w wiosnę, nadejście ciepła i zakwitanie kwiatów. W rezultacie słuchacz po wysłuchaniu tej muzyki pozostaje z ciepłem w sercu, które koi zmysły i pozytywnie nastraja.

George Dorn Screams pozostają w klimatach post rockowych, gdzie gitarowe harmonie tworzą pasma dźwiękowych gór, które cały czas zmieniają swoją wysokość i intensywność szlaku. Uchwycenie wszystkich akcentów i zmian nie przyjdzie z łatwością, ale nikt chyba nie oczekiwał od bydgoszczan muzyki prostej i jednowymiarowej. Delikatny głos Magdy brzmi na tle muzyki bardzo marzycielsko, a lekko poetyckie teksty dopełniają ten obraz.

Zespół podbija dynamikę w takich utworach, jak Koci Szlak i W Cieniu, w których perkusja wybija znacznie żwawsze tempo, a i gitary uderzają w ostrzejsze tony. W cieniu kryje w sobie do tego króciutką, aczkolwiek bardzo chwytliwą solówkę gitarową wwiercającą się w głowę. Kompozycja tytułowa to perfekcyjne spotkanie dwóch światów, gdzie melancholia spotyka się z rockową zadziornością. Właśnie w takiej konwencji zespół zawsze radził sobie najlepiej. Przedstawicielami tej lżejszej strony są Na końcu świata, Smutki i Począstki. Ostatni z nich nawet zamyka album długim wyciszeniem, kiedy słuchacz spodziewałby się efektownego i głośnego finału. Początkowo krążek promował utwór Culprit Comfort z udziałem amerykańskiego muzyka, Krista Kruegera. Kolaboracja jednak nie znalazła się na oficjalnym wydawnictwie, co może wynika z chęci utrzymania albumu w spójnej konwencji i nie mieszania języków. Uznałem, że warto go wspomnieć i wymienić na liście utworów, bo jest to rzecz, której nie należy przeoczyć. Krist ma dość charakterystyczny głos, a wymyślone przez niego partie nadały kompozycji nieodpartą przebojowość. Faktycznie wyłamuje się przez to na tle reszty muzyki, bo nie wymaga aż takiej koncentracji i znacznie łatwiej ją ocenić.

Wszystko pięknie, muzyka nie jest jednostajna i rozbudza różne emocje, czasem można potupać nogą lub ruszyć w tzw. tan, miejsca na kontemplacje i wyciszenie też nie brak. A jak to się ma do rozwoju zespołu i poprzednich jego dokonań? A no muzyka George Dorn Screams pozostaje w bezpiecznych dla nich rejonach, co na wysokości czwartego albumu jest lekkim zawodem. Bydgoszczanie już kiedyś to wszystko zagrali. Pewnym novum jest zmiana języka, która w efekcie zmieniła nieco sposób pisania melodii, ale to jednak za mało. Cieszy wysoki kunszt muzyków i świetne brzmienie, które zasługuje na wysoką pochwałę. Jest na czym zawiesić ucho i im częściej będziemy to robić, tym trudniej będzie je oderwać, ale najwyższa pora na jakieś odważniejsze zmiany, żeby nie popaść w stagnację.