InFidelis – Projekt.Kolberg

★★★★★★★★★✭

1. Goniony 2. Dreptany 3. Strojony 4. Nieokrzesany 5. Błądzony 6. Bujany 7. Zasiany 8. Ciosany 9. Łupany 10. Kołysany 11. Szlochany 12. Żegnany 13. Gwizdany

SKŁAD: Helena Matuszewska – suka biłgorajska, skrzypce, głosy; Marta Sołek – fidel płocka, wiolonczela, cymbałki, głosy. GOŚCINNIE: Wojciech Lubertowicz – bęben obręczowy (7), okaryna, gwizdy (13)

PRODUKCJA: Wojciech Lubertowicz

WYDANIE: 18.09.2015 – Karrot Kommando

„Wierne tradycji – niewierne rutynie” taki slogan wita nas, gdy wchodzimy na stronę internetową projektu InFidelis. To duet, który tworzą Helena Matuszewska i Marta Sołek – multiinstrumentalistki występujące w wielu folkowych, klasycznych, a nawet rockowych czy jazzowych składach. Panie stworzyły tym razem instrumentalny duet, w którym suka biłgorajska i fidel płocka spotykają się z looperem. Stare łączy się z nowym, dzień z nocą, radość ze smutkiem, zabawa z powagą, tęsknota ze spełnieniem. Tradycyjna muzyka folkowa łączy się z techno, reggae a nawet metalem. 

Ile mrówczej pracy musiał włożyć w dzieło swojego życia Oskar Kolberg, który ze słuchu, po karczmach, dworkach, plebaniach zapisywał melodie ze wszystkich regionów kraju. Ciężko dzisiaj prorokować, jaka byłaby nasza kultura bez tego spadku Kolberga. Podobnie zresztą jak zastanawiać się, co my pozostawimy w spadku naszym potomnym. Ciekawe jak sam Kolberg zareagowałby na melodie brane z jego zbiorów, które są wywracane na drugą stronę, aranżowane od nowa, przetwarzane, zapętlane w looperze przez nasze artystki. Liczę, że chwaliłby duet za własne poszukiwania, a nie wierne odgrywanie. W końcu to muzyka, która ma rodzić plony i owoce.

Główne role w projekcie grają dwa wspomniane niezwykłe instrumenty ludowe – suka biłgorajska i fidel płocka. Jak czytamy w książeczce do wydania: Helena i Marta pozwalają im na surowe brzmienie – wycie, warczenie, sucze skrzypienie. Suka to ogień, rozwrzeszczana nastolatka, a fidel to stateczna dama o aksamitnym głosie. Obydwa instrumenty wybrzmiewające przez cały album Etnogramy idealnie ze sobą współgrają i tworzą brzmieniowy monolit.

Album został podzielony na trzynaście instrumentalnych utworów, z takimi dodatkami jak gwizdy w utworze… Gwizdany. Każda z kompozycji swoim tytułem podpowiada słuchaczom jaki wymiar będzie miał ów utwór, oczywiście nie do końca i nie zawsze, ponieważ zdarzają się aranżacyjne skoki w bok i niejednokrotnie w którymś z utworów zabrzmi kilka motywów z całkiem różnych regionów.

Album rozpoczynamy od delikatnego, choć rosnącego z każdą minutą Gonionego. Jak każdy z nas, budzimy się leniwie i powoli, by rozpędzić się i działać przez kilkanaście godzin na pełnych obrotach, a wieczorem znów zwalniać tempa. Dreptany to zaś żwawy utwór, który pewnie idealnie nadawałby się jako muzyczna ilustracja pieszych wędrówek. Człowiek i bliskość natury, namacalna wiosenno-letnia pogoda wylewa się z kolejnych dźwięków tej pozytywnej kompozycji. Od razu jako słuchacz uśmiecham się do siebie. Strojony to przykład idealnego mieszania się nastrojów na tym albumie. Poniekąd dźwięki fideli i suki są błogie i rozpływające, zarazem przejścia kończące frazę są niepokojąco smutne. Dopiero w połowie kompozycji melodie stają się bardziej radosne i podnoszące na duchu. 

Dalej Nieokrzesany z hipnotyczną wiolonczelą, łkającymi i wyjącymi tradycyjnymi instrumentami, które pod koniec ustępują miejsca marszowemu tempu wiolonczeli, ponad które wybija się fidela. Błądzony jak sama nazwa wskazuje, to dźwięki nie tak pewne jak te we wcześniejszym utworze Nieokrzesany. Są bardziej delikatne, jakby rozmyte. Bujany idealnie przedstawia jakim muzycznym dobrodziejstwem jest looper. Miłe dla ucha zapętlenie kilku sekwencji, które rozrzedzają radosne przygrywki niczym te z ludowych zabaw. Klimat folkloru prosto z jarmarków lub wesel zostaje utrzymany w utworze Zasiany. Tutaj duet wspiera realizator nagrań i producent Wojtek Lubertowicz, grający na bębnie obręczowym. Ciosany to równie wesoły utwór, utrzymany w szybkim tempie. Łupany to idealny numer do wywijania obertasów lub innych, co skoczniejszych tańców, poza tym perkusyjna stopa nadaje rytm, a wariacje dziewczyn robią z melodii Kolberga absolutnie strawne dla mojego ucha „techno”. Głębokie ukłony.

Zakończenie płyty jest bardziej stonowane, stając się poniekąd metaforą życia. Im człowiek starszy tym spokojniejszy, epatujący troską, smutkiem, zadumą, chylący się coraz bardziej ku kresowi swojej wędrówki. Wspominający wszystkie atrakcje życia, ale i ciężą pracę jaką do tej pory wykonał.

„Projekt.Kolberg” to dzieło kompletne, oprócz CD „Etnogramy” mamy jeszcze drugą płytę „Kolekcjoner„, a tam znajduje się krótka animacja poklatkowa autorstwa Kamili i Mirka Sosnowskich, która jest symboliczną opowieścią o szczególnej bibliotece. Dziwacznym organizmie pełnym katalogowych szufladek, wypełnionych zapiskami Kolberga będąc dobitną impresją na temat poszukiwań etnografa.

„Projekt.Kolberg” to połączenie sztuki wizualnej i dźwiękowej. Scalenie dwóch różnych, często odmiennych i skrajnych światów. Projekt ten jest idealnym hołdem złożonym przez dzisiejszych Polaków dla wybitnego badacza naszej kultury. Stara ludowa mądrość mówi: że cudze chwalimy, a swego nie znamy. Dobrze że są artyści, którzy mimo wszelkich trudności, dążą do ciągłego odkrywania naszych tradycji. Chwała im za to, że im się chce. Chwała Oskarowi Kolbergowi, że i jemu się chciało.