Inspired – Music Inspired By Alchemy

To już trzecia odsłona „inspiracji” po płytach natchnionych tarotem i znakami zodiaku. Tym razem oprócz osobistej dedykacji zmarłemu muzykowi Riverside – Piotrowi Grudzińskiemu –dedykowana jest muzycznej ilustracji największych europejskich postaci związanych z alchemią i ezoteryką doby średniowiecza i renesansu. Płyta stanowi twór o tyle wyjątkowy, że muzyków związanych z wcześniej związanym zespołem Annalist wsparło wielu znakomitych artystów jak Mariusz Duda (Riverside, Lunatic Soul), Anja Orthodox (Closterkeller), Ania „Anucha” Piotrowska (Żywiołak), którzy użyczyli swoich strun głosowych oraz Mariusz Kumala (Closterkeller), który wsparł projekt piękną partią gitary (Edward Kelley). Z pewnością trzeba uwydatnić fakt rozwinięcia całego instrumentarium, do którego dołączono żywe instrumenty klasyczne jak skrzypce, wiolonczela, czy cała sekcja dęta. Przy takiej treści z pewnością dodały one muzyce bardziej organicznego charakteru, który jednak na albumie paradoksalnie ma problem z przebiciem poprzez nieco przerysowane elektroniką brzmienie. Niwelują to skutecznie doskonałe wokalizy wcześniej wspomnianych wspierających projekt artystów, których w ramach albumu nazwijmy kamieniami filozoficznymi, bowiem w wielu fragmentach stanowią panaceum na wzmocnienie mistycznego charakteru aranżacji i budowaniu klimatu uwalniającego większe pokłady wyobraźni. Przyznam jednak, że spodziewałem się czegoś znacznie bardziej duchowego, czegoś co wyniosłoby mnie do głębszej refleksji nad tą tajemniczą dziedziną nauki jaką jest alchemia. Tymczasem dostałem album, który doskonale… relaksuje. Pozbawiony jest jednak intymnego wydźwięku, dlatego stanowiłby raczej lepsze tło pod czynności dnia powszedniego, bądź jako osnowa jakiegoś kinematograficznego dzieła. Ponadto, alchemia sama w sobie kojarzy się naturalnie z wieloma aspektami korespondującymi z czarną magią i mrocznymi tematami co płyta nie zupełnie odzwierciedla. Zaprezentowano, bądź co bądź, bardzo trafną atmosferę średniowiecznych konotacji, ale ostatecznie skupiono się chyba zbyt bardzo na stricte sielankowym akompaniamencie aranżu. Zaledwie jeden utwór realnie przedstawia bardziej mroczne zakątki tej dziedziny i jest nim Trithemius. Artyści podjęli się muzycznej prezentacji czterech elementów konstytuujących wszechświat i tak jak kiedyś alchemicy, tak i oni dziś dokonali próby transmutacji historii i nauki w muzyczny obraz. Zadanie niezwykle trudne, tym bardziej, że oparte na dość niespodziewanej formie pozbawionej oczekiwanego z góry etnicznego wyrachowania. Utwory są o tyle ciekawe, że zaaranżowane dość niestandardowo, a sam album „dzieli się” na bardziej zdynamizowaną część i drugą, zdecydowanie bardziej oniryczną część, tworząc ciekawie rozwijaną muzyczną podróż. Motywy mimo pewnego pierwiastka analogii nie powielają się, w każdej kompozycji prezentując inne wartości odbioru. Są bowiem elementy przelewające szalę wagi na melodię (Hermes Trismegistos), gdzie w innym za priorytet uznano rytmikę sfabularyzowaną etnicznym charakterem (Albertus Magnus). W jednych utworach przeważają rockowe zagrzewy (Sendivogius), a w innych sterylność elektroniki (Alexander Seton). Heterogeniczność albumu naturalnie wzmacnia wcześniej wspomniana kooperacja zaproszonych gości i twórców projektu. Mimo zbieżnych oczekiwań, projekt nie zawodzi. Nie koresponduje może idealnie z treścią konceptu alchemii ze względu na płowy syntetyzm brzmienia, ale nastrój tajemnicy i eksploracji nieznanych obszarów życia zdecydowanie koloryzuje.