Jan Ptaszyn Wróblewski Sextet – (12on14, Warszawa – 21.04.2018)

Jan Ptaszyn Wróblewski, jeden z najważniejszych i najbardziej zasłużonych artystów w historii polskiego jazzu – wybitny saksofonista, kompozytor, aranżer, dyrygent, publicysta, dziennikarz radiowy, krytyk muzyczny, pedagog, konferansjer. Zadebiutował na scenie już w 56. roku w legendarnym sekstecie Krzysztofa Komedy i od tego czasu prowadził dziesiątki zespołów: Polish Jazz Quartet, Studio Jazzowe Polskiego Radia, Chałturnik, New Presentation, Grand Standard Orchestra, Made in Poland – to tylko wyrywkowe jego przedsięwzięcia. Muzyczny globtroter zawitał tego wieczoru ze swoim sekstetem do warszawskiego klubu 12on14. W skład oprócz Ptaszyna (saksofon tenorowy), Wojciecha Niedzieli (fortepian), Michała Kapczuka (kontrabas) i Marcina Jahra (perkusja), wchodzą dodatkowo dwie indywidualności: Henryk Miśkiewicz (saksofon altowy) i Robert Majewski (trąbka). Oprócz twórczości Komedy, mieliśmy szansę usłyszeć kompozycje Andrzeja Trzaskowskiego oraz oryginalne interpretacje „Halki” Stanisława Moniuszki, zainspirowane instrumentalnymi wersjami jazzowej opery „Porgy and Bess”.

Wydarzenie niebywałe! Luźny program o bardzo dynamicznym charakterze. Nie 3 ale 5 kwadransów jazzu, jak zostało zapowiedziane, to widowisko nie tylko stricte muzyczne, ale i popis doskonałej konferansjerki Ptaszyna, inspirującego swoją wiedzą i rozbawiającego poczuciem humoru. Rzecz o tyle istotna, że w dobie współczesnych jazzmanów zanikająca i ograniczająca się wyłącznie do mało kurtuazyjnego „dziękuję”.  

Ptaszyn – człowiek, który ukształtował serce polskiej sceny jazzowej w swoim sekstecie powalał niesamowitą pełnią brzmienia. Astigmatic z repertuaru Komedy to doskonały wybór na rozpoczęcie tego pięknego wieczoru. Głębia kontrabasu, niesamowita lekkość frazowania sekcji dętej i przeszywająca perkusja. Jakże subtelną finezją i brawurową płynnością melodyki wykazał się tego wieczoru Wojciech Niedziela, którego najbardziej docenić można było przy kolejnych bardziej balladowych kompozycjach. Na uwagę zasługiwała również niezwykła przy tej szybkości dokładność artykulacji saksofonu altowego Henryka Miśkiewicza, który mimo że za słowami Ptaszyna nie ma sobie równych przy balladach, tak na wszystkich robił również wrażenie przy bardziej energicznych wykonach solowych, np. w Better Luck Next Time Trzaskowskiego. Niebywała elegancja wykańczania detali i subtelnych półdźwięków w tej kompozycji była wprost rozbrajająca. Sam utwór zdecydowanie mniej dramaturgiczny i dość zachowawczy, ale jak stwierdził sam Ptaszyn, Komeda i Trzaskowski to dwa artystyczne przeciwieństwa. 

Komeda kierował się zawsze własnym, impulsywnym acz skrupulatnie przefiltrowanym gustem, a Trzaskowski uwielbiał być w zgodzie ze wszystkimi teoriami i muzycznymi koncepcjami. I o ile w kompozycjach Komedy można przemycić dość odważne interpretacje, tak jak stało się to tego wieczoru, tak zmiana czegokolwiek w repertuarze Trzaskowskiego spowodowałaby zamęt i odwrócenie ładu. Czy granie standardów to anachronizm, czy może wręcz przeciwnie? – wprowadza w pewnym momencie dygresję Ptaszyn. Cóż, dla takich interpretacji jakich byliśmy świadkami tego wieczoru zdecydowanie warto o takowe reminiscencje. Tym którzy nie wierzyli w ideę odtwarzania standardów Ptaszyn „odleciał” w kierunku zreharmonizowanych interpretacji utworów Stanisława Moniuszki przygotowanych z myślą o zbliżającym się Roku Moniuszkowskim 2019. Ta jakże odmienna od jazzowej tradycji twórczość to niezwykle odważna forma uczczenia geniuszu naszego kompozytora. Kompozycje Moniuszki w wykonaniu Ptaszyna odznaczały się znikomą próbą odtworzenia operowych motywów. Wyróżniała się prowokująca interpretacja Kantyleny, która niewątpliwie uwydatniła swoją melodyką piętno polskiej kultury, podkreślając wartość przeprowadzanego eksperymentu na tle jazzowej formuły. Koncert nie mógł być kompletny bez autorskiej kompozycji. Ptaszyn wybrał w to miejsce, raczej zapomniany motyw, który napisał na potrzeby muzyki filmowej. Kompozycja Driving, bo o niej mowa, to popis harmonicznej więzi sekstetu i fantastyczny punkt kulminacyjny wieczoru rozgrzewający atmosferę klubu do czerwoności. Jedno z najpiękniejszych miejsc w Warszawie. – skwitował w którymś momencie Ptaszyn. Faktycznie! 12on14 to niezwykle klimatyczne i wprost idealne dla tego typu muzycznych wydarzeń miejsce. Nie byłoby jednak tak pięknie bez doborowych wykonawców i ich repertuaru. Wielkie ukłony!