Julian & Roman Wasserfuhr – Landed in Brooklyn

★★★★★★★★☆☆

1. Bernie`s Tune 2. Tutto 3. Tinderly 4. Durch den Monsun 5. Carlo 6. S.N.C.F. 7. Ella 8. Seven Days 9. First Rays Of Dawn SKŁAD: Julian Wasserfuhr – trąbka, flugenhorn; Roman Wasserfuhr – fortepian, marimba, seaboard; Donny McCaslin – saksofon tenorowy; Tim Lefebvre – bas elektryczny, kontrabas; Nate Wood – perkusja PRODUKCJA: Al Pryor, Max Ross, Klaus Scheuermann Johannes Wohlleben (Bauer Studios), Max Ross (Systems Two Recording Studios) WYDANIE: 2017 – ACT Music www.wasserfuhr-jazz.com

Bracia Wasserfuhr nagrywają dla ACT już od 2006 roku; od samego początku odznaczając się wyrafinowaniem i stylowością swojej twórczości. „Landed In Brooklyn” to już 5. wydawnictwo, najwidoczniej mające pełnić epicentrum ich kreatywności w postaci miks modernistycznego post/hard bopu z jego tradycją oraz rewizją łagodnej formy jazz fusion. Jakkolwiek by to skomplikowanie nie brzmiało, album od samego początku wzbudził we mnie pozytywne odczucia swoją niezwykle przystępną formą lgnącą do sceny mainstreamu.

Jak się też okazuje, nie bez powodu tak właśnie odebrałem to wydawnictwo. Album inspirowany był bowiem ostatnim dziełem Davida Bowiego „Blackstar” (2017) za którego przykładem bracia Wasswefuhr chcieli wprowadzić do swojej twórczości „popowy” ekwiwalent muzyki, werbując zresztą do składu saksofonistę Donny’ego McCaslina oraz basistę Tima Lefebrego udzielających się w wyżej wspomnianym projekcie legendy. Do kwartetu dołącza również Nate Wood znany ze współpracy z Chaka Kahn, Waynem Kraznem, Stingiem oraz Michealem Woolneyem. Przyznacie, że już sam skład doszczętnie potwierdza wcześniejsze założenia mainstremowych upodobań.

Do tej muzycznej przygody zaprasza nas skutecznie już pierwsze upbeatowy numer – Bernie’s Tune delektujący nas optymizmem Chucka Mangione. Multi rytmicznej dynamice towarzyszą tu również obfite ilości flugenhornu, chociaż ten najlepiej brzmi w kompozycji Carlo. Instrumenty dęte skupiły na mnie swoją uwagę w uptempowym S.N.C.F z dobitnymi artykulacjami saksofonu tenorowego oraz w pachnącym smooth jazzem Tinderly z iście porywającym groovem. Pod tym względem równie świetnie wypada Tutto. Harmonie i wielobarwność melodii smacznie igra tu z alternatywą cool jazzu i melodycznymi rozmyciami. Większość kompozycji jest raczej zdystansowana w swoich aranżacjach, skupiając się na precyzji dźwięków aniżeli ich ilości. Świetnie pod tym względem wypada entuzjastycznie dryfujący po rejonach bluesu i soulu fortepian wykazujący liryczny pokaz skwapliwości (Ella). W tym samym pryzmacie równie barwnie rozwidlają się zdolności perkusisty mającego duże pole do popisu na tle przestrzenności samych kompozycjach.

Kompozycje niesamowicie optymistyczne, atrakcyjne w swoim melodyjnym wyszukaniu (Tinderly) oraz imponującą formą rytmu (Tutto). Ograniczone zostały partie solowe, co z pewnością niektórych sfrustruje. Dzięki temu album jest jednak z pewnością bardziej przystępny, ale wielu zada też pytanie – czy nie przekroczyli bynajmniej granicy mainstreamowego blichtru? Wielu z pewnością zaskoczy cover nastolatkowych bożyszczy Tokio Hotel Durch den Monsun, który dzięki kompozycji braci Wasserfuhr od razu nabrał wyrafinowania, stylu i ewidentnej wrażliwości, dzięki pięknej wymianie trąbki z fortepianem między którymi miałem również wrażenie kamuflażu kompozycji Time After Time Cyndi Lauper. Ponadto pod względem aranżacyjnym drugi i ostatni z coverów Seven Days Stinga uwydatnia piękno zmieniającego się tempa. Jeżeli chodzi o sam „stingowy” nastrój, to pozostał on również przy First Rays of Dawn wprowadzającym ferię optymizmu dzięki ciekawemu motywowi marimby oraz dialogu instrumentów dętych.

Nie ma tu bezużytecznych nut czy też szaleńczych porywów w krainę dysonansu, ale skrupulatnie spreparowane idee, które porywają werwą energii i uzależniających melodii. Album na każdą porę dnia. Za każdym razem szczypie swoją przyziemnością melodycznej prostoty dokładnie tak samo. Nie sposób się w tym momencie nie ukłonić. Kurtyna!