Keith Richards – Crosseyed Heart

★★★★★★★★✭☆

1. Crosseyed Heart 2. Heartstopper 3. Amnesia 4. Robbed Blind 5. Trouble 6. Long Overdue 7. Nothing On Me 8. Suspicious 9. Blues In The Morning 10. Something For Nothing 11. Illusion 12. Just A Gift 13. Goodnight Irene 14. Substantial Damage 15. Lover’s Pen

SKŁAD: Keith Richards – wokal główny, wokal wspierający, gitara elektryczna, gitara akustyczna, bas, pianino, instrumenty klawiszowe, organy wurlitzer, organy farfisa, sitar elektryczny, tiple; Steve Jordan – perkusja, instrumenty perkusyjne, wokal wspierający, wibrafon; Waddy Watchtel – gitara prowadząca, gitara akustyczna, wokal wspierający, gitara slide; Ivan Neville – instrumenty klawiszowe, organy Hammonda, wokal wspierający, organy wurlitzer; Bobby Keys – saksofon; Babi Floyd – wokal wspierający; Sarah Dash – wokal wspierający

WYDANIE: 18 września 2015 – Universal Republic Records

www.keithrichards.com

Mijają lata, wielcy odchodzą, rozpadają się zespoły, państwa, bloki polityczne, technologia rozwija się w zastraszającym tempie, ale on jak zwykle ten sam – zawadiacki, dekadencki, elektryzujący i co najważniejsze czerpiący z samych korzeni. Keith Richards, od 53 lat (sic!) motor napędowy The Rolling Stones (a po godzinach – ojciec Jacka Sparrowa), postanowił tym razem podzielić się ze światem muzyką, której nie firmuje charakterystyczne logo z wywieszonym językiem.

Crosseyed Heart, który ukazał się 18 września tego roku, to trzeci solowy studyjny album gitarzysty, po świetnie przyjętych Talk is Cheap (1988) i Main Offender (1992). Do współpracy muzyk zaprosił, z wyjątkiem gości, skład praktycznie identyczny, jaki brał udział w nagrywaniu dwóch poprzednich płyt. I słysząc rezultat, to z pewnością było dobre posunięcie, bo ten longplay to godny ich następca.

Otwierający album utwór tytułowy to korzenny, akustyczny blues, trochę w stylu legendarnych Roberta Johnsona czy Leadbelly’ego. Zaraz po nim doskonale rozpędzony Heartstopper i od razu słychać to brzmienie – ostrą, selektywnie jazgotliwą gitarę – gry Richardsa nie da się pomylić z nikim innym! Podobnie jest w kilku innych utworach, na czele z motorycznym niczym Jumpin’ Jack Flash, singlowym Trouble, fantastycznie rytmicznym Amnesia, gdzie smaku dodaje pianino czy Blues in the morning, typowym, bluesowym shuffle. Energiczny Something for Nothing to kolejny majstersztyk, z gospelowym chórkiem w roli „wisienki na torcie”. Dobrą robotę robi tu sekcja rytmiczna, na czele z niezawodnym Stevem Jordanem na perkusji – facet wielokroć na płycie gra z podobnym swingiem jak Charlie Watts za najlepszych czasów. Warte wspomnienia są także synkopujący w rytmie reggae  Love Overdue i Substantial Damage, funkujący tak ostro, że nie powstydziliby się go na swoim albumie nawet Red Hot Chili Peppers. Zaliczyliśmy więc krótką podróż przez kawałki, w których Keith dał się wyszumieć; o wyjątkowości tego albumu decydują jednak nastrojowe ballady. Moim skromnym zdaniem na czoło wysuwa się melancholijnie płynąca Suspicious, z pięknie śpiewającym Richardsem i ciepło brzmiącą gitarą, zawodzącą unisono razem z nim.  Jest czasem trochę retro, jak w Goodnight Irene, pobrzmiewającej stylem doo-woop i melodyjnością Everly Brothers, i trochę „stonesowo” w Just a Gift. Uroczo też wypada duet w Illusion – Piękna (Norah Jones), Bestia (Keith Richards), delikatne klawisze i znów przeciągle łkająca gitara. Keith, jak Ty to robisz (od ponad pięćdziesięciu lat)? Wspaniały wokal, doskonale rozłożone partie, energia, emocje w różnych odcieniach – nie ma się czego przyczepić. To album nie tylko dla fanów Stonesów czy samego Richardsa – to kawał dobrego rocka dla wszystkich rozsmakowanych w klasyce gatunku. Bohater główny tej recenzji powiedział kiedyś, że nie potrafi nawet przeliterować słowa „emerytura”. Daj Boże, żeby się nigdy nie nauczył.