1 3
1 3

Rock in Rio – Linkin Park (Lizbona – 26.05.2012; live stream)

Setlista:

1. A Place For My Head 2. Given Up 3. Faint 4. With You 5. Runaway 6. From The Inside 7. Somewhere I Belong 8. Numb 9. Lies Greed Misery 10. Points of Authority 11. Waiting For The End 12. Breaking The Habit 13. LOATR/SOTD/Iridescent (Ballad Medley) 14. The Catalyst 15. Burn It Down 16. What I’ve Done 17. Crawling 18. New Divine 19. In The End 20. Bleed It Out 21. Papercut 22. One Step Closer

Linkin Park w Lizbonie, 26 maja 2012

Wracamy do Lizbony! Była Metallica, a dziś coś z zupełenie innej beczki… Linkin Park. Muszę przyznać, że zespół znam jedynie z wydawnictw płytowych, dlatego z wielką przyjemnością oglądałem koncert Amerykanów, tym razem rozruszających publikę z europejskiej stolicy Portugalii… „na żywo”. Niemniej jednak obok mojej ekscytacji pojawiło się też rozczarowanie. O tym jednak nieco później. 

Przede wszystkim, Linkin Park świetnie wywiązał się z doboru kompozycji, tj. zapewnili mieszankę iście wybuchowo-hitową, głównie za sprawą utworów z pierwszych płyt, które zapewniły zespołowi wysoką popularność sprawdzają się w równym stopniu również dzisiaj, a przecież od wydania pierwszego albumu mineło już 12 lat. To jednak świadczy o klasie jaką do dziś prezentuje Linkin Park, chociaż należy zaznaczyć, iż zaskoczyć mogła mała ilość kompozycji przecież dobrze przyjętego albumu A Thousand Suns.

Chester Bennington, Linkin Park w Lizbonie, 26 maja 2012

Lata lecą, a Amerykanie grają swoje. Niestety, konsekwetnie zauważalne było udzielenie „gwiazdorskiego” podejścia do koncertowego przedsięwzięcia w Lizbonie. O ile Mike Shinoda w czasie koncertu wykazywał szczerą przyjemność i z uśmiechem na twarzy niósł za sobą przekaz swojego muzycznego dorobku, tak na twarzy Chestera Benningtona zdawało się zauważyć dość specyficzny stosunek, nie tylko w kwestii lekceważącego kontatku z publicznością, którego fragemntów „konferansjerki” można zliczyć na palcach jednej ręki, ale co najgorsze, z masakrycznie wykonywanymi partiami wokalnymi, które dalakie były od ideału wydawnictw płytowych, ale to już chyba osobliwe uroki wydarzeń jakim są występy na żywo. Należy jednak przyznać, że od połowy było znacznie przystepniej. Czyżby Chester poczuł się pewniej? Chociaż z drugiej strony po tylu latach koncertowych zmagań nie powinien mieć żadnych kompleksów. Moim zdaniem braki wokalne mogłyby być umiejętnie zakamuflowane bardziej rozbudowanym kontaktem z publicznością, którego absencja zdecydowanie odbiła się na wartości całego koncertu.

Brad Delson, Linkin Park w Lizbonie, 26 maja 2012

Wokal możnaby obarczyć konsekwencją zmęczenia, którego nie sposób nie było w stanie  nie zauważyć na twarzach muzyków, ale niestety niedoskonałości pojawiały się już od samego początku, co niewątpliwie dziwi. Oczywiście, niedopracowanie można wybaczyć w przypadku premierowych utworów, ale nie tak kultowych numerów jak Crawling czy chociażby With You, chociaż ten ostatni pomimo drastycznie wyczuwalnego fałszu zagrany został z niezwyklą werwą, „znieczulając” pośrednio moje niezadowolenie kolejną porcją dobrej energii, której niewątpliwie tego wieczoru miałem pod dostatkiem. Za sprawą takich utworów jak Numb, Points of Authority, Breaking The Habit, In The End, czy Runaway nie brakowało też dobrej zabawy pośród samej publiczności, która z dużą chęcią wspomagała, nomen omen, wokalnie artystów z Linkin Park; z łatwością dorównując im ilością decybeli. Ekscytację fanów zwiększały częste zejścia wokalistów do publiki, której wrażenia w wielu przypadkach charakteryzowały się dość specyficznymi zachowaniami, tj. zauważalne otarcie się o atak serca po dotknięciu któregoś z członków Linkin Park; próba agitacji klubu sportowego FC Porto, którego Ch. Bennington został „udekorowany” szalikiem etc.

Mike Shinoda, Linkin Park w Lizbonie, 26 maja 2012

Za jedną z nielicznych niespodzianek można uznać premierowe wykonanie utworu z nachodzącego albumu Living Things, które ma się ukazać pod koniec czerwca – Lies Greed Misery. Nowa kompozycja nie wzbudziła jednak we mnie nadzwyczaj optymistycznej reakcji. Nie umniejszając zachaczającemu o mainstreamowe klimaty utworowi przypominającąm w strukturze starszy i skoczny Given Up, Lies Greed Misery przypomina mi niestety nieco formę jaką kierowali sie Amerykanie na płycie Minutes To Midnight. Nie chciałbym jednak, aby formuła dojrzałego A Thounsand Suns została zapomniania, a za sprawą Lies Greed Misery Linkin Park zamiast kroku naprzód, zrobi dwa w tył.

Joe Hahn, Linkin Park w Lizbonie, 26 maja 2012

Koncert z Lizbony trwający nieco ponad połtórej godziny z pewnością utwierdził mnie w przekonaniu, że Linkin Park, choć niekoniecznie umiejętnie na żywo, potrafi godnie zaprezentować swój materiał broniąc się „legendą” swojego stylu muzycznego. Mocne wejście przy pomocy Place For My Head, From The Inside i dalsze Burn It Down, poprzedzone hitami Somewhere I Belong, Runaway, Numb, Papercut, One Step Closer, czy In The End oraz składanką ballad LOATR/SOTD/Iridescent udowodniły bogatą twórczość Amerykanów, którą mogą się dziś poszczycić. Co ciekawe, należy zauważyć, że często nieakceptowane wśród konserwatywnych fanów nowsze pozycje przyzwoicie radzą sobie również pośród mocniejszego repertuaru, godnie reprezentując fenomen Linkin Park takimi utworami jak The Catalyst, czy Bleed It Out, a mnie podtrzymują w nadziei, na nowy, pozytywnie zaskakujący materiał z nadchodzącego wydawnictwa – Living Things.

Linkin Park – Rock in Rio

Retransmisja koncertu z Lizbony – 26.05.2012 r.