Konzilium – Konzilium Vizita

Przyznam, że temu zespołowi zamiast Konzilium, lepiej pasowałaby nazwa „konsternacja”. Czemu? Dawno temu nie poruszył mnie taki dziwaczny rozstrzał stylistyczny jak na albumie Serbów. Właściwie może nie o rozstrzał tu chodzi, ale o wyobraźnie wobec dynamiki struktury, która przechodzi od funku, eksperymentalizmu, klasyki jazzu, folku, a na popowym sznycie Prince’a kończąc. Tak, jego też tu usłyszymy. Nie dostajemy jednak tego wszystkiego na raz. Materiał przy większości kompozycji spaja prostolinijna zagrywka gitary, na które obudowuje się cała reszta instrumentarium. Brzmienie gitary, a raczej styl przypasowany do jej ekspresji można opisać jako surowy, żeby nie powiedzieć organiczny, chociaż często wprowadza również ciekawą atmosferę onirycznego fusion zmieszanego z funkiem (Psssst, Bluz (Tude papuce 46)) Mimo jednostajności poszczególnych zagrywek, jej artykulacja umiejętnie dostosowuje się jednak do całej atmosfery, często jednak posuwając się do umyślnych niedociągnięć wprowadzających do bardziej niesugerowanych aspektów jazzu eksperymentalnego. Instrumenty dęte kontrastują z barwą gitary, dokładnością i elegancją płynności. Brzmienie ich jest dużo bardziej wyrafinowane, otulone subtelnością i elegancją. Wszystkiemu kokietuje od czasu do czasu świetne pastiszowe chopy dość obrazoburczych dźwięków klawiszy, wprowadzając przebojowy klimat (Vizita). Wychodzi z tego materiał nie tyle spójny, co niesamowicie spontaniczny, podczas którego naprawdę ciężko przewidzieć dalsze koleje losu. Nie ma w tym może nazbyt lirycznego przesłania i nie kryje się za tym żaden konkretny koncept, ale zabawa dźwiękiem i melodią, która raz skonsternuje dźwiękowymi aberracjami, a raz zaprowadzi na deski najlepszych jazzowych klubów. Nie najłatwiej się w tym wszystkim połapać, ale najlepiej po prostu oddać bez zbędnego szukania drugiego dna. Niech się dzieje wola nieba – z nią się zawsze zgadzać trzeba. Czyż nie? Zebranie uznaję za udane.