Kristoffer Gildenlöw – Homebound

Parę lat temu w rozmowie z Danielem Gildenlöwem wręcz poprosiłem, by ten jednak przesłuchał „The Rain” swojego brata, z którym to krążkiem nie chciał się zapoznać z obawy, że mu się nie spodoba. Nie mam pojęcia, czy wreszcie do tego doszło, ale nastał czas kolejnego albumu i jeśli Daniel wciąż unika muzyki brata, to może jest to z obawy, że przytłoczy go jego talent.

„Homebound” to kolejny artystyczny sukces, ale też najbardziej przystępna i ciepła płyta byłego członka Pain of Salvation. Poprzednie płyty Kristoffera charakteryzował ogromny ciężar emocjonalny, którego tutaj też nie zabrakło, ale szala została zdecydowanie przechylona na stronę optymizmu i nadziei. To też najkrótszy album Szweda. 35 minut muzyki pełnej ciepłych, melancholijnych dźwięków z pogranicza art rocka. Słucha się tego znakomicie. Płyta wręcz pochłania słuchacza. Kristoffer wokalnie prezentuje ogromna powściągliwość mimo niewątpliwych możliwości i stawia na emocje, a nie zbędne popisy. Jest to zwycięska formuła jego wszystkich płyt.

Gildenlöw sięgnął nawet tutaj po cover. Na warsztat wziął utwór Leonarda Cohena, który zawsze był dla niego wielką inspiracją. Co ciekawe, kompozycja brzmi, jakby zawsze miała znaleźć się na tym albumie. Podobnie jak Cohen Kristoffer na „Homebound” stawia na siłę prostoty. Gitara akustyczna to szkielet, na którym opiera się większość melodii, ale usłyszeć możemy także wzbogacające wszystko wiolonczele, instrumenty dęte i fortepian. Brak tutaj gęstości choćby „The Rain”, ale w tym przypadku jest to zaleta. Po tak ciężkim koncepcyjnym dziele, „Homebound” jest niczym okład na emocjonalne rany.

Jeśli miałbym przytoczyć swoje ulubione fragmenty, musiałbym wspomnieć podniosły Infected z subtelną wiolonczelą i nastrojowymi dęciakami. To prawdopodobnie najbogatszy muzycznie utwór. Kristoffer w elektryzujący sposób buduje też napięcie głosem, który w pewnym momencie wybrzmiewa ze stłumionym gniewem. Snow kipi nostalgią i bogatą teksturą klawiszy. To

Płyta oryginalnie miała być wydana na początku wiosny i współgrałaby z nią znakomicie. Natura budząca się do życia to z pewnością wspaniały wizualny akompaniament do tego dzieła. Nie mam jednak problemu ze słuchaniem trzeciego solowego dzieła Szweda na przełomie lata. To płyta na każdą porę roku. Dzieło ponadczasowe, tradycyjne i skondensowane, ale emanujące pięknem i szczerością. też najbardziej ekscytujący utwór wokalnie. Klimatem przypomina dzieła Davida Gilmoura. Wzruszająco pięknym zwieńczeniem jest You Need to Stay (Away) poprzez swoją prostotę i nastrój.

1. Eternal 2. Holy Ground 3. Like Father Like Son 4. Infested 5. Snow 6. Our Home 7. I Cried Today 8. Chelsea Hotel #2 9. You Need to Stay (Away) SKŁAD: Kristoffer Gildenlöw – wokal, gitara, gitara basowa; Dirk Bruinenberg (7 Miles To Pittsburgh, Patrick Rondat) – perkusja; Jeroen Molenaar – perkusja; Fredrik Hermansson – fortepiano; Marcel Singor – gitara; Paul Coenradie – gitara; Jan Willem Ketelaers – wokale wspierające; Erna auf der Haar – wokale wspierające; Maaike Peterse – wiolonczela; Ola Sjönnerby – instrumenty dęte; PRODUKCJA: Kristoffer Gildenlöw WYDANIE: 5 czerwca 2020 – Dutch Music Works
Koncept
7.5
Wykonanie
8.5
Produkcja
8.5
OCENA CZYTELNIKÓW0 Votes
0
8.2
OCENA