Limit Dźwięku – Enigmatic

Muzyce instrumentalnej coraz trudniej przykuć uwagę słuchaczy. Brak linii wokalnej utrudnia nam nawiązanie szybkiego kontaktu z muzykę i zapisanie jej w pamięci. Wpływ post rocka też zebrał swoje żniwo – popularność tego gatunku jeszcze parę lat temu i w efekcie wysyp kapel parających się tworzeniem dźwięków w tym stylu doprowadził do przesytu i potrzebujemy teraz czegoś wyróżniającego się czymś unikatowym, by poświęcić temu odrobinę uwagi. Jak pewnie już się domyśliliście, Limit Dźwięku gra muzykę pozbawioną wokali i bardzo dobrze, bo nie ma tu dla nich miejsca. Paweł Skocz, Dawid Miedziocha, Sebastian Wojciechowski i Wojciech Karasiński nie grają jednak post rocka, nawet ich w tym kierunku nie ciągnie. W zamian dostajemy pochodną hard rocka, AOR-u, i prog rocka. Formacja stawia na urzekające melodie i imponującą wirtuozerię. Tylu solówek gitarowych nie usłyszycie na wielu płytach, a tutaj nie dość, że często i gęsto, to jeszcze z jakim uczuciem. Enigmatic to dynamiczna kompozycja, napędzana porywającą melodią na gitarze solowej, a taki The Love to uwodzicielski romans z gitarą i słuchaczem zapatrzonym w brzmienia sprzed 30 lat. Ta muzyka po prostu brzmi klasycznie i tym samym dostojnie – nie może być mowy o udawaniu, Limit Dźwięku jest zakochany w tych brzmieniach. W Positive Atmosphere Panowie dzielą się z nami miłością do Van Halen. Coś jest w tych klawiszach takiego, że od razu nasuwa mi się na myśl zespół Eddiego Van Halena. Najbardziej emocjonalnie z kolei wypada Breaking Waves, przyozdobiony piękną partią fortepianową i przejmującymi solówkami, które chwytają za serce i przypominają nam najpiękniejsze ballady rockowe lat 80. Więcej pazura i ciętych zagrywek znajdziecie w The Attraction i Magical Powers. Ale żeby nie było za słodko, taki nakład przebojowych melodii i krystalicznie czystych solówek sprawia, że, nomen omen, album po dłuższym kontakcie może wydać się nieco zbyt przesłodzony i nieskazitelny. Produkcja jest tak klarowna, że można w niej szukać swojego odbicia. Osobiście trochę brudu mogłoby dodać „Enigmatic” potrzebnego pazura. Jest to jednak drobny zarzut i każdy, kto ma uszy powinien dać się zauroczyć tym dźwiękom. Ja mam jedenaście kandydatek chętnych skraść mi serce. Nie planuję się bronić.