Ludzie nie gęsi, swój jazz mają

Jest wiele sposobów na odróżnienie się od zwierząt. Tipowanie w restauracjach, oglądanie nowej fali francuskiego kina, przeciwstawne kciuki. Niestety żaden z nich nie gwarantuje sukcesu. Eksperci z Instytutu Zoologii w Gorzowie po latach doszli do wniosku, że rzeczą która ostatecznie odróżnia nas od zwierząt jest słuchanie jazzu. O ile jeszcze makaki chętnie słuchają emo trapów a delfiny ambientu, o tyle Milesa Davisa nie lubią nawet szympansy bonobo.

Niestety Polacy wciąż nie wiedzą, jak słuchać jazzu i czasem dochodzi do tragedii, jak ta w 2014 na festiwalu Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej, kiedy w trakcie koncertu Leszka Możdżera publiczność zaczęła klaskać.

Po pierwsze: słuchanie jazzu to nie wieczór w operze, żeby się odpierdalać jak Bogusław Kaczyński do La Scali. Ubieramy się elegancko, ale na luzie. Powagę śnieżnobiałej koszuli z żabotem przełamujemy agresywną apaszką oraz kaszkietem fikuśnie założonym tył na przód. Obok czerni i bieli, tradycyjne jazzowe kolory to burgundzka czerwień, butelkowy zielony i wszystkie odmiany różu weneckiego.

Generalnie jazzu słuchamy publicznie. Słuchanie jazzu samemu jest bez sensu. Jeżeli w okolicy nie ma żadnego koncertu, na którym mógłbyś się zameldować, i jesteś zmuszony słuchać jazzu w domu, to zawsze zapraszasz ludzi. W trakcie wielogodzinnego słuchania free jazzu opowiadasz o tym, jak kiedyś na Jazz Jamboree stałeś do kibla w tej samej kolejce co Leszek Możdżer. Poza anegdotami dopuszczalne tematy to flet poprzeczny a prosty i granie na trójkącie w podstawówce.

Wszyscy mamy świeżo w pamięci historię Staszka z Iławy, który próbował popisać się przed kolegami i puszczał Duka Ellingtona z laptopa. Do dziś dzieli zagrodę z pandą we wrocławskim zoo. Dlatego zawczasu pomyśl o zainwestowaniu w sprzęt audiofilski, najlepiej w dobrą wieżę Hitachi z wyjściem AUX. Głęboki, przestronny dźwięk nie tylko pozwoli wam delektować się niuansami brzmienia, ale przede wszystkim zagłuszy wasze pierdolenie.

Słuchanie jazzu bez alkoholu jest jak jeżdżenie furą bez alkoholu. Czyli można, ale po co. Dlatego warto poczęstować gości szklaneczką bourbonu sprowadzonego z Nowego Orleanu. Po fascynującym wykładzie na temat sposobu jego destylacji udajesz, że nie możesz otworzyć butelki i częstujesz wszystkich przygotowanymi wcześniej żubrami. Na koniec wieczoru klepiecie się wszyscy po plecach i składacie sobie gratulacje.

Dzieki uprzejmosci: Make Life Harder