Morten Schantz – Godspeed

★★★★★★★★★★

 1. Silence In The Tempest (Part I) 2. Godspeed 3. Escape Velocity 4. Growing Sense 5. Martial Arts 6. Airglow 7. Ceasefire 8. Cathedral 9. Drill 10. Nuclear Fusion 11. Dark Matter 12. Silence In The Tempest (Part II).

SKŁAD: Morten Schantz: Fender Rhodes, syntezator, oklaski; Marius Neset: sakosfon tenorowy i sopranowy, Fender Rhodes, oklaski, bas syntezatorowy (5), perkusjonalia; Anton Eger – bębnym, perkusja, oklaski

PRODUKCJA: Morten Schantz & Kristian Thomsen

WYDANIE: 27 stycznie 2017 – Edition Records www.mortenschantz.com

Jeśli ktoś z Was zastanawiał się jak brzmiałby Weather Report w XXI wieku, to właśnie znalazł odpowiedź. Dostajemy bowiem rozwiązanie w postaci „Godspeed” – potężnej płycie duńskiego klawiszowca Mortena Schantza, znanego wcześniej z takiego projektu jak eklektyczny JazzKamikaze. 

Bogactwo klawiszowych struktur, siła melodii i śmiałość wobec wypełniania standardów oryginalną i kreatywną formą. Płyta od początku napędza swoim charakterem poczucie ciepła i płynności motywów. Po tym właśnie albumie w jazzowym światku naprawdę może coś pęknąć, a z pewnością sprawi, że projekt ten stanie się kamieniem milowym w karierze nie tylko Duńczyka, ale i towarzyszących mu Antonowi Egerowi na bębnach z formacji Phronesis i niestrudzonemu geniuszowi saksofonu Mariusowi Nesetowi udzielający się między innymi z Django Batesem.

Fot. Rita Pulavska

Żywiołowość, a właściwie techniczna aberracja bębniarza oraz idealny drive improwizacji w postaci delikatnej zazwyczaj notacji brzmienia Neseta musiało skończyć się czymś niezwykle ekscytującym. „Godspeed” to bowiem album bardzo wyrafinowany, a przede wszystkim precyzyjnie ogarnięty w gargantuicznej wprost konstrukcji dynamiki. Wcielenie współczesnego fusion zawładnie każdym wielbicielem legendy tego gatunku. Z reguły fonia free jazzowych zakrzywień i fiksacja na punkcie przesycenia atmosfery rzadko uchodzi artystom na sucho. Wariactwo formy „Godspeed” i dekonstrukcja struktury ma w sobie jednak wymierną jakość i kontrolowany chaos mało rygorystycznych struktur, z których bardzo łatwo czerpać satysfakcję ze słuchania.

Cały „Godspeed” to jazda bez trzymanki, a jeśli ktoś ma wątpliwości powinien natychmiast zasmakować w zdecydowanie przekraczającym normy dopuszczalnej prędkości Escape Velocity wypełniony ciężkim basowym riffem i napiętymi syntezatorami. Utwór wprost elektryzuje słuchacza intensywnością brzmienia owiniętego zgrabnym motywem przewodnim. 

Oczywiście intensywności takiej utrzymać przez cały czas nie sposób, dlatego w strukturę albumu wplątują się spokojniejsze, acz trafne w swojej subtelności utwory jak w łamliwym Growing Sense. Odpocząć jednak zespół na długo nie daje, bo już kolejny Martial Arts splatają taneczne wręcz detale i pląsy elektroniki przeplatane miękkimi „soulowymi” akordami klawiszy. Wolniejsze fragmenty charakteryzują się elegancją, aczkolwiek jest ona na swój sposób niefrasobliwa i zgnuśniała w swojej formie (Cathedral). Kolejne brzmieniowe urojenia w postaci krótkiego przerywnika, industrialnego Airglow czy też groteskowego Nuclear Fusion dają z kolei dodatkowego anturażu wobec następujących po nich kompozycji.

Źródło zdjęcia

Płytę w wielu miejscach charakteryzuje ewidentna kokieteryjność i chutliwe pejzaże brzmienia. Uwodzicielskość wnosi jednak płynność w doborze formy nad treścią i łatwość w wywiązywaniu się z jej filuterności. Takim przykładem jest z pewnością Drill zbudowany na świetnym motywie niezaspokojonego elementu staccato i płynnym transie klawiszy. Ma w tym swój udział odważna rola elektroniki, która rozjusza mglistość rozmytych melodii. W tym przypadku z pewnością nie należy pomijać Dark Matter owiniętego iście popisową rolą saksofonu tenorowego i wyrywnie przebojowym zakończeniu. Ceasefire to z kolei utwór, w którym główną rolę pełni sam lider. Jego wirtuozeria składa tym razem hołd brzmieniu pianina Rhodes, a Neset wyzwala sobą kult Wayne’a Shortera rozgrzewającą melodią sopranu.

Zaledwie trzech muzyków, ale charakter płyty niewymiernie bogaty w ujmujące aranżacje. „Godspeed” to naprawdę ekscytujące i wciągające wydawnictwo pozbawione mentalnych ograniczeń, ale czy w przypadku tego tria można mówić o technicznych niedociągnięciach? Ja takich nie wyłapałem. Ta płyta to dla mnie niewątpliwie fenomen, który na bazie oklepanych standardów wnosi w muzykę fusion nowe życie.