muzyko 3
muzyko 3

Muzykologia czyli the best of… spraw damsko-męskich – Łukasz Śmigiel, Wydawnictwo Grass Hopper, 2009

Jakie to miłe, kiedy książka za którą dałam niecałe 10 zł okazuje się jedną z tych, do których będę chętnie wracać! Muzykologia… to lekka, łatwa i przyjemna opowiastka na leniwe wakacyjne popołudnie; przepełniona uczuciami i muzyką.

Fabuła nie jest oryginalna. Facet mający w głowie uczuciowy mętlik. Kogo wybrać? Dawną miłość – femme fatale – czy kobietę, z którą nie łączy go wielka namiętność i pożądanie, ale stabilizacja uczuciowa? Obecni są też przyjaciele głównego bohatera o jakże wdzięcznych ksywach: Cipas i Zgred.

Książka rozpoczyna się od tekstu piosenki Stinga Seven days. Jak się niebawem okazuje, bohater jest wielkim fanem tego piosenkarza. W ogóle muzyka w jego życiu odgrywa bardzo ważną rolę, jeśli nie najważniejszą. Swoją pasję połączył z życiem zawodowym – pracuje jako dziennikarz radiowy. Przyjemnie mi się czytało o uczuciach tego faceta, wiedząc, że ma takiego samego hopla na punkcie muzyki, jak ja. Potrafił do każdej sytuacji życiowej dopasować odpowiednią piosenkę, odzwierciedlającą jego stan emocjonalny. Przez całą książkę przewija się cała masa utworów, najczęściej autorstwa Stinga i The Police, Genesis i Guns N’ Roses. Pojawiają się też Prince, David Bowie, Metallica, ZZ Top, Megadeth, George Michael, a nawet Franek Kimono. Mieszanka iście wybuchowa, bo nie byłabym w stanie wyobrazić sobie duetu Georga Michaela z Megadeth! Zaznaczam, że przez „pojawienie się” rozumiem nie tylko tekst utworu danego wokalisty, ale często bardzo ciekawe anegdoty o zespołach czy piosenkarzach. Kilka dni temu byłam na koncercie Gentelmana. Anegdotki o tym niemieckim wokaliście reggae również nie zabrakło. Po lekturze jestem więc naładowana po brzegi ciekawostkami muzycznymi, o których nie miałam pojęcia!

Wielkim plusem dla Muzykologii jest miasto, w którym żyje bohater. Wrocław! Zawsze przyjemniej czyta się historię, która dzieje wzdłuż dobrze znanych ulic, kamienic, w klubach, w których prze większość czasu przebywam.

Książka została wydana w serii Męski Punkt Widzenia, która ponoć cechuje się „twardym i drapieżnym ” spojrzeniem na świat i kobiety. Muzykologia… to już druga książka tej serii, którą przeczytałam, i szczerze mówiąc, ani w jednej, ani w drugiej, nie doszukałam się tej drapieżności. Wręcz przeciwnie, mimo że bohater dzieli uczucie między dwie kobiety, wciąż pozostaje romantykiem słuchającym Stinga. Muzyki samego artysty również nie nazwałabym twardą ani drapieżną.

Nie obyło się bez błędów językowych. Autor jest pracownikiem Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Trochę głupio zwracać uwagę dziennikarzowi, ale… Zgred wyglądał na równie zadowolonego. Nieustannie bawił się pod stołem ręką Julii, która raz po raz szeptała mu coś do ucha (s. 153). Ciekawa jestem, co też ta ręka mogła szeptać Zgredowi na ucho… Również odnośnie wspomnianych wyżej wrocławskich lokali: nazwy klubów są w cudzysłowie, ale nazwy restauracji już nie. Czepiam się, czepiam.

Każdy rozdział poprzedzony jest czarno-białą, klimatyczną fotografią, adekwatną do treści. Na fotografii się nie znam, ale według mnie są to bardzo dobre zdjęcia, niezależnie od tego, czy przedstawiają gitarę, czy cieknący kran. Na końcu książki znajduje się Słownik Pojęć Muzykologa. Szkoda, że o jego istnieniu zorientowałam się dopiero po skończeniu czytania. Umieszczone tu pojęcia to nic innego, jak pojawiające się wcześniej w tekście tytuły piosenek, nazwy zespołów i wokaliści. Przy każdym terminie autor wyjaśnia, kto jest kim, co tworzy, z jakiego albumu pochodzi utwór itd.

Historyjka jakich wiele, zgrabnie napisana, jednak trochę naiwna i przechodzę obok niej obojętnie. Bez natłoku muzycznych anegdot zapewne Muzykologia byłaby dla mnie nijaka. Nie muszę też być fanką Stinga lub Phila Collinsa, żeby chętnie o nich czytać. Choć może od dzisiaj zacznę przyglądać się bliżej ich twórczości, szczególnie tego pierwszego…