Nick Cave & the Bad Seeds – Skeleton Tree

★★★★★★★★☆☆

1. Jesus Alone 2. Rings of Saturn 3.Girl in Amber 4. Magneto 5. Anthrocene 6. I Need You 7. Distant Sky 

8. Skeleton Tree

SKŁAD: Nick Cave – wokal, pianino, syntezator, wibrafon, Warren Ellis – syntezator, loopy, pianino, gitara barytonowa i tenorowa, altówka, perkusjonalia, wokal, Martyn Casey – bas, Thomas Wydler – perkusja, Jim Sclavunos – perkusjonalia, wibrafon, dzwony rurowe, wokal, George Vjestica – gitara akustyczna, wokal

GOŚĆIE: Else Torp – wokal w „Distant Sky”, Ellie Wyatt – skrzypce, Charlotte Glason – altówka, Joe Giddey – wiolonczela

PRODUKCJA: Nick Cave & the Bad Seeds

WYDANIE: 2016 – Bad Seed LTD www.nickcave.com

Nick Cave przyszedł na świat 22 września 1957 roku – w pierwszy dzień astronomicznej jesieni. To data znamienna i niosąca ze sobą pewnego rodzaju symbolizm, bowiem „Skeleton Tree” to album zimny, tak jak zimne potrafią być jesienne poranki, ale także na swój sposób piękny, tak jak piękne potrafią być jesienne krajobrazy.

Źródło zdjęcia

Od początku miałem wrażenie, że powstała – w sposób niewymuszony – płyta siostrzana do „Blackstar” Davida Bowiego. Bliźniaczo podobny, odhumanizowany klimat, minimalistyczna, chłodna i jednocześnie przestrzenna elektronika oraz ulatniająca się z każdym dźwiękiem atmosfera bólu, smutku i świadomości przemijania. Złożyły się na to, rzecz jasna, równie tragiczne okoliczności jej powstania (podczas sesji nagraniowej albumu zginął 15 letni syn Nick’a, Arthur, który – prawdopodobnie będąc pod wpływem LSD – spadł z 20-metrowego klifu). Przy czym jeżeli muzyczne epitafium Bowiego jest elegancką formą pożegnania artysty, który pogodził się z losem, to „Skeleton Tree” jest manifestem istnienia pomimo ciężaru, który przyszło wraz z nim dźwigać. Już sama szata graficzna zwiastuje zawarty w tych niespełna 40 minutach chłodny minimalizm i ponurą, niemal żałobną aurę. Warto jednak zwrócić uwagę, że większość materiału była już przygotowana przed feralnym wydarzeniem z lipca 2015 roku. Niemniej jednak na ostateczny kształt i charakter, przynajmniej części kompozycji, a także ich wydźwięk na pewno wpływ miała ta bolesna strata.

Cave niemal całkowicie zrezygnował tutaj z klasycznego prowadzenia melodii wokalnych na rzecz stonowanej, momentami wręcz sennej narracji. Już otwierający całość, singlowy Jesus Alone poraża syntezatorowym pulsem i szorstką melorecytacją, które na prawie 6 minut wprowadzają w stan odrętwienia. Klimat ten utrzymuje się do ostatnich dźwięków tytułowego Skeleton Tree. Artysta momentami deklamuje kolejne wersy nie zbaczając na podziały rytmiczne, świadomie prowadząc je obok jak w Rings of Saturn czy transowym, okraszonym nerwowym loopem Anthrocene. Plamy dźwięku kładzione przy użyciu fortepianu w Girl in Amber czy Magneto na tle pojedynczych, syntezatorowych fraz sprawiają wrażenie bogatych ornamentacji, które w tej przestrzennej panoramie znajdują wyjątkowe, dokładnie zaplanowane miejsce. Cave, zawsze kojarzony z melancholijnością i nader wyraźnym eksponowaniem złożonych emocji w swej muzyce, na „Skeleton Tree” osiągnął apogeum iście dekadenckiego klimatu, pustki i bolesnej świadomości nieuchronnego końca, nad którą spowita została aura żałoby po utracie syna.

Źródło zdjęcia

„Skeleton Tree” nie jest płytą „łatwą”, jej ciężar i jednakowość od początku do końca – czy może należałoby powiedzieć, konsekwencja (?), mogą przytłaczać. Kto jednak oczekiwałby „pójścia na łatwiznę” w przypadku takiego artysty jak Nick Cave? To postać z gatunku tych „kochaj albo rzuć”. Jak na prawdziwego artystę przystało, jego twórczość budzi skrajne emocje, prowokuje do dyskusji, jednych zachwyca, drugich odpycha bądź zwyczajnie nudzi. W żadnym wypadku nie pozostawia jednak obojętnym. Wraz z najnowszym albumem Cave i jego Bad Seeds po raz kolejny dają świadectwo muzycznej dojrzałości i eklektyzmu, świadomie podążając w stronę całkowitego minimalizmu, jednocześnie udowadniając, że nawet z umierania można zrobić prawdziwą sztukę.