Opeth – Sorceress

★★★★★★★✭☆☆

 1. Persephone 2. Sorceress 3. The Wilde Flowers 4. Will O The Wisp 5. Chrysalis 6. Sorceress 2 7. The Seventh Sojourn 8. Strange Brew 9. A Fleeting Glance 10. Era 11. Persephone (Slight Return)

SKŁAD: Fredrik Åkesson – gitara; Joakim Svalberg: klawisze; Martin Axenrot – perkusja; Martin Mendez – gitara basowa

Mikael Åkerfeldt – wokal, gitara

PRODUKCJA: Tom Dalgety – Rockfield Studios

WYDANIE 30 września 2016 – Nuclear Blast

www.opeth.com

W obecnej kulturze muzycznej forma coraz częściej musi przebijać treść. Zaczynamy być konsumentami dawnych inspiracji. Miksów dawnej twórczości. Szablonowość przejadła się do tego stopnia, że zatacza błędny krąg kreatywności. Wszystko wydaje się wynalazcze na tyle, że zapominamy o historii natchnień. Podobnie jest z najnowszą płytą Szwedów, do której nie wiem jak obiektywnie podejść. Od Opeth zawsze oczekiwano projektów bez skazy, co nie zawsze się udawało. Zawsze wyszukiwano w ich projektach drugiego dna. Ile jest samej innowacyjności w najnowszym rozdziale Opeth? Jednoznacznej odpowiedzi nie ma. Jest za to dużo animozji, na których podstawie nie wiadomo na czym Szwedom zależy. Zawsze lubili zacierać granice między metalem, folkiem, czy neoklasycystyzmem tworząc nieskończone wariacje muzycznych kontekstów. Zawsze idą o dwa kroki do przodu. Metodą prób i błędów. Wbrew woli fanów. Bez zobowiązania wobec muzycznych ekstremów. Opeth jak dla mnie zbliża się do niebezpiecznej krawędzi własnej reinkarnacji, która zaczyna zjadać własny ogon. Wymiana zawartych inspiracji zespołów, które usłyszałem na płycie nie miałoby końca. Pytanie, czy taki konglomerat wzorców jest dla zespołu dobry? Czy wskazuje na ich geniusz, czy też muzyczną schizofrenię wypychającą skrajność brzmieniowej ekspresji? Powiem tak – bardziej progresywnej płyty już dawno nie nagrali. Aranżacyjny kompleks spotkał się z moim oczekiwaniem nieprzewidywalności. Sorceress wybrany na promowanie tego wydawnictwa to dobry wybór mogący zainteresować zarówno fanów obecnego crossoveru jak i fanów nawet z czasów „Ghost Reveries” (2005). Pozostałe utwory są już bardziej wymagające w kontekście idei progresji całego albumu, począwszy od inteligentnie sekwencjonowanego The Wilde Flowers. Do swojej twórczości zaczęli doczepiać bliskowschodnie inspiracji chytrze wprowadzając od czasu do czasy „trytony” na sitarze (The Seventh Sojourn). Pojawiają się też elementy eksperymentalnego folku w łagodnym Will O The Wisp, inspiracje zeppelinami w Sorceress 2, czy też beatlesowe A Fleeting Glance. Dodając trochę przestrzeni i pozbywając się kameralnego brzasku akustyki dostajemy kompozycję Era zaciągającą silnym klimatem Katatonii. Nie ma tu growlów, których tak wszyscy oczekują, ale płytę wypełnia mrok, które nie było mi słyszeć od czasów „Watershed” (2008). Posłuchajcie chociażby Strange Brew oraz Chrysalis, które uznałem za pomost z ich dawną twórczością i metalowymi korzeniami.

Opeth zawsze był muzycznym lewiatanem dekonstruującym death metal od początku lat 90. Chociaż w cale nie oznacza, że „Sorceress” jest albumem pozbawionym mocnego wydźwięku. Nie jest to album ciężki w tradycyjnym sensie twórczości Opeth. Głębia atmosferycznego wydźwięku dusi jednak słuchacza manipulacją tajemniczego klimatu w wielu momentach tej niezrównoważonej płyty. Mam jednak nieodzowne wrażenie, że zamiast przeskoczenia własnych inspiracji, Opeth jedynie je rozszerzył. Dynamika całego albumu jest tu najbardziej zaskakująca. Pomimo brzmieniowych paradoksów stanowi koncepcyjną jaźń. Okładka świetnie ku temu pretenduje, prezentując piękno natury, a jednocześnie jej swarliwy charakter. Talent podobno się pożycza – geniusz kradnie. Opeth nie wytycza nowego szlaku. Oni budują autostradę z dróg niepokrytych asfaltem. Dobrze to, czy źle – oceńcie sami.