Pardans – Spit and Image

★★★★★★★☆☆☆

1. Burning House Bedding 2. Corner Bar 3. Spit and Image 4. (Hookers with) Hidden Depths 5. Over the Moon and Beyond 6. Love Run Loose 7. Let It Be Today 8. In Seasons’ Grip 9. When Comes the Rats 10. Ralle’s Theme 11. A Modern Design 12. View Into Vastness 13. Are You Entertained Yet?

SKŁAD: Daniel Honore – saksofon ; Gustav Berntsen – wokal, syntezatory; Oskar Dinesen – perkusja; Patrick Rathbun – gitara, fortepiano, altówka; Rasmus Hastrup – gitara basowa, wokal wspierający

PRODUKCJA: Per Buhl Acs

WYDANIE: 5 października 2018 – Tambourhinoceros

W dobie łatwo dostępnych nowinek technicznych ułatwiających znacznie pracę w studio i tworzenia albumów na odległość miło usłyszeć kapelę, która stawia na organiczne rozwiązania i wspólną grę w studio. Właśnie z takiej chemii i interakcji powstają płyty naprawdę wielkie i autentyczne. Ostatnie słowa, jakich użyłbym, opisując muzykę duńskiego zespołu Pardans, to wykalkulowana, wygładzona, przewidywalna i przystępna. „Spit and Image” to esencja artystycznej wolność, bezpardonowości i kontrolowanego chaosu. W każdym dźwięku słychać żywą interakcję instrumentów.

Nie każdy będzie jednak w stanie przetrawić taki amalgamat kontrastujących stylów. Dla jazzowych purystów będzie to zbyt chaotyczne i brudne, a dla punków zbyt artystyczne i bombastyczne. Trudno pogodzić te dwa światy, ale Pardans się to udaje, przynajmniej na płaszczyźnie czysto muzycznej. Pierwsze spotkanie to lekki szok, ale szybko dostrzega się punkt odniesienia w „Spit and Image”. To, co za pierwszym razem szokowało i wprawiało w konsternację, nabiera wyraźnego kształtu i zaczyna wręcz sprawiać wrażenie bycia całkowicie organicznym.

Najtrudniej przekonać się do głosu Gustava Berntsena, który częściej głośno mówi albo krzyczy w mikrofon niż śpiewa. Jego gardłowy głos wręcz atakuje słuchacza i nierzadko tworzy atmosferę zaszczucia. Wyobraźcie sobie pierwszy utwór, który prezentuje siłę rockendrolla i ekstatyczność jazzowej ekspresji za sprawą saksofonu i w tym samym momencie mógłby rozbrzmiewać w podziemnych klubach jazzowych lat 50. Let It Be Today z kolei bierze to, co najlepsze we wczesnym rocku, i miesza to ze swingiem, przypominając że taka muzyka niegdyś porywała ludzi do opętańczego tańca. Całkiem na innym biegunie zespół rezyduje w Love Run Loose, w którym wita nas klasyczna, niemal liryczna w pewnym momencie solówka na saksofonie, a Gustav zbliża się mocno do delikatnego śpiewu. To niespodziewane wyciszenie i emocjonalne obnażenie jest punktem zwrotnym albumu, bo później zespół coraz bardziej skupia się na walorach punkowych, częściej sięgając po gitary i oddając się bardziej chaotycznym aranżacją. Jeszcze wspomnę jakim rytmicznym granatem jest utwór tytułowy i jak bardzo porywają mnie elementy dęte w (Hookers with) Hidden Depths i ta plemienna rytmika.

Duża niespodzianka i naprawdę ekscytująca propozycja dla słuchaczy o szerokich gustach, którzy powinny docenić jak udany jest ten mariaż punku z jazzem. Nie jest to muzyka, której słucha się łatwo, ale nie raz można się zachwycić kunsztem wykonawczym (nawet jeśli w garażowych warunkach) i pasją. A ci, którzy poczują się zawiedzeni, mogą wyśpiewać słowa przewrotnej kompozycji finałowej: Chcemy zwrotu pieniędzy!