Pearl Jam. Kontra, Bartek Koziczyński, Wydawnictwo In-Rock, 2018

Bartek Koziczyński dał się dotychczas poznać jako autor biografii takich zespołów jak System of a Down, Tool i Red Hot Chili Peppers. Dziennikarz radiowej Czwórki oraz miesięcznika Teraz Rock prezentuje nam kolejną z muzycznych biografii ze swoim nazwiskiem na okładce. Tym razem dostajemy nieautoryzowaną, ale wyczerpującą, kompletną historię ostatniego z wielkich zespołów grunge, jak informuje nas wydawnicza adnotacja. Zabieram się za lekturę, ja kontra Pearl Jam widziany oczami Koziczyńskiego. Już we wspomnianej wyżej notatce od wydawcy zostajemy uprzedzeni, że w książce tej autor kładzie nacisk na polskie epizody kariery. Całe szczęście jest to nieprawda. Obawiałem się, że clou biografii zespołu muzycznego, a więc mniej lub bardziej skrupulatna prezentacja jego historii, drogi do sukcesu bądź w skrajnych przypadkach widowiskowego upadku, zostanie potraktowana jako tło do opowiadań o wizytach zespołu w Polsce i ciekawostkach dotyczących „polskich epizodów kariery”, jak zostało to nazwane. Na szczęście zdrowe proporcje w „Kontrze” zostały zachowane. Jest to bez wątpienia książka pisana z fanowskiej perspektywy i faktycznie dostajemy informację o wszystkich wizytach zespołu w naszym kraju, łącznie z setlistami, co ważniejszymi zapowiedziami utworów, a także okolicznościami niektórych z występów, ale są to (słusznie) epizody, wplecione w historię zespołu, którego korzenie sięgają deszczowego Seattle, nie zaś słonecznego Sandomierza.

Mookie Blaylock a.k.a. Pearl Jam

Mimo że jest to biografia nieautoryzowana, to jednak Koziczyński nie opiera narracji tylko i wyłącznie na archiwalnych wypowiedziach i notatkach prasowych dotyczących zespołu, a sam jako dziennikarz niejednokrotnie rozmawiał z muzykami w ich kwaterze głównej. Fragmenty autorskich wywiadów rzecz jasna są tymi elementami, które budują ową „polskość” tej biografii, ale rzucają też nowe światło na okoliczności powstawania późniejszych albumów i pomieszczonych na nich utworów. A okoliczności te w przypadku Pearl Jam bywają niejednokrotnie… dziwne. Są one jednak potwierdzeniem porzekadła, które głosi: nigdy nie wiesz, gdy nadejdzie inspiracja; bo ta przychodzi do Veddera i kolegów na przykład podczas wizyty w toalecie (bynajmniej nie zespołowej!), na siarczystym mrozie podczas desperackiej próby dostania się do zamkniętej sali prób czy w przerwach między obsesyjnym drapaniem skóry podrażnionej sokiem z pewnej rośliny. 

„W pewnym momencie już nie chciałem być wiewiórką”

Czy jednak jest to wyczerpująca i kompletna historia? „Kontra” to według mnie suplement do, nomen omen, „Rośliny” Małgorzaty Taklińskiej. Na rynku mamy już dość obszerną biografię zespołu – „Twenty” – która co prawda wymagałaby dzisiaj aktualizacji, ale nie ma wątpliwości, że bliżej jej do miana „wyczerpującej”. „Kontra” zaś to dobra pozycja dla polskich fanów, dowiedzą się oni wszystkich istotnych informacji, łącznie z niełatwymi początkami zespołu, który powstał w tragicznych okolicznościach, poprzez jego stylistyczną ewolucję, walkę z ticketmasterem, tragedię na festiwalu Roskilde, skończywszy na wprowadzeniu Pearl Jam do Rock and Roll Hall of Fame i kolejnym polskim koncercie, który (w chwili, gdy piszę ten tekst) jest już wspomnieniem. Koziczyński nie skupia się tylko na macierzystej formacji muzyków, zwraca uwagę na ich twórczą nadaktywność, poświęcając kilka akapitów takim grupom jak Temple of the Dog, Mad Season, Mother Love Bone, Brad, Three Fish oraz oczywiście projektom solowym członków zespołu. „Kontra” to w zasadzie książka na jeden weekend z przerwami na mecze Mundialu, czy w tym wypadku raczej mecze NBA, bo w końcu mowa o zespole, który pierwotnie nazywał się Mookie Blaylock na cześć zawodnika New Jersey Nets. Krótkie rozdziały utrzymują stałą dynamikę i podświadomie pochłaniamy ich kilka naraz, bo w końcu każdy kolejny to jeszcze tylko 5 stron, ja dzięki tej lekturze sięgnąłem po demówki jeszcze sprzed nagrania debiutu Pearl Jam (który swoją drogą nadal uważam za jedną z absolutnie najważniejszych płyt tego rockowego boomu lat 90.) i znowu odżyły moje marzenia o karierze gwiazdy rocka.

Czy „dojrzali Panowie” wciąż czują rock’n’rolla?