Piotr Scholz – Suite: The Road

★★★★★★★★✭☆

1. Beginning of a Journey 2. 322 km 3. Layoer 4. Ardor Feelings 5. Goodbye

SKŁAD: Piotr Scholz – kompozycja, dyrygent; Tomasz Orłowski – trąbka; Maciej Kociński – saksofon sopranowy; Kuba Marciniak – saksofon tenorowy, klarnet , flet; Jakub Skowroński – saksofon tenorowy i sopranowy, klarnet basowy; Piotr Banyś – puzon; Kacper Smoliński – harmonijka; Agata Rożankowska – wokal; Aleksandra Machaj – skrzypce; Martyna Kowzan – altówka; Anna Papierz – wiolonczela; Krzysztof Dys – fortepian; Damian Kostka – kontrabas; Adam Zagórski – perkusja

PRODUKCJA: Łukasz Kurzawski – Recpublica w Lubrzy. Okładka: Bart Pogoda

WYDANIE: 2016 – Recart (Łukasz Kurzawski) www.piotrscholz.com

Jakże niesamowite jest odnaleźć emocje związane z podróżą w muzyce. Jakże by inaczej, swoją przygodę z muzyką Piotra Scholza rozpocząłem w drodze. W drodze, którą wielokrotnie mijam. W podróży, która zatopiona w codzienności nigdy dla mnie nic nie znaczyła poza wykonywaniem obowiązków w pracy. Muzyka Scholza zamieniła ją w drogę kontemplacji. Dla każdego droga może być czymś przecież innym. Podróżą, synonimem życia, ciężkimi wyborami, wspinaniem się po drabince kariery, wyścigiem szczurów, filozofią etc. Jak mawiał Paul Theoroux: Turyści nie wiedzą gdzie byli, podróżnicy nie wiedzą gdzie będą. Podróż, czy też droga dotyczy więc każdego, ale za każdym razem ma inny konspekt. Suita z łatwością dopasować możemy do własnych obserwacji, entuzjazmu rozpoczętej podróży (Beggining of a journey), pojawiających się wątpliwości, czy też osamotnienia (322 km), akceptacji podjętych decyzji (Layover), satysfakcji z osiągniętego celu (Ardor Feelings), a wreszcie nostalgii i niekończących się wspomnień (Goodbye).

Fot. Dawid Czaja

W końcu każdy z nas podąża w wyznaczonym kierunku, po określonej przez los ścieżce… Do mojego projektu zaprosiłem wspaniałych artystów, moich przyjaciół, koleżanki i kolegów, a nawet nauczycieli i wykładowców, którzy zgodzili się uświetnić moją muzykę swoją wirtuozerską grą. – Zapowiada płytę twórca. Pięcioczęściowa suita to jednak przede wszystkim podróż po świecie artyzmu harmonii. 

„Suite: The Road” to debiut, który wykazuje dojrzałość niejednej gwiazdy polskiej sceny jazzu. Takie płyty rządzą się swoimi prawami, a przede wszystkim niesamowitym zaangażowaniem i świadomością wielkiego wysiłku. Łącząc te wszystkie kryteria, artysta jest świadomy, że nie wykorzystując tej szansy może pogrzebać dalszą przyszłość jego kariery. Cenię debiuty, które powstają w pocie czoła, będąc pewien, że są to wydawnictwa domknięte do ostatniego szczegółu, a takie z pewnością jest wydawnictwo „Suite: The Road”.

Ktoś taki jak Scholz musiał mieć w końcu szansę na produkcję swojej twórczości, chociaż nie było o to łatwo. Laureat wielu prestiżowych nagród m.in. Grand Prix na Lotos Jazz Festival 17. Bielska Zadymka Jazzowa, Grand Prix konkursu Jazz Fruit na Mladi Ladi Jazz Festival w Pradze, Grand Prix XVIII Ogólnopolskiego Przeglądu Zespołów Jazzowych i Bluesowych oraz III miejsca na II Międzynarodowym Konkursie na Kompozycję Jazzową w ramach Silesian Jazz Festival etc. A to tylko niektóre z jego najważniejszych osiągnięć… „Suite: The Road” powstał przede wszystkim dzięki otrzymanemu Stypendium Młoda Polska 2016 na zrealizowanie mojego artystycznego przedsięwzięcia i zarazem wielkiego marzenia. – Przyznaje Scholz. Jak się okazuje oryginalne i niesztampowe podejście do aranżacji wzbudziło ostatecznie nie tylko mój szacunek bo już otrzymuje wiele pochlebnych opinii.

Długi wstęp i ciągle jakbym unikał omawiania istoty samego wydawnictwa. To jednak z troski o samych czytelników. Mam bowiem wrażenie, że napiszę za dużo spoilerów, które zepsułyby Wam poznanie tego wydawnictwa, dlatego nie będę za bardzo szczegółowy. Kompozytorski debiut tego artysty zaskoczył mnie swoim pięknem i dojrzałością. Nie wiem, czy miał na to wpływ udział poznańskiej orkiestry Poznań Jazz Philharmonic Orchestra, czy też czysty talent Scholza. Wspaniała oprawa orkiestry, która w wielu momentach sugeruje finezję big bandów Gila Evansa podkreśla, jak wielką rolę przywiązano do wszystkich aranżacji. Z pewnością nie byłoby tego efektu bez spójności całej konwencji rozwijaną przez dogłębnie scaloną atmosferę. Radosny i dostojny początek w postaci Beginning Of A Journey rozwija się poprzez śmiałe instrumentalizacje harmonijki ustnej przypominającej podobnie sielankową atmosferę, którą raczył nas niejeden projekt Pata Metheny’ego. Te jakże wyrafinowany instrument to jednak nie jedyne narzędzie, które ma szansę na głębszą wypowiedź swojego warsztatu. Większość instrumentów ma bowiem niesamowitą swobodę prezentacji swojego instrumentarium i to również tworzy niesamowity efekt tego wydawnictwa. Nie czuć w nim bowiem twardej ręki dyktatora, który zabiłby ducha muzycznej wrażliwości. Muzyka przez cały czas poddana zostaje szczerej atmosferze i otwartości zachęcającej do zawartej w niej muzycznej kontemplacji życia.

Fot. Anna Papierz

Fortepian niekiedy oddaje nerwowość, atmosferę koi od czasu do czasu saksofon, trąbka zachęca do słuchania swoim entuzjazmem Chucka Mangione, instrumenty smyczkowe rozwijają swoje malownicze dźwięki kumulujące energię pozostałego instrumentarium (Beggining of The Journey). Co zwraca swoją uwagę to częste wtrącenia unisonowych zagrywek, które pomimo pozornej poliharmonii znajdują ujście w melodyjnie homogenicznych podsumowaniach. Ciężko nie docenić również często pojawiających się scatów Agaty Rożankowskiej dodających kompozycjom ciepła oraz intymności. Trudno jednak opisać to co się dzieje w poszczególnych kompozycjach w zwartych i treściwych komentarzach. Różnorodność na tej płycie jest bowiem niezwykle szeroka i omawiać można ją na wiele sposobów.

Sekcja rytmiczna nie daje o sobie zapomnieć w takich kompozycjach jak 322 km, która raczy nas świetną bazą mistycznego kontrabasu i ciekawie zaopatrzonych w zawadiackie posunięcia instrumentów dętych. Podobnie „rozkojarzonym” utworem jest Layover, które zasługuje na uwagę ciekawą aranżacją dynamiki wyzwalającej przeróżne emocje, które nie nużą swoją jednostajnością i wyblakłą paletą barw. Ta kompozycja to również świetne wprowadzenie do Ardor Feelings, który z kolei swoją obecność zaznaczają liczne perkusyjne wariacje, podsycające tempo utworu do granic czerwoności. Ostatnia kompozycja Goodbye to już chwile wzruszenia i świetny motyw przewodni parafrazujący emocje towarzyszące momentowi pożegnań. Dodatkowo pojawia się enigmatyczna recytacja tekstu Antoniny Babczyszyn, która swoim wirem metafor jeszcze bardziej stygmatyzuje album do miana mistycznego. Trudno wyobrazić sobie lepsze zakończenie tak emocjonalnego krążka. Ciężko wyobrazić mi sobie również słuchanie poszczególnych kompozycji oddzielnie, co zburzyłoby całkowicie efekt artystycznego monolitu. To płyta do wielokrotnego przesłuchania. Jedna z tych, które nie znają daty ważności, będąc artystycznie nieśmiertelne.

Jedyne co mnie smuci, to fakt że materiał trafił do mnie przez przypadek i to że na promocji tak głębokich projektów mało komu zależy. Sam kompozytor przyznaje, że nie spodziewał się, że (…) ten materiał zostanie wydany. (…) Pisałem tę suitę z potrzeby. Zajęło mi to kilka miesięcy. Ze wsparciem sponsorów i Urzędu Miasta Poznania udało mi się ten materiał nagrać i zarejestrować. W tym momencie wyobrażam sobie ile z takich projektów jest nadal w cieniu i jak wiele nigdy z niego nie wyjdzie. Cenię jednak pragnienie Scholza w chęci egzekwowania swojej artystycznej ekspresji. Wszak (…) prawdziwi podróżnicy to ci tylko, którzy wyruszają, aby wyruszyć. – Jak mawiał Charles Baudelaire.