Blank Space – Bad Trip

●●●●○○○○○○

1. Take me away 2. Save 3. Alone 4. Otwórz oczy

SKŁAD: Bartek Palka – wokal, gitara; Mariusz Lichota – gitara; Wojciech Nowak – bas; Damian Pławecki – perkusja

PRODUKCJA: Adam Drzewiecki (1); Wojciech Nowak (2, 3, 4)

WYDANIE: 16 czerwca 2012 – niezależne

Istniejący od 2008 roku zespół Blank Space właśnie promuje swoją debiutancką EP’kę zatytułowaną “Bad Trip”, która niedawno trafiła również do naszej redakcji. Materiał stanowią 4 utwory oraz teledysk do jednego z kawałków, tj. Save. Muszę przyznać, że do zrecenzowania tego wydawnictwa przygotowywałem się bardzo długo. Wiąże się to przede wszystkim ze specyfiką jaką niesie za sobą „Bad Trip” i trudnością w jego… skonkretyzowaniu. W epistemologicznym ujęciu całą recenzję można by sparafrazować znanymi nam wszystkim słowami Sokratesa: Wiem, że nic nie wiem. Podjąłem się jednak szerszego opisu.

W utworach zespołu dostrzec można wiele wpływów, zaczynając od muzyki popularnej, poprzez ostry rock, post-rock, a kończąc na metalu… Przez długi czas nie mogłem jednak dojść do żadnych z przekonywujących mnie pozytywów, które mogłyby opisać album w dobrym świetle. Jeszcze więcej czasu spędziłem na poszukiwaniu konkretnych argumentów, które w wiążący sposób oddałyby to co mam do przekazania.

Nie chcę twierdzić, że grupie z Libiąża brak charakteru, chociaż po pierwszym podejściu rzeczywiście miałem takie wrażenie. Jak sami twierdzą – (…) o towarzyszących nam inspiracjach nie wspomnę z prostego powodu: nie porównywaliśmy naszych dźwięków do stylu muzycznego ulubionych wykonawców, niczym też świadomie się nie inspirowaliśmy… Faktycznie, z trudnością było mi dane porównać ich dokonania do innych grup, bo ani to następca Comy, której jedynie zalążek słychać na Take Me Away, a tym bardziej Riverside, do którego skłaniałyby progresywne rejony oraz wokal Bartka Palki. Nie, nie, nie! Blank Space to dość specyficzna formacja, która w bardzo sprytny sposób odrzuca wszelkie wpływy z zewnątrz tworząc pewnego rodzaju… „utopię”; bo wszystko niby ze sobą współgra, ale brak w tym pewnego pierwiastka magii, który zachęciłby mnie do szczerego muzyczno-duchowego oddania.

Take Me Away to na pozór czarujący utwór, który pięknie… prowadzi donikąd. Nie ujmując nic konstrukcji utworu i jego skrupulatnemu budowaniu nastroju, to jednak spodziewałem się innego „zakończenia”. Niemalże po każdym z utworów pozostaje niedosyt. Niby przez cały czas „płyną”, ale nie widać w tym wielce twórczych rozwiązań. Aż chciałoby się dodać szczypty „progresu”, z którego zresztą świadomie zrezygnowali, skupiając się na poszukiwaniu własnego muzycznego „ja” – paradoksalnie w jego obrębie. Absolutnie nie chciałbym krzywdzić potencjału grupy, który widać, że jest, ale na etapie wspomnianej kwerendy stylu – w wielu miejscach po prostu brak oryginalności.

Z utworem Alone jest nieco lepiej, no ale tu kompozycja trwa 7 minut, podczas których grupa rzeczywiście mogła sprostać swoim muzycznym fantazjom. Mimo, że utwór zbudowany jest na tej samej zasadzie jak Take Me Away, to od początku pobudza zmysły niesztampową wizją melodycznych rozwiązań. Zespołowi na pewno nie brakuje smykałki do tworzenia łatwo zapadających w pamięć melodii, a ta kompozycja jest tego najlepszym przykładem.  Bardzo ważna okazała się również dynamika aparatu perkusyjnego, który zwłaszcza w środkowej części zawiązując „marszową” rytmikę werbla uwypukla i koloryzuje dość karkołomną solówkę Mariusza Lichoty. W ostatniej części czeka na nas charakterystyczny riff poprzedzający intrygujące zmiany tempa, któremu zabrakło jednak równowagi brzmienia z pozostałymi elementami kompozycji tworząc przy tym stylistyczną przepaść. Wynikać może to z sytuacji gdzie wszystkie utwory oprócz Take Me Away (powstałym w profesjonalnym studio przy wsparciu realizatora Adama Drzewieckiego) zostały nagrane metodą „home recordingu” przez Wojciecha Nowaka.

Biorąc pod uwagę cały album, jako taką równowagę udało się  na szczęście zachować w kolejnych utworach, tj. Save i polskojęzycznym Otwórz oczy. Pierwszy, który wybrany został na singiel promujący EP-kę jest jedną z lepszych popełnionych na tym wydawnictwie kompozycji. To utwór w którym słychać echa starego przebojowego grania. Żaden z elementów nie tworzy czegoś nadto odstającego od reszty. Dostajemy przyjemny dla ucha, zwarty w jeden „organizm” przebój, który z powodzeniem można uznać za ich najlepsze dokonanie. 

Ostatnia kompozycja to „mięso armatnie” rzucone na wody polskiego rynku, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. A nuż kto polubi przaśną polską deklinację… Utwór „na próbę” – można by rzec. Jeden z mocniejszych i jeden z tych bardziej świeższych, który nie pozwala usiedzieć w miejscu. Muzycznie można odnieść to do umiejętnej interpretacji i rekonstrukcji „nadmiernej” ilości brudu, którym karmi nas Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach, chociaż elementy ultraszybkich i przesterowanych solówek niektórych mogą zabrać nawet w głąb klasyki New Wave of British Heavy Metal. Ciekawy i naprawdę przemyślany utwór z przyzwoitym tekstem.

Zbliżając się do końca recenzji należy jeszcze zwrócić uwagę na niespotykaną barwę wokalną jaką posługuje się Bartek Palka. Ciepły, odpowiednio „zdarty” śpiew radzi sobie zarówno z wysokimi, jak i niskimi rejestrami dodając swoistego uroku do każdego z utworów. Jeżeli chodzi o angielski akcent nie umieściłbym go w szufladzie „idealnych”, ale na tle innych polskich wykonawców i tak jest bardzo wyróżniający. Miejscami deprymujące może być jednak nadużywanie pewnych fragmentów tekstu, których pewne części przywoływane są zbyt często; w dodatku w tej samej formie. Zbędne powtórzenia nie wydają się być dobrym rozwiązaniem na podkreślenie przekazywanej treści…

Nad całością w wielu momentach zaczyna panować pewnego rodzaju schematyzm, w którym ciężko było doszukać się elementu przypisującego im miano zespołu alternatywnego. Na EP-ce „Bad Trip” usłyszeć możemy fuzję całkiem atrakcyjnego hard/soft rocka, chociaż bez finezyjnego polotu, którego na dłuższą metę może zabraknąć. Na pochwałę zasługują przede wszystkim bardzo chwytliwe zmiany tempa i rytmu, które ratują wydawnictwo przed zbytnią monotonią. Blank Space słusznie ochrzcili swój niejaki debiut „złą przejażdżką”, bo z tej „podróży” nie udało mi się zebrać zbyt wiele dobrych wspomnień. Pierwsza próba szturmu rynku muzycznego okazała się jednak bardzo udana pod względem promocyjnym. Aby Blank Space przebiło się jednak ze swoją muzyka dalej muszą wykazać się odwagą wyrwania się z twórczego marazmu i rezygnacją z powielania wielu od lat ogranych motywów i poszczególnych zagrywek. Powtórzę więc – słyszę potencjał, który przez cały czas obciążony jest pewnego rodzaju strachem wyjścia z powielanych form. Krótko – jestem za, a nawet przeciw – jak mawiał klasyk. Odwagi panowie… Odwagi! Więcej info: – www.pl.myspace.com/blankspaceplwww.facebook.com/blankspacepl?ref=ts

BLANK SPACE – SAVE