Bremenn – Flowers Of Fall

●●●●●●●○○○

1. Eyes On Me 2. Confused 3. Lies Won’t Die 4. Alice 5. Flowers Of Fall 6. G-Sus 2006 7. Save Your Breath 8. My Veil 9. Beloved Measures 10. The Show 11. Single Idol 12. The Screen

SKŁAD: Piotr Kurczuk – perksuja; Atek Radej – gitara; Jakub Tabaczewski – wokal; Grzegorz Kabasa – gitara; Tomasz Graczyk – bas

PRODUKCJA: Bremenn

WYDANIE: 2013 – niezależne

www.bremenn.pl

Spodziewałbym się prędzej świętej inkwizycji niż czegoś takiego, czym doświadczyli mnie muzycy z Bremenn. Industrialno-syntetyczna sieczka rodem z Rammsteinowego blichtru. Czyżby niemieckim ekstrawertykom rodziła się konkurencja w postaci bezczelnego polskiego wydania tego typu metalowych aranżacji? Bremenn rywalizować może, ale kto z tego wyścigu szczurów będzie miał ponadczasowe fory – wiadomo.

„Flowers Of Fall” to iście misterny projekt łączący bardzo wyrafinowaną elektronikę z industrialno-gotyckim ciężarem gitarowego uderzenia. Nie samą muzyką Bremenn jednak żyje. Tak jak ich teksty opływające w szerokim koncepcie zdystansowanych refleksji wobec stereotypów i zasad, które rządzą współczesnym światem, tak ich wizerunek sceniczny jest prawdziwie uszlachetniony najdrobniejszymi detalami.

Industrialno-syntetyczna sieczka rodem z Rammsteinowego blichtru.

Wszystko dopięte jest na ostatni guzik, a więc trudno tu też oczekiwać wysublimowanej innowacyjności. Bremenn hołdują zasadzie prostoty i konsekwentnie udeptują ścieżkę tego, co już dawno przeszło do historii. Jaki więc przyświecać im może cel? Ano kolonizacja starego brzmienia i świadoma modernizacja z umiejętnym wykorzystaniem skromnego asortymentu technicznych możliwości i dość, nie tyle świeżego, co dojrzałego podejścia do muzycznej stylistyki. Jest atmosferyczne i z odpowiednią dozą wykończenia balansu pomiędzy wystawną agresywnością i pięknem melodii.

Początek niektórzy pewnie zaliczą do maniakalnych odniesień wobec twórczości Rammstein, od których zapewne sami muzycy tak bardzo się nie wzbraniają. Zresztą, przecież nie bez pardonu nazwali się istniejącą nazwą jednego z niemieckich miast, chociaż jeżeli wierzyć pogłoskom, sam autor wyznał, że nazwa była po prostu częścią powtarzającego się mu sennego koszmaru. Bremenn nie jest formacją malowanych lal goniących za zachodnimi modami. Szuflady, do których wkładają nasze dźwięki słuchacze są różne, ale jest to dla zespołu nieistotne. Bremenn to muzyka mroczna i precyzyjna, oparta na ostrym gitarowym rytmie z dodatkiem barw elektronicznych (…) Nie jesteśmy także chorzy na wydumaną oryginalność. Interesuje nas mroczny, tajemniczy intelektualizm wyrażany za pomocą wizji i dźwięku. – zapowiada lider Bremenn.

Kolonizacja starego brzmienia i świadoma modernizacja z umiejętnym wykorzystaniem skromnego asortymentu technicznych możliwości i dość, nie tyle świeżego, co dojrzałego podejścia do muzycznej stylistyki.

Marszowy Eyes On Me to jednak szczególny przypadek specyficznie mrocznego brzmienia, które dobitnie wprowadza nas w koncepcję stylistyki, jaką zamierzają reprezentować muzycy w kolejnych utworach. Elektronika, chociaż czasem obija się o banał, kicz i archaiczne jej wykorzystanie, z czasem daje do zrozumienia, że nie dało się inaczej. Jej eksploatacja miejscami jest tak abstrakcyjna, że nie sposób jej nie gratyfikować. To potwierdza awangardowość aranżacyjną twórczości Grzegorza Kabasy. Dzięki niej tak energetyczne ekspresyjne utwory, jak Confused, Save Your Breath, G-Sus 2006 czy zupełnie chaotycznie dynamizujący charakter kompozycji pod tym względem Beloved Measures wyprodukowanego na intensywną modłę Type O Negative oraz The Show, doskonale podkreślone są schizofrenicznym wymiarem treści, emancypując tym samym świat głównego bohatera liryk, którym jest półrobot. 

Bremenn to świat, który paradoksalnie każdy jednak z nas zna.

Samej zawartości nie ująłbym jednak lepiej niż sam jej autor: Bohater, który pojawia się w naszych tekstach (…) z jednej strony bardzo czegoś pragnie, z drugiej zatraca się w wirtualnym świecie. Jest niby-człowiekiem, ale musi walczyć, żeby pozostać po naszej stronie ekranu, nawet jeśli reklama i technologia dyktują inne wzorce (…). Trzeba zwrócić uwagę na problem, bo jeśli się nie opamiętamy, to za chwilę wszyscy będziemy tylko zbiorem pikseli na ekranie komputera, maszerującym pod dyktando marketingowych cwaniaków. – opowiada kompozytor i gitarzysta. Mamy więc do czynienia z ambitnym posunięciem ubrania każdego z poszczególnych elementów albumów w jedną spójną całość. Klamrę dopina sam wokalista, który nie zmusza się jednak do wokalnej ekwilibrystyki. Tekst ma być przekazany prosto i dosadnie za pomocą elementarnych linii melodycznych. Nieco bardziej ekscentrycznie wychodzi to Jakubowi Tabaczewskiemu w Save Your Breath, przypominającym tu awangardowe podejście do zabawy wokalem Mike’a Pattona.

Chociaż w większości kompozycji utwory utrzymane są w średnich  tempach, ciekawy wyjątek od reguły galopady stanowi nasiąknięty elektroniką Lies Won’t Die, który przez specyficzną melodeklamację przypominać może dokonania Pain Of Salvation bądź Paradise Lost, którego znamion zdobić może również onirycznie balladowy My Veil, często insynuujący swym charakterystycznym chłodnym brzmieniem – chociaż to może zakrawać o bluźnierstwo – wyegzaltowane rejony Depeche Mode. Przesycenie elektroniką nie zawsze ma jednak swoją dobrą stronę, której wady można odczuć w ostatnim The Screen.

Nie trzeba być zapalonym zwolennikiem takiego typu muzyki, zresztą dużej rzeszy w Polsce pewnie i tak nie odnajdziemy. W naszej ojczyźnie to raczej temat tabu, wyznaczony dla fanatyków, których raczej zakwalifikować by trzeba do podziemia. Bremenn to świat, który paradoksalnie każdy jednak z nas zna. Świat dehumanizacji i powszechnej manipulacji człowiekiem, przelanej w najlepszej formie, w jakiej mogło być to przekazane poprzez wizję globalnej modernizacji i futuryzmu. Nie wydaje mi się, aby „Flowers of Fall” odniosło komercyjny sukces, ale to doświadczenie z pewnością odbije się na przyszłości samego zespołu, jak również polskiego poletka industrialnego rocka.