Bruno Światłocień – Czerń i Cień II

★★★★★★✭☆☆☆

1. Czerń i Cień 2. Powiew Morza 3. Pieśń III 4. Wyrodne Matki 5. Psychoblues 6. Szum 7. Wierny Sługa 8. Pieśń Refleksyjna 9. Czerń i Cień

SKŁAD: Bronisław Ehrlich – wokal, gitara, klawisze; Mateusz Ostapiuk – gitara, klawisze; Kordian Sikorski – perkusja; Mieszko Weltrowski – gitara basowa; Grzegorz Buller – klawisze; Michał Miegoń – różne dźwięki. Gościnnie: Damian Podbielski – gitara (8).

PRODUKCJA: Michał Miegoń – Studio nr 4 Gdynia

WYDANIE: 21 października 2014 – Zoharum Records – New Experimental Art 

Zespół Bruno Światłocień powstał z inicjatywy barda, poety i malarza-artysty – Bronisława Ehrlicha oraz perkusisty Kordiana Sikorskiego latem 2010 roku w Wejherowie. Dopiero niedawno gdzieś obiło mi się o uszy powstanie tego projektu, a niedługo wtem dostaję drugą część dyptyku Czerń i Cień owej formacji. Oczywiście zweryfikowałem oraz nadrobiłem zaległości i cieszę się, że przygodę zaczynam od tego wydawnictwa, bowiem poprzeczka została wyraźnie podniesiona, od brzmienia, które jest bardziej wyselekcjonowane po jeszcze bardziej zimnofalowy nastrój, któremu jednak bliżej do cieplejszych wiosennych, acz deszczowych dni. Klimat jeszcze lepiej został przedstawiony dzięki coraz bardziej doświadczonemu trójmiejskiemu producentowi Michałowi Miegoniowi (Kiev Office, The Shipyard).

Muzyka, zwłaszcza przy pierwszym kontakcie, burzy dawno pojęte ramy tego stylu.

Gatunek, który prezentują, nieco zapomniany, a jak się okazuje jego brzmieniowa terminologia stylistyki po raz kolejny może być reaktywowana podług sugestywnych zasad nowej fali i przekalibrowania gatunku na wzór bardziej zbuntowany, stonowany, leniwy, a jednocześnie hipnotycznie przekonujący co do podjętej konwencji. Muzyka, zwłaszcza przy pierwszym kontakcie, burzy dawno pojęte ramy tego stylu i buduje je na nowo, w brutalny sposób, bez pośpiechu i przepychu. Płyta niesie nas swoim chłodem (Psychoblues), faworyzując atmosferę żałoby, nie tyle jednak przygnębiając słuchacza, co sporą ilością impulsów zachęcając go do refleksji nad postrzeganiem rzeczywistości (Pieśń refleksyjna).

Tematy podjęte na albumie przez Bronisława Ehrlicha, który jest autorem liryk, to ekwiwalent filozoficznych dzieł. Nie są łatwe do kontemplacji. Nie są łatwe do przekazania, co też nie zawsze się udaje bez poczucia pastiszu. Dzięki nim wychodzimy na „postapokaliptyczną” ścieżkę współczesnego duchowieństwa człowieka. Kompozycje w szczególności dotkną właśnie nas, Polaków, bo tematy wyraźnie pasują do naszej wyjątkowej mentalności. Utwory opowiadają pojedyncze historie, przypowieści, paradoksalnie ukazując też wiązkę światła nadziei owianej oniryzmem przepełnionym metaforami i tajemnicą (Pieśń III). Słuchacz bez wątpienia musi cały sobą uczestniczyć w tym projekcie, aby zrozumieć jego rzeczywisty sens.

W ich muzyce chodzi wyłącznie o efekt dźwiękowego upojenia transem. 

Transowy charakter new wave ubrany w oszczędne środki przekazu potrzebuje czasu na przekonanie słuchacza do swojej charakterystycznej brzmieniowej pulsacji basu, która w porównaniu do pierwszego wydawnictwa jest mniej industrialna. Muzycy starają się skrócić wspomniany czas licznymi uzupełnieniami, np. krzykami, lamentującym saksofonem (Wierny Sługa) czy też gitarami i od czasu do czasu wyłaniającą się elektroniką (Wyrodne matki). Artyści nie stawiają jednak na hiperbolę tych elementów, mimo że brzmienie zakreślają również do miana eksperymentalnych krautrockowych dywagacji. W ich muzyce chodzi wyłącznie o efekt dźwiękowego upojenia transem. Może zbytnio to wszystko monotonne, ale z drugiej strony, czego spodziewać się po nowej fali, której motoryka jest, jaka jest. Muzycy kierują się oszczędnością, zimnymi i melancholijnymi bodźcami podbitymi przestrzennymi klawiszami (Pieśń refleksyjna) – tak jak powinno być! Te dodatki może niekoniecznie pasują w jednym elemencie, a mianowicie w śpiewie bądź też w jego melodeklamacjach, które często „dopieszczone” dodatkami nie zawsze są zrozumiałe.

Wejherowska formacja poprzez swoją duszną stylistykę niestety nie przekona każdego, który podjął się wyzwania przesłuchania ich materiału. Jest to wprost niemożliwe bez odpowiedniego nastawienia i wcześniejszych eksperymentów z ambientem, muzyką psychodeliczną, a co najważniejsze – nową falą, przynajmniej na bazie kluczowych materiałów Joy Division czy wczesnego The Cure. Zauważalna jest tu spora dawka niespokojnych, nad wyraz chłodnych brzmień (Powiew morza, Wyrodne matki), które wymijają się z kojąco mrocznymi tworami (Szum, Wierny sługa, Pieśń refleksyjna, Czerń i Cień), bluesowo-gotycką motoryką (Psychoblues) czy też instrumentalnymi przesmykami światła w „optymistycznej” filmowo-lynchowej Pieśni III.

Bezsenna to muzyka. Wizytówka depresji, dzięki której łatwo o zgłębienie w sobie nostalgiczno-melancholijnej aury, nieumniejszająca jednak emocjom, którymi album jest przeładowany.

Mamy tu również sporo ciekawych pomysłów opartych raz na wyraźnych i żywych, acz mechanicznych partiach perkusji oraz gitary Czerń i Cień, gdzie z kolei w innych partiach wybrzmiewa charakterystyczne niskie strojenie wspomnianej dusznej linii basu wymieniającej się z gitarowym noisem i elektroniką (Wyrodne matki) czy też elementami shoegaze i delikatnych melodii (Powiew morza). Pisząc o brzmieniu, mimo pozornej monotonności, mamy tu zarówno ponure, klasycznie ciężarne riffy w Zwierzęcy los, jak również kompozycje znacznie lżejsze, jak Migwai czy Low. Proste to formy, ale jak słychać, jeżeli dobrze się materiałowi przysłuchamy, da się zauważyć pewne ciekawe niuanse

Bezsenna to muzyka. Wizytówka depresji, dzięki której łatwo o zgłębienie w sobie nostalgiczno-melancholijnej aury, nieumniejszająca jednak emocjom, którymi album jest przeładowany, a my nie mamy wyjścia i poddajemy się lirykom lidera i mrocznej muzyce. Płyty słucha się ze szczerym zaciekawieniem, bowiem ze świecą szukać takich alternatyw na naszym rynku, co wyróżnia zespół pod względem odwagi. Inspirujący więc to twór oraz intrygujący w swojej postaci. Ten album to muzyka surowa, mroczna, ponura, ascetyczna… rzec można puentując – bez nadziei… Tylko zastanawiam się, czy w przypadku Bruno Światłocień to już potwarz, czy jeszcze gloryfikacja?

BRUNO ŚWIATLOCIEŃ – WIERNY SŁUGA