Coheed And Cambria – The Afterman: Descension

●●●●●●●○○

1. Prelelethal 2. Key Entity Extraction V: Sentry The Defiant 3. The Hard Sell 4. Number City 5. Gravity’s Union 6. Away We Go 7. Iron Fist 8. Dark Side Of Me 9. 09 2’s My Favorite 1

SKŁAD: Claudio Sanchez – wokal, gitara; Travis Stever – gitara, wokal, gitara hawajska;  Josh Eppard – perkusja, wokal, klawisze; Zach Cooper – gitara basowa, wokal

PRODUKCJA: Coheed and Cambria, Michael Birnbaum, Chris Bittner

WYDANIE: 5 lutego 2013 – Hundred Handed/Everything Evil

www.coheedandcambria.com

Na samym wstępie muszę zaznaczyć, że pierwsza część tej dwupłytowej muzycznej historii nazwanej „The Afterman”, bardzo przypadła mi do gustu. Przyznaję też, że im dłużej jej słucham tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to jedna z najlepszych płyt tej grupy. Warto też nadmienić, że Coheed And Cambria nie zawsze wychodzili zwycięsko ze starcia z moimi zmiennymi gustami muzycznymi. Cenię sobie ich muzykę dopiero od „Good Apollo, I’m Burning Star IV, Volume Two: No World For Tomorrow”, który uwielbiam, ale już następny w kolejności „Year Of the Black Rainbow” był dla mnie – i chyba nie tylko –  lekkim zawodem.

Jakim szczęściem, więc było pojawienie się na horyzoncie dyptyku „The Afterman”, którego pierwsza część ponownie wywindowała zespół do grona moich ulubieńców. „The Afterman: Ascension” jest krążkiem, który zyskuje przy każdym przesłuchaniu; przepełnionym rewelacyjnymi rozwiązaniami  wokalnymi i charakterystyczną dla kwartetu mieszanką rocka i progresji. Nadszedł jednak luty 2013  -czyli pora na drugą część historii Siriusza Amory’ego. Jak ma się ona do swojej poprzedniczki? O tym już za chwilę.

Żeby profil Coheed And Cambria był pełny, muszę jeszcze wspomnieć o ważnym komponencie każdego albumu zespołu, a mianowicie epickiej opowieści science-fiction, ukrytej w tekstach napisanych przez Claudio Sancheza – rosłego wokalistę grupy z Nyack w stanie Nowy Jork. Przy okazji poprzednich albumów poznaliśmy historię Coheeda i Cambrii Kilgannów, żyjących w układzie planetarnym Heaven’s Fence, oraz ich syna Claudio. To własnie trzon „The Amory Wars”, które Coheed And Cambria opowiedziało na pięciu pierwszych płytach. Chronologia jest jednak dość pomieszana. Jakby tego było mało, „The Amory Wars” doczekało się własnej serii komiksów, a zanosi się też na film. Jego produkcji podjęli się Mark Wahlberg i Stephen Wilson, znani z Entourage stacji HBO. Karty pokazują niewątpliwie pozytywną przyszłość dla amerykańskiego zespołu. Przejdźmy jednak do „The Afterman: Descension”, drugiej i ostatniej części opowieści o Siriuszu Amory, który odkrywa w niej źródło energii trzymające w ryzach Keywork (78 światów, w których ma miejsce akcja „The Amory Wars”). „The Afterman” to więc nic innego jak prequel sagi.

Niech was to jednak nie zmyli. Coheed And Cambria muzycznie prą jak najbardziej do przodu. Świadczą o tym przede wszystkim nieliczne nowe formy ekspresji i nieco odmienny kierunek niż na poprzednim albumie. Mało jest zespołów, które mają tak rozpoznawalny styl jak ci Amerykanie. To zarówno wielkie osiągnięcie jak też niebezpieczeństwo, ponieważ tworzenie kolejnych kompozycji w podobnej stylistyce może się okazać w pewnym momencie bardzo trudną przeprawą.  „The Afterman: Descension” wcale nie ma łatwo w kontekście poprzedniego rewelacyjnego krążka. Zajęło mi sporo czasu odnalezienie prawdziwej wartości nowej muzyki. Byłem już nawet gotów spisać ją na straty. Ostatecznie przebiłem się i w magiczny sposób dotarłem do serca tego albumu, który wcale nie musi być oceniany z perspektywy słabej kontynuacji. Niemniej jednak wrażenia już nie są tak mocne. Może to przez brak zaskoczenia, może przez fakt, że najlepsze utwory zostały użyte na „Ascension”. Sam nie wiem.

Wspomniałem o nowych formach ekspresji i faktycznie są one tu obecne. Jednym z dowodów jest utwór The Hard Sell wyśpiewany z ogromną pasją i pazurem, a do tego upiększony bardzo gilmourowską solówką, która przenosi nas gdzieś do lat świetności progresywnego rocka. Następny w kolejności Number City to udana próba połączenia rockowego instrumentarium z dęciakami. Z kolei taki Gravity’s Union to świadectwo nieskończonych możliwości wokalnych Sancheza. Wydziera się on tutaj z dawno niesłyszaną (jeśli kiedykolwiek) dzikością, operując na granicy fałszu. Paradoksalnie jednak, najbardziej do gustu przypadł mi utwór, który przez fanów obarczony został, niesłusznie moim zdaniem, największą dezaprobatą. Mam tu na myśli Dark Side Of Me, który według mnie niesie największy ładunek emocjonalny z całego zestawu i prawdopodobnie posiada najłatwiej zapamiętywalną melodię. Prosty, ale porywający refren ze słowami I gave my everything/ For all the wrong things/ In this cold reality, I made/ This selfish War Machine, niby odnosi się do historii science-fiction, a jednak jest jak najbardziej na czasie.

Pozostałe kompozycje na „The Afterman: Descension” to stare dobre Coheed And Cambria z rewelacyjną i bogata grą instrumentalistów i wysokimi rejestrami Sancheza, które albo się kocha albo nienawidzi. Ja zdecydowanie jestem w tej pierwszej grupie i trudno mi po raz kolejny oprzeć się przygotowanym przez niego melodiom. 

Teraz, kiedy dyptyk „The Afterman” jak również  saga „The Amory Wars” zostały zamknięte, na Coheed And Cambria czekają zupełnie nowe wyzwania. Miejmy nadzieję, że postanowią je podjąć i jeszcze nie raz zaskoczą nas swoją muzyką i liryczną pomysłowością. Po komiksy może nie sięgnę z powodów „geograficznych”, ale jeśli plany związane z filmem się ziszczą, na pewno rzucę na niego okiem. Co do „The Afterman: Descension” ocena musi być taka, a nie inna, bo to naprawdę solidna płyta, która w przyszłości znajdzie miejsce wśród najlepszych krążków grupy. Dajcie jej tylko szansę.

COHEED AND CAMBRIA – THE HARD SELL