Fish in Oil – Drnch

●●●●●●●●○○

1. FNR-Y? 2. Hugo 3. Jel surfuješ? 4. Bella 5. AlaHendrix 6. Melanholija 7. Hej hej! 8. Kleveta 9. Fragola 10. Pijeta 

SKŁAD: Veljko Nikolić – Papa Nik – instrumenty perkusyjne; Tom Fedja Frenklin – perkusja; Branislav Radojković – gitara basowa, kontrabas; Bratislav Radovanović – gitara elektryczna; Dušan Petrović – saksofony

PRODUKCJA: AXIX – Hill River Studios

WYDANIE: 21 października 2013 – Mascom Records www.fishinoil.webs.com

Bardzo lubię sięgać po jazzowe aranżacje świata Bałkanów ze względu na formę i treść, które zawsze przepełnione są subtelnym i swojskim charakterem atmosfery tej części świata. W przypadku Fish in Oil nie jest inaczej, chociaż same kompozycje nie wykazują przeważającego pierwiastka bałkańskiej aury. Ryby w oleju wykonują oryginalną muzykę zabarwioną odrobiną bluesa, rock’n’rolla, folku, jazzu i muzyki filmowej, jednocześnie unikając bezpośredniej klasyfikacji do konkretnego z podanych. To również mieszanka zachodniej i wschodniej estetyki oraz synteza przeszłości i współczesnych realiów.

Synteza przeszłości i współczesnych realiów. (fot. Rita Pinkse)

Ukazane to jest już w pierwszej rozpoczynającej całość kompozycji FNR-Y?. Przyjemnie i gładko przyciągany główny motyw jest również zauważalny w kolejnej kompozycji zahaczającej o rumbę, czyli sentymentalnym Hugo. To utwory świetnie wprowadzające w świat jazzowej bohemy, przygotowujące słuchacza na trudniejsze interpretacje jazzowej struktury,  które poprzedzone są rockowym jazgotem w dynamicznym Jel surfuješ?, wykazujący swoją beztroską niezwykłe podobieństwo do gangsterskiego Lucifer Sam z debiutanckiego albumu Pink Floyd. Belia oraz Melanholija to najbardziej odosobnione od reszty numery, charakteryzujące się świetnie rozbudowaną przestrzenią ciepłego nastroju. Jako jedyne prezentują klasyczne podejście do aranżacji bez nadmiernego użycia eksperymentalizmów. AlaHendrix to rozjuszony jazz rock, który może dać obraz duetu,  jakiego niestety nie dane nam było doczekać. Oczywiście mam tu na myśli Milesa Davisa, który taką ofertę współpracy Jimiemu Hendrixowi złożył. Genialnie prowadzona energia, twardy rytm i garażowy brud gitary skontrastowany z klarowną i czystą barwą instrumentów dętych oraz nienaganną rytmiką rojącą się bardzo pozytywnym odbiorem. Hej hej! to z kolei apetyczny utwór,  który świetnie wpasowałby się w koncepcję big bandu, gdzie równocześnie mielibyśmy szansę usłyszeć zagubione harmonie nonszalanckich zagrywek Johna Scofielda.

Puszka dojrzałej nostalgii jazzu wracającego pamięcią 

do czasów powojennej Jugosławii (fot. Tim Dickson)

Największy mezalians przyniosą nam jednak z pewnością psychodeliczne twory, jak Kleveta, budowany na charakterystycznym ciężkim tonie, kontrastującym z ujętą subtelnością kolejnej kompozycji Fragola, która ostatecznie tempem walca i swoim charakterystycznym instrumentarium wyprowadza nas z istnej kakofonii dźwięków. Misternie zaaranżowany album kończy równie intrygujący Pijeta z genialnymi partiami falsetów. Wolno snująca się gitarowa zagrywka i roztaczająca barwa saksofonowych inkrustacji rozbrzmiewających pomiędzy rozhisteryzowanym aparatem perkusyjnym na pewno nie przejdzie… nieusłyszana. Fish in Oil, jak na rybę w oleju przystało, czuje się świetnie. Album sprzedać się jednak może jedynie dzięki pojedynczym utworom. Całość krążka nie imponuje spójnością, co może nie prowokowałoby urazu, gdyby kompozycje były lepiej ze sobą powiązane. Koherencję z pewnością prezentują poszczególne utwory, gdzie zespół bez wysiłku łączy ekspresję rocka, jazzu i figlarnych popisów, które połączone są z przeróżnymi interpretacjami klasycznych gatunków. Wyrafinowany to twór. Otrzymujemy puszkę dojrzałej nostalgii jazzu wracającego pamięcią do czasów powojennej Jugosławii, w której olej jest lekko zleciały, a pojedyncze ryby nie wykazują wzajemnego poszanowania i przynależności do tej samej ławicy, ale dzięki zgranej formie awangardowego podejścia do muzyki popularnej opartej na tradycyjnych wzorcach przełamuje barierę muzycznej wstrzemięźliwości.

FISH IN OIL – PLAVA ZGRADA