Palm Desert – Pearl From The Muddy Hollow

★★★★★★★✭☆☆

1. No Way Back 2. Lucky Bone 3. Tsunami 4. Favela 5. End Of The Road 6. Rise Above 7. No Pain No Sorrow 8. Pearl From The Muddy Hollow 9. Forward In The Sun

SKŁAD: Wojciech Gałuszka – wokale; Piotr Łacny – gitary; Jan Rutka – bas; Kamil Ziółkowski – perkusja, gitara (3). Gościnnie: Przemysław „Perła” Wejman – gitara (4, 6); Wojciech Kuczwalski (1, 4)

PRODUKCJA: Przemysław “Perła” Wejmann & Grzegorz Sawa-Borysławski – Perlazza Studio w Poznaniu & Macca Mastering

WYDANIE: 31 października 2014 – Krauted Mind Records

www.facebook.com/palmdesertband 

Są gatunki, z którymi swą muzyczną przygodę zacząć nie jest łatwo. Do takich należy również stoner rock, ale Polacy i na to znaleźli złoty środek, rodem protoplastów z Kyuss. Muzykę tej grupy chłonie brud, powolne tempa i energia. Owszem, w album trzeba się mocno wsłuchać, aby wyczuć prawdziwe intencje muzyków, ale zapewniam, że warto.

Produkcja, jak tego by styl oczekiwał, jest surowa i raczej ograniczona do minimum. Muzycy potrafią rozwinąć skrzydła, a przecież w „garażu” tak łatwo o to nie jest, a jeżeli dodamy do tego fakt, że album został nagrany na setkę w pięć dni… Nie ma co, dobre granie, z którego czerpiemy również namiastkę futurystycznego bluesa, który mija się z post-grungem (No Way Back). Dużą rolę pełni rześki i naturalny wokal Wojciecha Gałuszki. Być może w solówkach przydałoby się więcej emocjonalnej frywolności à la Joe Bonamassa, ale jego zastępują świetnie przędzone riffy w porządnej dawce kipiącego ferworu hendrixowskiej melodyki spotykającej się z formacją The Black Keys (Lucky Bone). Tę przebojowość usłyszymy również w krótkiej pearl-jamowej wstawce Rise Above, aby zaraz cieszyć się obcowaniem z twórczością Chrisa Cornella w No Pain No Sorrow. Tak jak pod koniec tej kompozycji, tak i w innych fragmentach albumu czasem zwalniamy tempa, aby z materiałem się nieco zdystansować, zawiesić w stonerowej próżni przestrzeni, świetnie wpasowanej jako pomost do kolejnych muzycznych idei. Niestety te instrumentalne wojaże są najmniej pamiętliwe (Tsunami). 

Magia stoner rocka!

Wokal, chociaż posiadający prostą rytmiczną melodię, stanowi tu nie lada broń, a właśnie wspomniana kompozycja Tsunami to najbardziej potwierdza. Bez tego elementu utwór brzmi jakby przeznaczony na próbę, może niedopracowany, ale w sam raz do jammowania. Co innego, jeżeli pełni pierwszoplanową rolę, nadając kompozycji energii, którą podjudza rock’n’rollowa siła riffów przesterowanej gitary (End of the Road). Co wychodzi im jeszcze lepiej, to te ostrzejsze fragmenty, które zdecydowanie wyróżniają się na tle melodycznych deklamacji, zmiennej dynamiki i płaskich instrumentalizacji (Favela). Kompozycje dopracowane, ale mam wrażenie, że brakuje jakiejś przyprawy, momentami bowiem zataczają koło bezproduktywnej improwizacji. Z drugiej strony to magia stoner rocka, a najbardziej przyzwoicie prezentuje się to w ostatnim i najdłuższym Forward in the Sun. Tu wszystko zostaje zrównoważone i ładnie ze sobą scalone. Kompozycję sygnuje spokojne tempo i dynamika, która rozwija się tu zdecydowanie najbardziej dojrzale.

Nie ma u nas w Polsce pustyni, ale Palm Desert miał w sobie tyle wyobraźni, że brzmi właśnie tak, jak by tego po pustynnym rocku oczekiwano za miedzą. Zadziorny wokal, który potrafi szarpnąć, ale i zasiać melodią. Ciężkie riffy, które łomocą nasze rockowe dusze, masywność dźwięków oraz gęste frazowanie basu i perkusji rozchodzące się psychodelicznej bańce pogłosu. Wszystko może nadto rozwleczone, ale tak w tym gatunku musi być. Relaksują Panowie aż miło. Uderzają akordami i uciekają w płynne błotniste pulsujące tempo, które nie ma końca i końca mieć nie musi.

PALM DESERT – NO WAY BACK