Percival Schuttenbach – Svantevit

●●●●●●●●○○

1. Okrutna Pomsta 2. Satanael 3. Svantevit 4. Wodnik 5. Bitwa 6.  Upiory 7. Wiking 8. Tryzna

SKŁAD: Joanna Lacher – bas, wokal; Christina Bogdanova – wokal, klawisze; Mikołaj Rybacki – gitara, instrumenty smyczkowe i inne, wokal; Andrzej Mikityn – perkusja; Katarzyna Bromirska – wiolonczela, lira, akordeon, flety, wokal. Gościnnie: Masza „Scream” Archipowa – śpiew (Wodnik); Jan Vrobel – śpiew (Bitwa); Pavel Zouhar – skrzypce (Upiory); Kamil Rogiński – instrumenty dęte (Okrutna Pomsta, Svantevit, Bitwa, Upiory, Wiking); Igor Górewicz – śpiew (Upiory); Przemysław Kumor – śpiew (Wiking); Mateusz „Matek” Lazar – gitara (Upiory); Łukasz „Mussi” Muschiol – gitara (Upiory);Sławomir „Radbor” Uta – śpiew, trąbita i chórki (Wiking, recytacja – Tryzna); Aro – głos (Satanael).

PRODUKCJA: Bartek Góra & Bartosz Miszczyk – Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, scena główna im. Ludwika Gadzickiego; RedBaaron Mobile Studio; Studio Analiz w Szczecinie

WYDANIE: 21 września 2013 – Fonografika

www.percivalschuttenbach.art.pl

Jest wiele albumów, dzięki którym możemy cofnąć się w czasie o czterdzieści, pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat, ale co powiecie na podróż w czasie o kilka wieków w tył? Percival Schuttenbach to zespół, który nieznanym ówcześnie przesterowanym gitarom stara się przywołać specyficzny słowiański klimat sprzed dziewięciu wieków. Nasi przodkowie takich wynalazków nie używali, ale mam wrażenie, że zupełnie nie mieliby ku temu zastrzeżeń. „Svantevit” to następca wydawnictwa z 2009 roku – „Reakcja Pogańska”, które wykrystalizowało stylistykę formacji, dlatego chociaż scena folk metalu jest w Polsce jeszcze niepokaźna, to wyczekiwanie rychłego powrotu Percival Schuttenbach z nowym albumem było naprawdę żmudne. Dla niektórych było to łatwiejsze, jeśli wystarczyła im kolaboracja tej formacji z hip-hopową syntezą słowiańskiej kultury w postaci albumu Donatana – „Równonoc” (2012). Oczywiście biorąc pod uwagę ilość odrębnych stylistycznie i instrumentalnie od siebie projektów, jakie tworzą członkowie grupy, można było obawiać się o ostateczny efekt ich macierzystej grupy. Tak się jednak nie stało i chyba nikogo nie zawiedli, co też potwierdziła poprzedzająca wydanie longplaya EP-ka „Postrzyżyny”.

Wprowadzają specyficznego ducha spirytyzmu, który ciekawie kontrastuje generalne odczucie rozmachu słowiańskich splotów wydarzeń.

W dacie premiery „Svantevit” nie ma przypadku, bowiem ujrzała światło dzienne w dzień ważnego dla Słowian ekwinokcjum – jesiennej równonocy. Percival Schuttenbach nadal opiera się w swojej twórczości na bogatej tradycji słowiańskich korzeni, tym razem opartej na wydarzeniach z XII wieku. W zapowiedzi czytamy: W roku 1168 duński król Waldemar najechał i spalił ostatnią świątynię słowiańskiej wiary. Wraz z upadkiem Arkony centrum kultu Svantevit przyszedł kres Słowian połabskich, którzy na kilkaset lat pogrążyli się w mrokach niepamięci. Percival Schuttenbach, po 845 latach, pragnie przypomnieć ten dzielny wojowniczy lud słowiański, którego siedziby z racji swego najbardziej na zachód wysuniętego położenia, jako pierwsze padły ofiarą bestialskich praktyk chrystianizacyjnych zachodniego możnowładztwa.

Czy to materiał, który przebił ich debiut? Z pewnością. Ci, którzy jednak liczyli na powtórkę energicznych przyśpiewek znanych im z poprzedniej płyty, muszą przygotować się na muzykę znacznie cięższą, zarówno brzmieniowo jak i w odbiorze sensu stricto. Kompozycje są o wiele bardziej rozbudowane i skontrastowane szybkością tempa, użycia wokalu czy instrumentariów. Incydentalność każdego z czynników jest jednak rzadkością, a ich dobór doskonale świadczy o świadomej harmonii progresywnej natury. „Svantevit” to album stanowiący doskonałą symbiozę melodyczności oraz kombinacji, jaką słyszymy w kołyszącym Wikingu oraz refleksyjnej kompozycji Tryzna

Pod względem stricte muzycznym to jednak hołd dla metalu lat 80., głównie dzięki charakterystycznym elementom typowym również dla thrash i death metalu, które w fuzji folkowych zapędów tworzą iście absorbującą mieszankę. Wokale, których udzielają aż cztery osoby, są jednym z ciekawszych elementów albumu, gdzie szept, intonacja, klasyczne folklorowe podśpiewki czy gardłowy growl na przemian zdobią męskie i damskie wokalizy. Jakby tego było mało do współpracy zaprosili również wielu gości, jak Pavel Zouhar (Silent Stream of Godless Elegy), Kamil Rogiński (Moskwa, R.U.T.A, Orkiestra Rivendell), Jan Vrobel (Cruadalach), Igor Górewicz (Casus Belli, Drużyna Grodu Trzygłowa) i wielu innych. Najbardziej osobliwy element stanowi jednak włączenie rosyjskich akcentów formacji Arkona w postaci wokalu  Maszy „Scream” Archipowej, która nota bene wyszła z tego duetowego współgrania wyśmienicie (Wodnik). 

„Svantevit” to ostoja prawdziwie rzetelnej opowieści osadzonej na płaszczyźnie staropolskiego pojęcia poganizmu. 

Różnorodność jest więc niebywała, ale nie budzi dezorientacji. „Svantevit” to album, który pomimo splatających się ze sobą różnych muzycznych ideałów nie stanowi mieszanki, a całkowicie powiązany ze sobą koncept łączący kolejne kompozycje intrygującymi wieszczbami. „Svantevit” to ostoja prawdziwie rzetelnej opowieści osadzonej na płaszczyźnie staropolskiego pojęcia poganizmu. Opowieść snuta jest przez cały album o walce, zawiści, tradycji, w której spotkacie leśne demony, groźnych wikingów, słowiańskich bogów i doświadczycie mrocznych rytuałów. Czy łatwo jest przełożyć takie świadectwo we współczesnej muzyce? Cóż, metal folklorystyczny, aby imał się predysponowanych założeń musi trzymać równowagę. Ten balans i brzmieniowe proporcje na „Svantevit” zostały należycie utrzymane, toteż słowiański klimat przeplatający się z ciężką metalową gramaturą świetnie łączy ze sobą esencję legendarnych opowieści, które wielu swoją historią z pewnością zaintrygują (Satanael). W tym przypadku z pomocą na pewno przyjdzie nam również uzupełnienie albumu w postaci książeczki, którą zasilimy nasze erudycyjne braki dzięki skrzętnie sporządzonym przypisom.

Wielość elementów u wielu wzbudzi poczucie chaosu, ale tajemnica ich sukcesu leży w ich harmonizacji. Oczywiście przełożyło się to na mniej zauważalną melodyczność, z której najwięcej czerpie wprowadzający utwór Okrutna Pomsta oraz kompozycji poświęconej Słowianom połabskim – Svantevit, czyli zrestaurowanej wersji hymnu manifestującego pojęcie wolności. Melodyjnego charakteru można również upatrywać w Bitwie, którego jednak mocniejsze elementy summa summarum przeważają. Taka jest też reszta tej płyty, z której Upiory jako jedna z najbardziej reprezentatywnych kompozycji spędzi nam sen z powiek, aby rozgryźć wszystkie zawarte w nim smaki. Intrygujące gitarowe riffy, relatywnie sztywne na tle żywych brzmień smyczkowego allegro niosą nas niebagatelnym kunsztem połączenia klasyki i metalowego jazgotu oraz solowych majstersztyków, których końca nie słychać. Sinusoidalny magnes natchnień wnosi również bojkotujący flet, a całości świetnie dopełnia napędzająca energią perkusja.

Ugruntowali swoją pozycję jednej z najciekawszych formacji tego typu stylistyki.

Ten muzycznie rozpędzony mechanizm kończy relatywnie spokojna Tryzna, stanowiąca ciekawą kanwę refleksyjnego emblematu całego albumu, który wielu zagrzeje swoim brzmieniem do walki z przeciwnościami losu. To istny emocjonalny ładunek, którego spowija jeszcze większa porcja mroku, ozdobionego nie tylko wokalami i ekspresyjnymi riffami, ale również dźwiękami przyrody oraz odgłosami codziennego życia dawnych dziejów. Dodaje to formacji ducha spirytyzmu, który ciekawie kontrastuje generalne odczucie rozmachu słowiańskich splotów wydarzeń.

Nowa fala polskiego heavy folku? Powiem tak – jeśli komuś znudził się góralski folklor bądź zespół Mazowsze, Percival Schuttenbach będzie stanowić ciekawą odskocznię, która pomimo że połączenie hybrydy folku i metalu nie stanowi już żadnego ewenementu, kreuje własną kombinację stylistyki tych dwóch muzycznych „przeciwstawieństw”. Efekt końcowy jest naprawdę zadowalający. Zespół z Lublina wysłużył się „Svantevitą” świetnym materiałem i z całym przekonaniem, nie tyleż zdobył nim nowych fanów, co ugruntował swoją pozycję jednej z najciekawszych formacji tego typu stylistyki. Oryginalna opowieść mrocznych historii osadzonych w realiach czasów przedchrześcijańskich demonologii owita jest dźwiękami zdobywającego coraz większą popularność klimatycznego folk metalu. Polecam chociażby dlatego, aby choć trochę poznać tej historii, która jest raczej na skraju zapomnienia, a przecież tego nigdy za wiele. Ku chwale Światowida. Ku chwale Percival Schuttenbach!

PERCIVAL SCHUTTENBACH – SVANTEVIT (FULL ALBUM)