Portland Rum Riot – 53 minuty do wschodu

★★★★★★★★☆☆

1. Amalgamat 2. Kim Jestem 3. Uwalniam Się 4. Twój Krzyż Na Moją Drogę 5. Kwiaty 6. Pozdrowienia Z Portland 7. Przecięty 8. Nie Sam 9. Detonacja 10. Ciemna Strona Melanżu

SKŁAD: Andrzej Ruszkowski – perkusja; Artur Włodarczyk – bas; Adam Kozłowski – wokal; Hubert Kąkol – gitara; Piotr Lubowski – gitara

PRODUKCJA: Tomasz Korczak – Red Yeti Studio

WYDANIE: wrzesień 2014

www.facebook.com/portlandrumriot

Rumowe zamieszki w Portland miały miejsce 2 czerwca 1855 roku w Portland, w stanie Maine. Do krótkich, ale niezwykle brutalnych rozruchów doszło po tym, jak ówczesne władze stanowe wprowadziły przepisy zabraniające sprzedaży i produkcji alkoholu. Dokładnie 157 lat później – z inicjatywy trójki śmiałków powołano do życia formację Portland Rum Riot, którą zasiliło dwóch gitarzystów. 

Prace nad płytą trwały ponad rok. Tyle czasu zajęło nam stworzenie materiału, ogranie go i wybór utworów na nasz debiutancki album. To dla nas bardzo ważny moment – „53 Minuty Do Wschodu” to podsumowanie pewnego etapu w życiu zespołu, rozpoczęcie nowego – próba wypłynięcia na szersze wody. Staraliśmy się, aby ta płyta była tak zróżnicowana, jak my i nasze inspiracje – zapowiada Adam Kozłowski. 

Moc inspiracji każdego z członków procentuje rozmachem ciężkich energicznych riffów, dynamiką groove’u i charakterystycznym klimatem polskiego illusionowego rocka dopełnionego barwną linią wokalną. “53 Minuty Do Wschodu” to album mocno zróżnicowany w swoich aranżach, które w większości szybko wpadają w ucho wytrawnego fana hard rocka. Sami muzycy porównują swoją twórczość do inspiracji brzmieniem (…) Ozzy’ego Osbourne’a, Black Label Society, Godsmack ekspresją Comy czy miejscami agresją Slipknot.

Moc inspiracji każdego z członków procentuje rozmachem ciężkich energicznych riffów, dynamiką groove’u i charakterystycznym klimatem rocka dopełnionego barwną linią wokalną. 

Z góry nadmienię, że im się to wszystko zgrabnie udaje. Przy słuchaniu doskwierała mi jednak refleksja. No bo jak taki zespół z oryginalną aranżacją i kompetentną produkcją dopiero debiutuje. A jeżeli dopiero debiutuje, to jakim sposobem od razu osiągnęli taki poziom wydawniczy. Cóż, na pewno nie zbierali tych kompozycji przez lata, bo są nad wyraz spójne. Projekt nad wyraz ambitny. Działalność rozpoczęta zaledwie w 2012 roku, a już słychać, że albumem chcą osiągnąć coś więcej, niżeli zalać ambicje młodzieńczej kariery rockmanów rozmytych w chwili pierwszego potknięcia z rzeczywistością muzycznego światka biznesu.

Płytę rozpoczyna iście motoryczny Amalgamat akcentujący dynamikę i energię zespołu, która utrzymana jest do końca tego długograja. Nie ma tu jednak nadzwyczajnie rozbudowanych motywów, bo nie o to tu chodzi. Album wypełnia wigor gitarowych riffów, które raczej nie pozwalają na dojście do głosu solówkom, a tych trochę brakuje (Detonacja). Chociaż wydaje się przy słuchania, że wszystko już słyszeliśmy, nie wyczułem szablonowania rockowej genezy. Co ich charakteryzuje to świetna synteza mocniejszych i lżejszych fragmentów jak hunterowa ballada Przecięty czy Twój krzyż na moją drogę, które w piękny sposób symbolizują równowagę hard rocka.

Hard-rockowa stylistka świetnie plasuje swoje niuanse z rzewnym metalem i motorycznym groovem. 

Nie czujemy sztuczności i natarczywego trzymania się współczesnych trendów. Elementy łączą po swojemu i na dobre im to wychodzi (Kwiaty). Nawet jeśli w grę wchodzi delikatny pastisz, robią to ze swoistym dystansem (Ciemna strona melanżu). To świetna metoda na zdystansowanie się z pozostałymi podjętymi bardziej poważnymi tematami. Zresztą dużo w tym zasługi dzięki umiejętnościom wokalisty, który bardzo rzetelnie operuje swoim głosem (Kim jestem), chociaż jeżeli weźmiemy pod uwagę konwencję stylistyczną Portland Rum Riot, można by przyczepić się o brak bardziej wyrafinowanych melodii. Wiodący wokal na szczęście w tle ratują wzbogacające harmonie. Jako że to debiut, nie jestem jednak w stanie przyczepić się do pomniejszych niedociągnięć, ponieważ i tak album jest ponad przeciętną początkujących.

Rock w szerokim tego słowa znaczeniu przeżywa obecnie stagnację. Stare muzyczne pryki nadal cieszą się sporą popularnością, ale tych, którzy wytaczaliby się na widnokrąg nowej klasyki raczej jest niewielu. Czyżby Portland Rum Riot chciał ten pułap osiągnąć? Mają ku temu predyspozycje. Hard-rockowa stylistka świetnie plasuje swoje niuanse z rzewnym metalem i motorycznym groovem. Wkraczają w ten muzyczny światek świadomi swojego kunsztu i autentyczności swoich muzycznych wartości. Tak samo jak rumowe zamieszki, naszą „rumową formację” reprezentuje spora dawka buntu i młodzieńczej energii. Oby więc nie złapał ich za szybko kryzys wieku średniego.

PORTLAND RUM RIOT – TWÓJ KRZYŻ NA MOJĄ DROGĘ