Queens Of The Stone Age – …Like Clockwork

●●●●●●●

1. Keep Your Eyes Peeled 2. I Sat By The Ocean 3. The Vampyre Of Time And Memory 4. If I Had A Tail 5. My God Is The Sun 6. Kalopsia 7. Fairweather Friends 8. Smooth Sailing 9. I Appear Missing 10. …Like Clockwork SKLAD: Josh Homme – wokal, gitary; Troy Van Leeuwen – gitary, wokal, perkusja, klawisze; Dean Fertita – klawisze, gitary, wokal, perkusja; Michael Shuman – gitara basowa, wokal, klawisze; Dave Grohl – perkusja (3, 4, 5, 7, 8, 9); Joey Castillo – perkusja (1, 2, 3, 6); Jon Theodore – perkusja (10); Nick Oliveri – wokal (4, 7); wokal (4, 7); Alex Turner – wokal, gitara (4); Trent Reznor – wokal (6,7); Jake Shears – wokal (1); Elton John – wokal, fortepian (7); Brody Dalle – wokal (7); Alain Johannes – wokal (7) PRODUKCJA: Josh Homme i Queens Of The Stone Age, James Lavelle (10)

WYDANIE: 3 czerwiec 2013 – Matador, Rekords Rekords

Od premiery ostatniego studyjnego krążka Queens Of The Stone Age minęło 6 długich lat. Po tak długim okresie oczekiwania i ciągle przekładanej dacie premiery następcy „Era Vulgaris”, wymagania fanów względem premierowego materiału Queens Of The Stone Age miały prawo urosnąć do niewyobrażalnych rozmariów i przytłoczyć bezradny zespół, zwłaszcza że krążek z 2007 roku nie do końca zaspokoił oczekiwania fanów. Osobiście w swoim corocznym zbiorze wypatrywanych premier roku, umieszczałem grupę Josha Homme’a co najmniej trzy razy w nadziei, że dany rok przyniesie nareszcie nowy materiał. Przemawiam więc jako wygłodniały fan, który ma prawo narzekać i wytykać najmniejsze choćby kompozycyjne potknięcia. O dziwo, pochłonąłem „…Like Clockwork” bez jednego mruknięcia, chyba że z zachwytu.

Wyjątkowo zacznę od gości, którzy użyczyli rudemu swojego talentu, a tych jest zaskakująco dużo. Począwszy od jego małżonki (Brody Dalle) i dawnego kamrata w boju (Nick Oliveri), po długoletnich przyjaciół (Mark Lanegan, Trent Reznor, Dave Grohl), a nawet króla popu (Eltona Johna). Wręcz magicznie wyszła właśnie piosenka z tym ostatnim akompaniującym na pianinie i śpiewającym w tle Fairweather Friends. Kipi ona pozytywną energią i luzem, a do tego charakteryzuje się nad wyraz wysokim stężeniem przebojowości. W innych kompozycjach wpływ gości jest mniej słyszalny, co najbardziej dziwi w utworze If I Had A Tail, w którym to pojawiło się aż trzech dodatkowych wokalistów.

„…Like Clockwork” jest najbliższy starszym nagraniom grupy, otwartym na eksperymenty z brzmieniem i ciężarem albumem. Nie zabrakło jednak świeżych pomysłów i nowego spojrzenia na tożsamość Queens Of The Stone Age. Lata różnych muzycznych doświadczeń odbiły się na stylu komponowania Josha. Na najnowszym albumie zespołu słychać bowiem przenikanie się muzyki Queens Of The Stone Age z Them Crooked Vultures, w którym wraz z Johnem Paulem Jonesem i Davem Grohlem pogrywa w wolnych chwilach Homme, co na pewno będzie spełnieniem marzeń nie jednego fana. Muszę przyznać, że zawsze czegoś brakowało mi w muzyce Amerykanów i nie mogłem w pełni docenić tego co słyszę. „…Like Clockwork” przełamuje ten trend i sprawia, że na nowo zakochuje się w tym zespole.

Już otwierający album Keep Your Eyes Peeled z Jakem Shearsem z Scissor Sisters w miarowym tempie zalewa nasze głośniki słodkim brudem. Po czymś takim już nigdy nie spojrzycie na swoje głośniki jak na zbiór kabli i magnes zamknięty w plastikowej obudowie. Zostały właśnie skażone brudem rockowej muzyki i żyją teraz własnym życiem. Kolejny utwór i czas na trochę ekstatycznego tańca w rytmie I Sat By The Ocean, który już niedługo będzie jednym z największych koncertowych hitów zespołu. Po tak wyraźnych i potężnych utworach potrzeba chwili refleksji, którą przynosi The Vampyre Of Time And Memory. Linia basu w tej kompozycji przywołuje skojarzenia z rockowymi balladami z lat 70. Tak właściwie to cały utwór jest zanurzony w innej epoce, a jednak trudno nie znaleźć w nim ducha Queens Of The Stone Age, który unosi się nad każdą nutą tej kompozycji. Grupowy wysiłek w postaci If I Had A Tail przechodzi przez głośniki niczym dwutonowy kolos pozostawiając na swojej drodze zgliszcza. Ciężko się po czymś takim podnieść, a już po chwili przyjdzie nam przecież usłyszeć najbardziej charakterystyczny riff na „…Like Clockwork”. Już wyobrażam sobie te szalejące tłumy, kiedy tylko zabrzmią pierwsze takty My God Is The Sun

Pierwsza połowa albumu już za nami, a nie zapowiada się, żeby emocje miały opaść choć o jotę. Kalopsia z gościnnym udziałem Trenta Reznora zaczyna się łudząco onirycznie, ale nie dajcie się oszukać, to jeden z najcięższych utworów na krążku. Świetnie współgrają tutaj ze sobą kontrasty pomiędzy potęgą refrenu, a zwiewnością zwrotek. Z numerem 7 przychodzi chwila, w której cieszę się jak małe dziecko, które dopiero odkryło muzykę rockową. Fairweather Friends z udziałem Eltona Johna to w moim mniemaniu błyskawiczny klasyk rocka. Co zaskakujące, kompozycja ta kojarzy mi się niesamowicie z Tenacious D. Niektórzy mogą uznać to za obrazę dla Queens Of The Stone Age, ale trzeba przyznać, że Jack Black ma talent do rockowych hitów i taki utwór mógłby się znaleźć na jednym z albumów jego projektu. Mimo niesamowicie dużego wkładu Eltona w ten utwór, to Josh króluje w każdej sekundzie Fairweather Friends. Jego falset i gitarowa solówka są wprost niepodrabialne i nadają kompozycji niepowtarzalny charakter. Następny kawałek polecam wraz z radą – jeśli kiedykolwiek uważałeś siebie za drętwego, najwyższa pora posłuchać Smooth Sailing i przypomnieć swoim biodrom do czego służą.

Licznik na płycie niebezpiecznie zbliża się do końca, ale czekają na nas jeszcze dwie kompozycje, które jeszcze bardziej podnoszą wartość tego albumu. I Appear Missing to wyśmienita muzyczna uczta z mrocznym klimatem i idealnie do niego pasującym wideoklipem zainspirowanym dziełami niejakiego Boneface’a. Za oknem słońce, a mnie przechodzą ciary. Album zamyka przepiękna ballada …Like Clockwork, której w najśmielszych marzeniach nie spodziewałbym się po tym zespole. Majstersztyk.

Słuchanie tych dziesięciu utworów to niesamowite przeżycie, które zostaje w słuchaczu na zawsze. Jestem przekonany, że zawsze będę wspominać ten krążek z pewnym sentymentem i chętnie do niego wracać. „…Like Clockwork” to w mojej opinii arcydzieło i jedno z największych życiowych dokonań Josha Homme’a. 6 lat nie poszło na marne.