Sabaton – Heroes

●●●●●●●○○○

1. Night Witches 2. No Bullets Fly 3. Smoking Snakes 4. Inmate 4859 5. To Hell And Back 6. The Ballad Of Bull 7. Resist And Bite 8. Soldier Of 3 Armies 9. Far From The Fame 10. Hearts Of Iron

SKŁAD: Hannes Van Dahl – perkusja; Joakim Brodén – wokale; Pär Sundström – gitara basowa; Thobbe Englund – gitary; Chris Rörland – gitary

PRODUKCJA: Peter Tägtgren – The Abyss Studio

WYDANIE: 16 maja 2104 – Nuclear Blast

www.sabaton.net

Sabaton. Kto się z tą nazwą nie zetknął… To przecież jeden ze współcześnie najpopularniejszych heavy-metalowych zespołów, a że emisja liryzmu zrodziła multilateralny przekaz kulturowy, to i fanów mają na całym świecie. Zespół pomimo obsadowego przeszatkowania w ubiegłych latach nie poddaje się i prężnie sili swe muzyczne muskuły na podium power-metalowego podwórka. Krzewiciele historii ze Szwecji nie zmieniają jednak stylu. Nadal brną tą samą strukturą i bohaterskim etosem. 

Gatunek power metal zawsze kojarzył mi się z równo-linijno-metalowo-taneczną (!) melodyką, którą rozróżnić może wartość liryczna. Mimo szerokich zmian w obsadzie, wiele się jednak nie zmieniło. Przekaz szybki, ciosany metalową sieczką. Właśnie tak, jak na tę formację przystało. Grupę jednak chyba na dobre przeżarł mainstream, który wydaje mi się spłycać charakter tego, co mają właściwie do przekazania. Wierzę, że czynią to szczerą chęcią, ale ta granica stylistyki muzycznej prostobieżności zaczyna się niebezpiecznie zbliżać ku taniemu patosowi. Na szczęście odczuwa się tego znacząco mniej dzięki silnej wiązce czystego heavy metalu. Dobrze również, że zespół postarał się odejść od nadmiaru elektronicznych wstawek syntezatorów, które zastąpiono większą ilością gitarowych popisów.

Granica stylistyki muzycznej prostobieżności zaczyna się niebezpiecznie zbliżać ku taniemu patosowi

Na „Heroes” drażni mnie, że większość kompozycji utrzymanych jest w tym samym siermiężnie tętniącym tempie, w którym manieryczne śpiewy Joakima Brodéna wymijają się z quasi-klasycznymi chórkami. Zwarta produkcja z pewnością zwabi większość zatwardziałych fanów, którzy pewnie i tak więcej nie oczekują. Rozwiązań rytmicznych na „Heroes” absolutnie nie ma. Płyta poprzez strukturę jest zbudowana prostolinijnie, z naciskiem na epicki charakter opisywanych wydarzeń ujawnianych na tle melodyjnych wizaży. Brzmienie i tematyka niezmienna. Realizacja bez zarzutów, ale wszyscy wiem, jak zmienne są gusta. Mimo że Sabaton gra przyzwoicie, muzyczne trendy z pewnością ulegną ewolucji. Progres w jakimś stopniu musi być przecież słyszalny, choćby subtelny. W innym przypadku jest to dla mnie równoznaczne z oszustwem słuchacza co do produktu finalnego, który otrzymuje. Zdrowy rozsądek wnosi przecież zasadę ciągłego poszerzania horyzontów celem zahamowania pewnej cząstki rutyny.

Delikatnie odbijająca się ciekawiej od innych utworów kompozycja to krocząca pewnym rytmem konstrukcja z lirycznym ukłonem ku polskim kronikom historii w tle, z przejściami rotmistrza Witolda Pileckiego (Inmate 4859). Ta harmonijna formuła wyczerpuje się niestety w niezgrabnych momentach takich, jak sielankowo-folkowy motyw w To Hell and Back, który na myśl przywodzi raczej wiejskich prostaczków, a nie szarżującą armię. Bardziej pasowałoby więc chyba do westernu, a nie do XX-wiecznych potyczek batalistycznych. Galopujący jest również przywołujący na myśl AC/CD – Resist and Bite, ale ratuje się nieco bardziej wyważoną melodyką i klarowniejszą pompatycznością. Ba! To chyba najlepszy z tego albumu reprezentant. Równie światowo wypada tu odznaczający się harmoniami No Bullets Fly, który wnosi trochę atmosfery Accept oraz dwa ostatnie utwory ostatecznie stabilizujące klasycznie sabatonowski nastrój.

Historia lubi się powtarzać – w Szwecji bez zmian!

Zupełnym nieporozumieniem z kolei jest najwolniejsza kompozycja The Ballad of Bull, którego próba wypełnienia przestrzeni ciepłym wokalem wokalisty niestety przywołuje raczej pastisz całej operacji oraz jego wykonawczą nieudolność, co raczej się przecież nie zdarza. Kolejne kuriozum to Heart of Iron, które pomimo ciekawej struktury, łudząco przypomina przecież to, co już doskonale znamy z albumu „Coats of Arms” (2010) – Uprising

Sabaton jest w tym, co robi naturalnie świetny. Nikt przecież nie zaprzeczy. Czasem drąży w innym kierunku. Czasem jednak zatacza koło, które zjada ich własną twórczość. Wiem, że przez pryzmat gatunku, jaki prezentują będzie ciężko wyjść z czymś innowacyjnym, co nie zrazi fanów, ale z drugiej strony pchać ten sam wózek przez kolejne płyty jest czymś równie niezrozumiałym. Zdaję sobie sprawę z „greckiej tragedii” tej formacji, ale ja już się chyba osobiście przejadłem, chociaż mimo wszystko, gdyby były jakieś poważniejsze starcia, a ja byłbym w roli dowódcy czy innego generała, z pewnością żołnierzom na pokrzepienie duszy i ciała dałbym posłuchać Sabatona, a że artyzm w takich chwilach schodzi na dalszy plan, „Heroes” byłby równie dobry jak ich opus magnum „The Art of War” (2008).

Cóż, rozmach i próby gatunkowego zróżnicowania zdecydowanie lepiej wyróżniały się na poprzednich płytach. „Heroes” to produkcja istotnie selektywna, ale zbytnio przewidywalna. Powiedziałbym zachowawcza, ale może to przez zmiany w składzie, jakie zaistniały, a nie można stwierdzić, że były nieistotne. Miejmy nadzieję, że sabatonowska machina nie postawiła kropki nad „i”, bo na chwilę obecną to świetna… kopia samych siebie! Tym albumem nikogo nie zdziwią ani nie zszokują. Czy rozczarują? Też ciężko jednoznacznie stwierdzić. „Heroes” traktowałbym raczej jako kolejne, siódme już repetytorium do historii, które stara się przekazać wiedzę w sposób wymiernie ciekawy dla wszystkich dzięki melodyjnemu charakterowi. Cóż, w Szwecji bez zmian, jakby wypadało sparafrazować na końcu, no ale nawet historia lubi się powtarzać… no nie?

SABATON – RESIST AND BITE