Scream Maker – Livin’ in the Past

★★★★★★★★☆☆

1. Intro 2. In the Nest of Serpents 3. Glory for the Fools 4. Livin’ in the Past 5. Fever 6. All My Life 7. Angel 8. Spacestome 9. Stand Together 10. Confession 11. Never Say Never 12. Metalheads

SKŁAD: Sebastian Stodolak – wokal; Michał Wrona – gitara prowadząca; Marek Stanisz – gitara rytmiczna; Adam Radziłowski – bas; Tomasz Nachyła – perkusja

GOŚCINNIE: Wojciech Hoffman – gitara; Jordan Rudess – klawisze

PRODUKCJA: Allesandro Del Vecchio

WYDANIE: 8 kwietnia 2014 – Perris Records

www.screammaker.com

Kiedyś na łamach naszej strony Konrad przedstawiał Wam recenzję płyty zespołu Kruk, mającego już ugruntowaną 10-letnią pozycję na scenie, a która to płyta po zmianach dotyka stylistycznie, najogólniej rzecz biorąc, szeroko pojętego hard rocka. Pozostając w tych klimatach, chciałbym przedstawić czytelnikom pierwszego longplaya zespołu Scream Maker „Livin’ in the Past”.

Zespół to w porównaniu z Krukiem nowicjusze. Ich przygoda z muzykowaniem zaczęła się w 2010 r. Dwa lata później światło dzienne ujrzała EP-ka „We are not the Same”, która w ocenie słuchaczy oraz środowiska muzycznego zwiastowała, że mamy nad Wisłą wielką nadzieję na powrót polskiego heavy metalu. Swoją pochlebną opinię na temat zespołu wydał także Wojciech Hoffman z Turbo. I tutaj następuje powiązanie mojej historii i zespołu Scream Maker.

Scream Maker w koncertowej odsłonie [2013] (fot. M. Reutt)

Nie często zdarza mi się, że wpierw zespół poznaję poprzez oglądanie go na żywo, a dopiero potem zapoznaję się z nagraniami studyjnymi. W tym wypadku moje pierwsze spotkanie z zespołem Scream Maker to ich występ w grudziądzkim klubie Akcent przed gwiazdą wieczoru – Turbo w styczniu 2014 r. Zagrali wówczas krótki set obejmujący przede wszystkim kompozycje z wcześniej wydanej EP-ki oraz m.in. własną interpretację piosenki Iron Maiden. Panowie pokazali, że potrafią czerpać garściami z tego, co najlepsze we wzorcach brytyjskiej sceny heavy-metalowej. Występ był bardzo udany, choć trzeba oddać, że porwał tylko grupkę słuchaczy, która zdecydowała się obejrzeć ich koncert, a nie stać przy barze, oczekując występu Turbo.

Po dwóch latach, w kwietniu tego roku, premierę miał krążek „Livin’ in the Past”. Pierwsza zaskakująca na plus wiadomość to udział Wojtka Hoffmana w nagraniu utworu Glory for the Fool, gdzie nagrał porywającą solówkę.

Druga to udział w nagraniach samego Jordana Rudessa z Dream Theater. Skomponował i wykonał dla chłopaków otwierające płytę Intro, a także dograł swoje klawisze w utworze Stand Togheter. I trzeba przyznać, że wielkość gościa w tej piosence „nie zjadła” gospodarzy płyty, a stała się idealnym dopełnieniem, tworząc z tego utworu mocny punkt płyty.

Trzecią postacią, która dołożyła swoją cegiełkę w stworzeniu tej płyty to producent Alessandro Del Vecchio, który przyjął również pozycję klawiszowca w utworze Fever. Płyta, dzięki jego pomocy, brzmi świeżo i nowocześnie, przez co zadowoli każdego fana hard rocka czy heavy metalu.

Czwarta osoba to autor okładki płyty – Rosław Szaybo. Znany z tworzenia okładek dla najlepszych: Judas Priest, Milesa Daviesa, Eltona Johna, Santany, Krzysztofa Komedy czy Boba Marleya. Niestety, w moim przekonaniu, nie jest to udany projekt pana Rosława i okładka raczej zniechęca, niż nakłania do kupna albumu. Na szczęście grają muzycy, a nie okładki.

Wokalista Sebastian Stodolak to mocny punkt zespołu

Zespół doskonale dobrał repertuar na płytę, pokazując wachlarz własnych umiejętności. Mocne i zadziorne utwory (In the Nest of Serpents, Glory for the Fools i przypominający nagrania z wcześniejszej EP-ki Metalheads) mieszają się ze spokojnymi kompozycjami (Fever, Livin’ in the Past, Never Say Never). Materiał cechujący się melodyjnością, mocą, świetnymi solówkami, sprawnymi balladami i uwydatnieniem pełnej skali możliwości wokalu Sebastiana, to najlepsze, co mogło przytrafić się naszym rockmanom. Tym bardziej że światowa premiera krążka pozwoliła zespołowi na koncerty na całym świecie, z największymi tej sceny. Ostatnio panowie zagrali kilka koncertów w Chinach.

W recenzji Kruka Konrad pisał, że ceni sobie wszelkie zmiany prowadzące do rozwoju zespołu. W moim przekonaniu podobnie jest z zespołem Scream Maker. Płyta różni się od wcześniejszego wydawnictwa, ale nie oznacza to, że jest ona gorsza czy zła. Wręcz przeciwnie. Jest świetną produkcją, która może uderza w inne tony niż na „We Are Not The Same”, ale to wciąż ten sam zespół, który wykrystalizował swoją główną drogę do serc słuchaczy. Wszelkim malkontentom radzę zapoznać się z nowym brzmieniem zespołu i kupnem tejże płyty, chociażby dla zamykającego Metalheads, wówczas powinni być w pełni usatysfakcjonowani.

SCREAM MAKER – GLORY FOR THE FOOLS