Shots from Deneb – Shots from Deneb

●●●●●●●○○○

1. The haven 2. Awaiting the cargo… 3. Six shots from Deneb 4. War never changes 5. Ordowik 6. Simulacra 7. One of the void 8. All deteriorate 9. To the relic 10. … the cargo arrives

SKŁAD: Krzysztof Magdziarek – gitara, wokal; Karol Jędrzejak – gitara; Michał Nabzdyk – bas; Jan Ancukiewicz – perkusja

PRODUKCJA: Shots from Deneb

WYDANIE: 2013 – niezależne

Deneb (alfa Cygni) – najjaśniejsza gwiazda w konstelacji Łabędzia. Deneb należy do najdalej położonych gwiazd widocznych gołym okiem. Gdyby znajdowała się w odległości Syriusza (8,65 lat świetlnych od Ziemi), oświetlałaby Ziemię jak Księżyc w pełni. W ciągu jednego dnia wytwarza ona więcej światła niż Słońce przez 140 lat. W północnych szerokościach geograficznych Deneb nigdy nie zachodzi. Razem z innymi jasnymi gwiazdami – Wegą i Altair – tworzy charakterystyczny tzw. trójkąt letni.

Tym razem z Deneb nie dotarło do Ziemi światło, a kilka ujęć. No, może niezupełnie z Deneb, chyba że od mojego wyjazdu z Poznania miasto znacznie się zmieniło. Co tym razem zaatakowało moje wrażliwe uszy? Jak zwykle – mieszanka. Szybkie, metalowe riffy i sola przeplatają się z doomowo-sludge’owymi partiami, a do tego 90% albumu jest po angielsku, a zaledwie 10% w naszej rodzimej mowie. Ja niestety nie jestem fanem polskich zespołów grających w innym języku. Cóż, polskie teksty dużo bardziej do mnie przemawiają i trafiają. Chyba że kapela ma duże szanse wypłynąć na zachodni rynek, wtedy jestem w stanie to znieść. Co by nie mówić, brzmienie niektórych utworów też jest jednak paradoksalnie „polskie”, jak np. Simulacra. Nie jestem w stanie tego opisać i nie mam na myśli, że „polskie” znaczy „gorsze”, to po prostu pewien specyficzny styl prowadzenia utworu.

Do rzeczy. Dostajemy 10 konkretnych utworów, bez marudzenia i ociągania się. Już otwierające The Haven pobudza głowę do kiwania. Ciężkie, masywne brzmienie gitar nieco przygniata i wprowadza specyficzną, gęstą atmosferę trzymająca się przez cały czas trwania albumu. Z ciekawostek brzmieniowych warto przytoczyć gitarowy wstęp z Six Shots From Deneb, który na nieszczęście wielu może skojarzyć się z demówkami black-metalowych kapel w kiepskiej jakości. Czyżby jakieś nawiązania? To jednak o niczym nie przesądza. Utwór rozwija się w dynamiczną, ale zarazem ciężką kompozycję w charakterystycznym dla zespołu klimacie. To duża zaleta – grupa mimo niedużego doświadczenia wypracowała swój rozpoznawalny styl. Rozbudowana sekcja perkusyjna w ciekawy sposób wspiera gitary i wycinające się z całego – w dobrym tego słowa znaczenia – „mułu” solówki. W dalszej części znajdzie się też coś dla fanów ostrego, szybkiego cięcia – kawałki takie jak War Never Changes przywodzą na myśl stary, dobry thrash z lat 80., nie wspominając również o Six Shots from Deneb, który trąca nieco pustynnym, southernowym klimatem.

Wokal to z kolei kwestia gustu. W partiach bliżej śpiewanych, jak np. The Haven mogłoby być trochę lepiej. Nie do końca podoba mi się specyficzny styl i barwa czystego śpiewu. Zdarza się też growl, który niestety, ale często wypada zbyt bełkotliwie. Nie chcę też stwierdzać, że jestem jego przeciwnikiem, ale jeśli użyty, to powinien być nieco bardziej wyrazisty. Najlepsze momenty wokalu możemy odnaleźć w kompozycji Ordowik. Taki „krzyczany” styl najbardziej mi odpowiada na tym albumie.

Zauważalna tendencja albumu – „im dalej, tym lepiej”. Na początku są lepsze i gorsze momenty, ale generalnie im utwór ma wyższy numerek, tym jest ciekawszy, ma coraz lepsze rozwiązania i wpadające w ucho riffy. A zamykający bonus, po chwili ciszy, to bardzo miła niespodzianka dla tych nieco bardziej cierpliwych. Shots From Deneb to obiecujący zespół, który na swoim debiucie zaprezentował kawał solidnego materiału. Pokazali zarówno swoje mocne jak i słabe strony. Jest potencjał. Teraz trzeba tylko zebrać trochę więcej doświadczenia, które wierzę, że uda im się szybko zdobyć!