Victorians – Aristocrats’ Symphony – Revival

●●●●●●●●○○

1. Descent of Your Destiny 2. In the End 3. Voice of Eternal Love 4. Who Never Loved 5. Siren 6. Servants of Beauty 7. Prince of Night 8. Don’t Let Them Cut My Wings 9. Juliet’s Tale 10. Creed

SKŁAD: Eydis – vocals; V. – bass, doublebass, orchestrations, programming; Utis – guitars; Mr Nice – percussion, programming 

PRODUKCJA: Mariusz Piętka

WYDANIE: 2012 – niezależne

www.victorians.pl

Fascynacja skandynawską sceną muzyczną na polskim rynku to wciąż rozwijająca się parcela na której uznanie zasługuje niewielka ilość zespołów. Owszem, za granicą jesteśmy w stanie odszukać niezliczone formacje wiążące z gatunkiem power metalu liczne nadzieje na osiągnięcie szybkiego sukcesu. W Polsce nie ma jednak szturmu na tak ekscentryczną formę wyrazu. Zespolenie ożywionej opery z symfonicznym metalem, w naszym ojczystym dorobku, oprócz krótkiego okresu chwały i popularności Unsun oraz Pathfinder nadal stanowi krąg nowicjuszy. Te fatum postanowił zerwać pochodzący z Bielska-Białej Victorians – Aristocrats’ Symphony swoim bardzo wyrazistym i odważnym debiutem „Revival”. Zespół z całą pewnością może powtórzyć sukces poprzednio wspomnianych zespołów. Powiem więcej – ze względu na zaskakująco porównywalny potencjał być może wkrótce można będzie przekonać się do mądrości powiedzenia: uczeń przebił mistrza.

Biorąc pod uwagę trudności z produkcją tego typu instrumentarium, Victorians – Aristocrats’ Symphony jak na tak ambitne przedsięwzięcie debiutanckie poradzili sobie satysfakcjonująco, pomimo że tak skompresowane brzmienie pozostawia wiele do życzenia. „Schowana” perkusja, uderzająca ściana basu oraz swoista sztuczność realizacji dźwięku niektórych instrumentów to tylko niektóre z podstawowych zarzutów. Jako, że „Revival” stanowi debiut i była to jedna z bardziej wymagających produkcji Mariusza Piętka, potraktowałem to pobłażliwym „uchem”i czerpałem całą przyjemność z bardzo dojrzałej interpretacji skandynawskiego stylu, który w polskim wykonaniu wzbudził we mnie jak dotąd największe wrażenie. Na uwagę zasługuje również – chociaż bardzo skromna – konceptualna oprawa graficzna, która dzięki pracom powstałym na podstawie materiałów Katarzyny Niwińskiej tworzy jedną, niezwykle intrygującą całość pobudzającą kompleks klimatu „tamtych dni”.

Fantazje muzyków Victorians – Aristocrats’ Symphony krążą przez cały czas wokół kultury XIX wieku, ale roli wspomnienia arystokratyczno-wiktoriańskiej epoki nie przydzielono tak bardzo muzyce jak tekstom, które – pomijając pewne niedociągnięcia gramatyczne – w większości przypadków traktują o sytuacjach na pograniczu życia i śmierci, barwiąc charakter przekazu jego nieco abstrakcyjną wizją. Oczywiście są również fragmenty opisujące miłość, która z natury tamtej epoki była szczególnie napiętnowana upojeniem idei tragizmu. Ponadto, zdarzają się bardziej ambitne momenty. Choćby ten, który parafrazuje słynny cytat Legio mihi nomen est, quia multi sumus (Juliet’s Tale) oraz ciekawe podejście do tematyki wampirycznej (Creed). Endlesly evoking/ the echo of forgotten times – śpiewa w Creed wokalistka Victorians – Aristocrats’ Symphony – Eydis. Postawili sobie wysoką poprzeczkę, nieprawdaż? Mimo, że reminiscencja tematyki okresu powściągliwości moralnej oraz seksualnych dewiacji za panowania Wiktorii Hanowerskiej została pominięta, to trzeba przyznać, że w dzisiejszych czasach nie byłoby to takie łatwe do przekazu jakby się właściwie wydawało.

Do muzyki polskiego zespołu nie sposób uniknąć porównań do fińskiego Nightwish, włoskiego Rhapsody of Fire, czy też japońskiego Versailles, których echa klasycznych dokonań usłyszeć możemy dzięki najbardziej ujmującym popisom wykonawczym wokalistki Eydis chociażby w Siren oraz łudząco uzurpującą linię wokalną nightwishowskiego Wish I Had An Angel w partiach refrenu gothic metalowego In The End (Love Me Now). Szukając innych komparacji przywołałbym najnowsze dokonania fenomenu formacji Indica w orientalnym Descent Of Your Destiny, Evanescence w Who Never Loved oraz niespodziewane i zapewne nieświadome podobieństwo do frazowania Dominique Lenore Persi ze Stolen Babies przez Eydis we wspomnianym In The End (Love Me Now) oraz nastrojowy Juliet’s Tale. Ciekaw jestem czy w dobie kryzysu Nightwish w roli solistki sprawdziłaby się właśnie wokalistka Victorians – Aristocrats’ Symphony, bo wydaje się, że polski beniaminek w kierunku Tuomasa Holopainena rzucił ciężką gotycką rękawicę.

Na szczególną uwagę zasługuje kompozycja Who Never Loved, która bardzo angażującą wszystkie ośrodki słuchu introdukcją bliskowschodniej atmosfery epoki nomen omen wiktoriańskiej, świetnie wprowadza dużo cięższe brzmienia melodycznego power metalu oraz charakterystyczną dominację sprawnych orkiestracji. Niestety, jest to jedyny utwór, który wychodzi poza schematyzm wcześniejszych kompozycji utrzymanych w rzadko zmiennym metrum. Trzeba przyznać, że partie wokalne przy mocniejszym akompaniamencie nie są już tak przekonywujące, kiedy pozbawione są intymnej subtelności sopranowych uniesień poprzednich utworów. Who Never Loved dostarcza nam jednak jednej z największych dawek progresywności, której nie powstydziłoby się najnowsze dzieło Nightwish – „Imaginaerum”.

„Revival” to album, na którym na próżno szukać przygnębiającej melancholii czy romantycznego zatracenia. Moją uwagę zwróciły więc imponujące zmiany tempa i dynamiczne przejścia w Prince Of Night, naprawdę świetna aranżacja harmonijna w drugiej części kompozycji power metalowego Don’t Let Them Cut My Wings oraz jedna z lepszych, w pełni ukształtowana kompozycja Juliet’s Tale, której dopieszczone rozwinięcie oraz instrumentalny anturaż niebanalnych motywów, partii solowych oraz chwytliwych riffów nie ma sobie równych. Jest jeszcze jedna niespodzianka, którą podświadomie wyczuwałem w poprzednich kompozycjach aż do czasu usłyszenia zadziornego męskiego głosu w Juliet’s Tale, który doprawił oryginalnością pozostałą część kompozycji. Szkoda tylko, że zostało to ograniczone do paru sekund w jednym utworze. Swoisty niedosyt w niektórych kompozycjach możewywołać niedobór stricte instrumentalnych partii solowych, które w bardzo umiejętny sposób zdobią chociażby wspomniany Juliet’s Tale.

Niestety, miejscami wydawać by się mogło, że Victorians – Aristocrats’ Symphony przez cały czas balansują na granicy sztuki i perfidii skandynawskiej tradycji. Konsekwentnie niektóre utwory naciągane są banalnymi partiami instrumentalnymi klawiszy oraz innymi środkami muzycznego przekazu, które wskazywałyby na bardziej niekonwencjonalne zaaranżowanie (In The End (Love Me Now), Servants of Beauty, Prince of Night). Niepotrzebne i sztucznie wyszukane okazują się również „popowe” zaśpiewy, czy też klaskanie w Creed, banalnie pobrzmiewające dzwony w Voice of Eternal Love i najwyraźniej zbyt „entuzjastyczna” linia melodyczna w Servants of Beauty, która mnie przekonałaby bardziej w formie… biesiadnej wizji celtyckiego folku. Chociaż albumem „Revival” zespół niczego nowego nie odkrył, a brak oryginalności w doborze bądź, co bądź klasycznego w tego typu muzyce instrumentarium poza granicami Victorians – Aristocrats’ Symphony może być niedoceniony, tak w Polsce formacja z Bielska-Białej może naprawdę namieszać. Oczywiście pod warunkiem, że zgubne i konfrontacyjne urozmaicanie nie będzie zbyt nietypowe jak na tego rodzaju muzykę, która sama w sobie w nadmiernej ilości elementów symfonicznych może okazać się parodią. Niecodzienność twórcza gatunku, w jakim starają się wykształcić coś niepowtarzalnego może ich wybić na naprawdę szerokie wody, ale należy pamiętać, że oryginalność wykonawcza nie zawsze musi wiązać się z sukcesem, będącego zalążkiem wypracowania zaledwie niszy odbiorców, którzy na polskiej scenie muzycznej wyczekiwali takiego zespołu bardzo długo. Dla Victorians – Aristocrats’ Symphony to może być złoty środek, ale przed osiągnięciem czegoś więcej czekać ich musi dużo pracy i czasu na doszlifowanie swojej artystycznej duszy. Dajmy się jednak zaskoczyć. Wierzę, że potrafią jeszcze bardziej.

VICTORIANS – ARISTOCRATS’ SYMPHONY – REVIVAL PREVIEW