464384 300 3
464384 300 3

Beardfish – The Void

●●●●●●●●●○ 

1. Introduction 2. Voluntary Slave 3. Turn To Gravel 4. They Whisper 5. This Matter Of Mine 6. Seventeen Again 7. Ludvig & Sverker 8. Hea Already Lives In You 9. Note 10. Where The Lights Are Low 11. Ludvig & Sverker (piano version)

SKŁAD:  Rikard Sjöblom – wokal, instrumenty klawiszowe; David Zackrisson – gitara; Robert Hansen – gitara basowa; Magnus Östgren – perkusja

PRODUKCJA: Rikard Sjöblom

WYDANIE: 24 sierpień 2012 – Inside Out Music

Siedem albumów długogrających w ciągu 10 lat istnienia, trasy koncertowe z takimi zespołami jak The Tangent, Dream Theater czy Pain Of Salvation, a od 9 września do tego zacnego grona dołączy supergrupa Flying Colors – tym może się pochwalić Beardfish jeśli chodzi o dokonania czysto artystyczne, ale jest jeszcze przecież bezgraniczna miłość fanów. Szwedzi mogliby zatem śmiało osiąść na laurach i nagrywać tzw. „bezpieczne” płyty. Tymczasem  to nowa jakość w dorobku grupy.

Już pierwsze spojrzenie na okładkę może zdradzać, że Beardfish wyrusza wraz z  „The Void”  na nowe dla siebie ścieżki. Tajemnicza postać w czerni i bieli kieruje skojarzenia raczej w stronę dzieł black metalowców, aniżeli gwiazd młodego pokolenia prog rockowców.

Zaczynamy krótką narratorską introdukcją i przychodzi pierwsze zaskoczenie. W Voluntary Slave nasze ośrodki słuchu atakuje surowe brzmienie i metalowa ekspresja. Rikard Sjöblom śpiewa z nieznaną nam do tej pory zawziętością. W każdym kolejnym wersie słychać emocjonalny ekshibicjonizm. Następujący po nim Turn To Gravel potwierdza, że to nie jest jednorazowy wybryk. Napotykamy w nim masywne metalowe riffy, rozedrgany bas i ponownie, drapieżny wokal Sjöbloma.

W They Whisper Beardfish miesza stare z nowym. Nareszcie słyszymy klawisze Rikarda. Więcej w tym utworze melodii, ale śpiew wciąż daleki jest od łagodnego. This Matter Of Mine nic w tej materii nie zmieni. To kolejne novum w twórczości kwartetu. Gitarowych popisów w tej kompozycji nie powstydziłby się nawet Mastodon. Szczerze mówiąc to samo dotyczy rewelacyjnych perkusyjnych przejść Magnusa Östgrena.

Na „The Void” nie zabrakło miejsca na instrumentalne popisy. Seventeen Again to prawie 8-mio minutowa instrumentalna jazda. Niezwykle intensywny to utwór, a „dialogi” instrumentów w nim zawarte potwierdzają geniusz muzyków tworzących Beardfish. Najmocniejszym punktem tego utworu są natchnione partie klawiszy wygrywane – a może lepiej oddające będzie słowo „wyczarowane” – przez piekielnie uzdolnionego Sjöbloma.

Teraz  przyszedł czas na jeden z najpiękniej rozwijających się utworów w karierze szwedów. W Ludvig & Sverker Beardfish dotyka nieba. Piękny motyw przewodni melodyjnie wraca do czasów „Sleeping In Traffic”, choć sama kompozycja w jakiś nieopisany sposób wykracza poza wszystko, co do tej pory wyszło z pod palców tego zespołu. Każda minuta tego 8-mio minutowego utworu to nowe, silniejsze doznania. Coś wspaniałego. Na wersji bonusowej albumu możemy posłuchać tego kawałka w wersji na pianino. Różni się on w pewnym stopniu od oryginału. Po pierwsze operuje innymi emocjami, a po drugie, zamiast progresji dostajemy prostotę i piękno w postaci melodii z refrenu wersji oryginalnej.

Wracamy już na ziemie i słuchamy He Already Lives In You, w którym organy hammonda i rozedrgane gitary kierują nas ponownie na nowe tory. Note z kolei to typowa epicka kompozycja Beardfish. 15-ście minut tej kompozycji pomysłami mogłoby zapełnić nie jeden album, a tu tworzy zaledwie jedną kompozycję. Zespół wędruje w niej przez wszystkie etapy swojej kariery, a wieńcząca go solówka mogłaby śmiało znaleźć się na któreś z płyt Pink Floyd. Na sam koniec czeka nas jeszcze jedna niespodzianka. Beardfish wzięło się za bluesa w kompozycji Where The Lights Are Low. Tak jak na gatunek przystało, numer kipi od uczuć.

Jeżeli chodzi o kwestie tekstów to zdecydowanie dużo więcej w nich emocji, a to wszystko dlatego, że historie na  „The Void” opowiadają o poczuciu straty i odpowiednim sobie z nią radzeniu. Zespół poradził sobie wyśmienicie z przekazaniem nam tych uczuć i to chyba jest największą zaletą najnowszego albumu. Nie są to na pewno łatwe do operowania emocje, a Sjöblom na żadnej innej płycie nie musiał tyle razy używać słowa fuck

Jeśli Beardfish dalej w takim tempie będzie się rozwijać to może szybko zostać najgorętszą nazwą we współczesnym progresywnym rocku. Nie wiem czy  „The Void” to już arcydzieło czy tylko czysta doskonałość. Zresztą, jaka to różnica. Słuchając tego krążka odczuwam i „widzę” ich muzykę w powietrzu, a przede wszystkim mam ją głęboko w sercu. Absolutnie porywający album.

BEARDFISH – LUDVIG & SVERKER