linkin park living things album cover 2012 3
linkin park living things album cover 2012 3

Linkin Park – Living Things

●●●●●○○○○○

1. Lost In The Echo 2. In My Remains 3. Burn It Down 4. Lies Greed Mysery 5. I’ll Be Gone 6. Castle of Glass 7. Victimized 8. Roads Untraveled 9. Skin To Bone 10. Until It Breaks 11. Tinfoil 12. Powerless

SKŁAD: Chester Bennington – wokal prowadzący, gitara rytmiczna, instrumenty perkusyjne, pianino;Rob Bourdon – perkusja, pianino;Brad Delson – gitara prowadząca, instrumenty perkusyjne, wokal wspierający;David „Phoenix” Farrell – gitara basowa, skrzypce, wiolonczela, gitara rytmiczna, wokal wspierający;Joe Hahn – DJ, instrumenty klawiszowe, wokal wspierający;Mike Shinoda – wokal, MC, DJ, gitara rytmiczna, instrumenty klawiszowe

PRODUKCJA: Rick Rubin, Mike Shinoda

DATA WYDANIA: 20 czerwca 2012

Linkin Park. Gwiazda młodzieży z przełomu XX i XXI wieku. Idole, propagatorzy nu-metalu. Przed nimi byli jeszcze m.in. Limp Bizkit, czy Korn, ale to właśnie Linkin Park swoją Hybrid Theory wypuścił ten nurt na szerokie wody mediów, wielkich koncertów, nagród itp. Tym samym wnieśli pewną świeżość i energię na rynek muzyczny. Co tu dużo mówić, sam mam do nich nielichy sentyment i łezka w oku się kręci słuchając pierwszych płyt. Jednak po nich styl grupy nieco się zmienił, a mianowicie, odeszli bardziej w stronę elektroniki. Oczywiście, sama elektronika w sobie nie jest niczym złym. Potrafi być nawet dużym atutem jeśli się ją umiejętnie wykorzysta i wmiesza. No właśnie. Umiejętnie. Czy udało się to na tej płycie?

Zacznijmy od początku. Lost in the Echo otwiera płytę zagrywką rodem z MTV, lub Vivy. I, niestety, nie mam tu na myśli pozytywnych skojarzeń. Trochę elektronicznych trąbek, trochę bitów (które, z resztą, dominują na całym albumie). Co gorsza, wejście gitar nie powoduje spodziewanych ciar na plecach. Po prostu są. Ale dajmy utworowi szansę. Czekajmy do refrenu. A tam co? Chester i jego go, go, go rodem z popowo-rapowych wykonawców typu Akon… I, uwierzcie mi, takie rzeczy zdarzają się na tej płycie dość często, szczególnie w ostatnich utworach. Nie będę omawiał wszystkich utworów po kolei, ponieważ nie chcę wyjść na malkontenta, ale w każdym z nich jest coś co mi się stanowczo nie podoba. Jak na przykład „łagodzenie” naprawdę ciekawych partii, co spotykamy na przykład w Until it Breaks sprawiającej pierwsze wrażenie dobrej, rapowanej, ciężkiej piosenki. Już nie szukałem w niej metalu, tylko energii (której na Living Things brakuje). Jest potencjał. Ale wtedy wchodzi refren, który brzmi jak… no nie wiem, piosenka kościelna? Do tego wszystkiego zamknięcie kojarzące mi się z… muzyką świąteczną. Nie, takich rzeczy się po prostu nie robi.

Ponarzekałem trochę (uwierzcie, mógłbym o wiele więcej), ale może jest tutaj coś, dla czego jednak warto jej posłuchać? Starałem się, naprawdę, znaleźć jak najwięcej pozytywów. I znalazłem! Jednym z nich jest, niepasujący co prawda zupełnie do tej smętnej płyty, wręcz hardcore’owy utwór Victimized. Są tam szybkie riffy, dużo perkusji, agresji. Tak jakby w ciągu ponad półtoraminutowego nagrania zespół chciał nadrobić zaległości z reszty utworów. Poza tym wpadają mi w ucho niektóre partie Mike’a Shinody, jak we wspomnianym wyżej Until it Breaks, czy Lies, Greed, Misery (również rozbitym przez nieszczęsne refreny Chestera). Utworem, który najbardziej mi się spodobał jest balladowy I’ll be Gone, który w tej swojej balladowości ma jednak coś z poprzednich płyt. Iskierka nadziei na powrót do korzeni, czy tylko mała retrospekcja chłopaków, którzy na moment przypomnieli sobie jak się kiedyś grało?

Kolejnym plusem są teksty. Może nie wszystkie, ale niektóre na pewno zasługują na pochwałę. Ciekawy jest Victimized, w którym to Mike wyraża swoje zdanie na temat tych, którzy chcą z nim zadrzeć. Poza tym głównie utwory z początku albumu przykuły moją uwagę słowami, jak I don’t back up, I don’t back down /  I don’t fold up, and I don’t bow z otwierającego Lost in the Echo, bądź fragmenty Break it Down takie jak we’re building it up / to break it back down, które ogólnie (chociaż zaledwie pod względem tekstu) przypadło mi do gustu.

Chyba czas na podsumowanie. Płyta mi się zwyczajnie nie podoba. Ma swoje momenty, ale też wielu okazji nie wykorzystała. Bo przecież słowa I wanna see you choke on your lies / swallow up your greed / suffer all alone in your misery (Lies, Greed, Misery) aż proszą się o mięsistą oprawę, z potężną dawką energii za plecami. Niby wszystko na tej płycie jest, ale trochę nie tak jakby się chciało. Niestety, ocena niska, bo i poziom płyty też słaby. Zresztą, co tu dużo mówić. To utwory z pierwszych płyt cieszą się największym powodzeniem na koncertach i do dziś są znane jako przeboje, czego nie możemy powiedzieć o najnowszych dokananiach zespołu. I jeżeli panowie z Parku Lincolna (jak niegdyś mieli się nazywać) będą trzymali się upracie tego stylu, to chyba tak, niestety, zostanie…

LINIKIN PARK – BURN IT DOWN