Rozmowy w amoku #3 – Jaki kraj taki Peszek – skandaliści, artyści czy… biznesmeni?

Źródło zdjęcia

Konrad Beniamin Puławski: Wymieniliśmy niedawno z Zacharym, krótką pogawędkę o nowej płycie Marii Peszek, za którą pociągnęliśmy wnioski na temat skandali w muzyce…

Zachary Mosakowski: Skandale, skandale… Nawiązując do całokształtu twórczości wyżej wspomnianej… Maria, czy Awaria?

KBP: Ja za jej sztuką jakoś bardzo nie przepadam. Teksty – pomijając fakt, że umyślnie – pisane dość grafomańsko, ale jakoś mnie na tej płycie dotknęły, bo mam ostatnio takie same przemyślenia co do sytuacji w Polsce co ona. Może to dlatego tak jak napisałem w recenzji muzyka w tym to jedynie pretekst i jakby to wydała jako tomik poezji, to by nic nie zmieniło. Wokale są totalnie na jedno kopyto. Nie wydaje mi się nawet, żeby starała się coś oryginalniejszego wyciągnąć z siebie. Czasami to nawet melorecytacje nie są i wychodzi produkt ostatecznie bardzo tani, a co priorytetem w jej „imiczu” zawsze skandaliczny. Rzadko się na takie rzeczy nabieram, ale w przypadku płyty „Karabin” paroma tekstami paradoksalnie mną ruszyła. Owszem są i takie, które wieją totalną porażką, ale są i te pierwsze. Ona zawsze dla mnie jawiła się sztuczną i niepotrzebną kontrowersją. Z ostatnią płytą wyszła jednak bez szumu, co też skłoniło mnie do skonfrontowania z rzeczywistością. No i faktycznie jest spokojniej i że tak powiem racjonalniej w podejściu do użytych środków. Ja artyzmu wychowanego na skandalu jednak nigdy nie kupuje.

ZM: Chciałem mocno zauważyć, że wydawanie skandalizującej płyty pod szyldem molocha, jakim jest Warner Music Poland, chyba też nie przysparza wiarygodności całemu przedsięwzięciu. Przypomina mi się kazus zespołu Sex Pistols i ich milionowych kontraktów z EMI… po czym wydawanie na „Never Mind The Bollocks” (1977) piosenki EMI Unlimited Edition będącej paszkwilem na chlebodawców…

KBP: Zachary, że wydaje to Warner Music Poland tylko podkreśla z czym mamy do czynienia. Niektóre rzeczy robi się pod publikę. Albumu „Karabin” do tego bym nie kwalifikował jednak. Nie czuję w nim parcia na szkło, które zresztą w dużym stopniu nabrzmiało przez głupotę i pazerność szukających sensacji mediów.

Marcin Puławski: Drodzy przedmówcy, ja przede wszystkim nie uznawałbym płyty Peszek za skandal, ani samej Marii Peszek za skandalistkę. Skandalem można było nazwać wystawienie baletu „Święto Wiosny” w 1913 roku w Paryżu, gdzie Igor Strawiński wywrócił do góry nogami nie tylko zasady muzyki, ale i obowiązujący ład społeczny. Konradzie, proszę podaj mi jakieś skandaliczne cytaty, bo ja słuchając tej płyty takowych nie znalazłem. Czy słowa: Można szczuć słowem, można szczuć modlitwą. Można dzielić ludzi, ciąć krzyżem jak brzytwą (…) to skandal? Moim zdaniem artystka trafia tu w samo sedno. Dla wielu słuchaczy płyta „Karabin” to najlepszy komentarz do wydarzeń minionych miesięcy w naszym miodem i winem płynącym kraju. Kariera pani Marii Peszek chyba nie byłaby możliwa w żadnym innym państwie i póki co nie zanosi się, aby jej pozycja miała się osłabić. Dlatego też wydaje mi się, że płyta ta odbije się sporym echem i odniesie wbrew pozorom komercyjny sukces. Jeśli nawet nie, to artystka przecież zawsze może zostać politykiem.

Dawid Zielonka: Naprawdę trafione teksty. Czasem zbyt proste, ale niekiedy inaczej się nie da trafić do ludzi. Nie są moim zdaniem prostackie. Modern holocaust to nienawiść w kapsułce. Nienawiść ludzi do ludzi, podłe internetowe komentarze i zwyczajne poczucie, że jak nie masz twarzy, to możesz napisać wszystko co ci przyjdzie do łba. Krew na ulicach – tak prosto i dosadnie o brutalności terroryzmu i fanatyzmu. Muzycznie nie do końca mnie to zachwyca, bo Peszek poszła za bardzo w syntezatory i klawisze. Ostatecznie, trochę się te utwory zlewają, a wyróżniają je właśnie teksty.

KBP: Napisałem identyczne wnioski w mojej recenzji, chociaż moim zdaniem powodem braku zróżnicowania nie jest jednak muzyka, ale same „wokale” Peszek. To one są powodem takiej jednowymiarowości… 

Marcin Maryniak: Wokale Peszkowej zawsze będą takie same. Cytując ją… Sorry Polsko! Pewnego poziomu nie przeskoczy o tyle.

Źródło zdjęcia

DZ:  Mnie tak naprawdę dopiero przy okazji poprzedniej płyty zaciekawiła swoją osobą i bardzo dobrze to wydawnictwo wspominam. Chyba coś poza „skandalem” jest w niej skoro nie traci wciąż popularności i jak wspomniało paru z Was, lirycznie idealnie trafia w tzw. sytuację polską. Wystarczy spojrzeć na Lady Gagę, przekroczyła granice ekstremy i nie zostało już jej nic do zaoferowania. Zniknęła ze świadomości tłumu. Muzyka nie była w stanie się sama bronić, a noszenie mięsa ludzkiego dla odmiany nie wchodziło w grę. Nagrania z Tonym Bennettem są świadectwem jej talentu i miłości do muzyki, ale w oczach słuchaczy pozostanie skandalistką, która przy okazji miała parę hitów. Więc z tymi skandalami, to nie jest zawsze tak łatwo. Po jakimś czasie się zwyczajnie to przejada i trzeba mieć do zaoferowania coś ponadto.

ZM: Ostatnio wcale nie jest tak z nią tragicznie, panowie… Bardzo dobre występy na przykład na gali oskarowej, albo niektóre jej publiczne wykonania, powiedzmy w Kennedy Center Honors podczas wprowadzenia Stinga potwierdzają, że kobieta ma wyobraźnię. 

Źródło zdjęcia

MM: Co do Lady Gagi to masz rację. Cokolwiek jeszcze zrobi, będzie się zawsze kojarzyć z tą suknią z mięsa A według Was, Maria Peszek to skandalistka, czy jednak bardziej bystra obserwatorka?

KBP: Sam nie wiem czy Peszek jest taką skandalistką. Moim zdaniem jest to naświetlane ze względu na „antykościelny” ton wielu kompozycji, a jak jest w Polsce każdy wie. Co w Polsce uznaje się za skandal, gdzieś indziej będzie normą i zwyczajną obserwacją realiów.

DZ: Racja. Trudno nazwać to, co robi Peszek skandalicznym. Czasem szokuje, ale jest to ukazane na małą skalę, żeby uznać to za chwyt marketingowy. Bardziej niż skandal, chce szokować, chociaż też nie jakoś przesadnie. Zawsze jest to jednak raczej wyważone, czy wręcz umiarkowane, tak by zaciekawić się jej osobą i muzyką…

KBP: Jej charakter akurat trafił na nośny grunt, który w Polsce drażni. Wielu przecież swoją ideologią wcale nie szokuje… Inną sprawą jest wyjść na scenę w mięsnym przebraniu. Lady Gaga nie jest głupia. Nie śledzę jej, ale z tego co mi się dało usłyszeć to o muzyce ma pojęcie. Z Peszek może być podobnie jak z Lady Gagą. Sam przyznaję, że kariery naszej rodaczki od początku nie śledziłem, ale wokoło było niesamowicie dużo szumu, bez którego nie wiem czy byłaby tam gdzie jest. Sam już nie pamiętam, co było powodem takiej chmary pierwszych komentarzy, ale sam fakt kontrowersji z tą postacią pozostał mi w głowie już na zawsze. Z jednej strony potrzeba na takie ruchy sporej odwagi, która szybko zwróci na siebie uwagę, ale z drugiej strony zatarcie takich twórczych stereotypizacji mija latami. 

MM: W latach 80. to chyba największą skandalistką była Madonna (np. w teledysku płonące krzyże co się źle kojarzyło). W latach 90. może Marilyn Manson (ot chociażby poprzez wpływ na nastolatka co wystrzelał dzieciaki w szkole w Columbine) o którym też było głośno przez jakiś czas, ale to z drugiej strony skandale około muzyczne i nie koniecznie stricte związane z muzyką samych twórców.

Źródło zdjęcia

KBP: To co oni robili było z pewnością bardziej wykalkulowane w ich medialnej postaci. Tu należy zauważyć, że Peszek raczej nie szokuje takimi około muzycznymi dywagacjami. „Szokuje” treścią swojej sztuki, którą wyraża jej charakter.

ZM: Nie macie takiego wrażenia, że z jej twórczością jest trochę jak w baśni Andersena o nowych szatach króla? Może po prostu król jest nagi, ale dworzanie wstydzą się uchodzić za jakichś abderytów? 

KBP: Ci nadzy królowie zawsze będą swoistą abstrakcją, których na wszelki wypadek nikt nie będzie krytykować, żeby nie trafić na socjalny stryczek…

ZM: Powiedzmy sobie szczerze – do jakiego stopnia alternatywna może być muzyka? Patrząc z punktu widzenia czysto formalnego…

KBP: Jak alternatywna może być muzyka? Wygląda na to że granicy nie ma i nie zanosi się żeby taka została nałożona. Jedyną zmianą będą fuzje i wymiana środków, aż samo pojęcie alternatywy straci sens. 

MM: No mnie lekko wzdryga, albo nawet i śmieszy jak czytam alternatywa, np. rock alternatywny, pop alternatywny to przecież nadal rock czy pop. Nie ma tam zazwyczaj jakichś nowości, technicznych fajerwerków. Może muzycy bardziej mają otwarte głowy na aranże, ale nadal korzeniem jest tam np. rock

KBP: A Peszek to co, elektroniczna alternatywa? Marcin masz rację. Korzenie zawsze można rozkopać. Nie ma jednak sensu nurkowania w szufladkowanie. Definicja alternatywy nakreśla raczej lekkie aberracje. Tak jak z tymi szatami króla. Tak na wszelki wypadek, że niby „definiujemy coś nowego”… 

ZM: Peszek nie robi żadnej rewolucji. Moim zdaniem, śpiewając o podzielonej Polsce z punktu widzenia antykościelnego etc. walczy z wiatrakami. W wielu wywiadach mówi o wolności, ale jeżeli staje po którejś stronie, to sama sobie tę wolność ogranicza.

Źródło zdjęcia

DZ: Mi przesłuchanie tej płyty przypomniało o sytuacji Czesława Mozila. Jego „Księga Emigracji. Tom I” (2014) spotkała się z wielkim oburzeniem w Polsce. Zwłaszcza wśród ludzi, którzy nigdy nie byli w sytuacji, w której  musieliby walczyć o byt zagranicą. Uformowała się opinia, że Mozil obraża w swoich piosenkach Polaków. Zwłaszcza tych na emigracji. Co ciekawe, jego kameralna trasa w Wielkiej Brytanii spotkała się ze sporym sukcesem i życzliwością Polaków tu żyjących (w tym piszącego, który na jednym z takich koncertów był). Ludzie gratulowali Czesławowi umiejętności wiernego ukazania życia polaków na emigracji z ich problemami i przywarami. Płyta oczywiście jest satyrą i dużo pada na niej złych słów o polakach, ale jakoś ci, którzy żyją poza Polską nie poczuli się urażeni. To tylko pokazuje jak w naszym pięknym kraju łatwo o generowanie skandalu, nawet nie trzeba się starać, więc Maria Peszek zdecydowanie nie jest skandalistką. Ma po prostu oczy i komentuje sytuacje, które widzi i które dotykają jej emocjonalnie.

KBP: Co do Mozila to trzeba jednak przyznać, że Polakom brak trochę dystansu do siebie. Bardzo łatwo można urazić naszą dumę. Ktokolwiek by tych tekstów nie napisał, reakcja byłaby jednakowa. Tu raczej nie chodzi o wizerunek danego artysty, ale o naszą mentalność. Może dlatego skandale w Polsce odbijają się takim echem, bo łatwo o naruszenie naszych moralnych granic? Pamiętajmy, że wiele skandali nadawało kierunek historii naruszają zastaną hierarchię wartości. W muzyce jest chyba podobnie. Co kiedyś było nie anormalne, dziś jest muzyką większości. Dobry skandal nie jest zły!

DZ: Jaki kraj, taki skandal…

Źródło zdjęcia

MM: Pamiętacie jaka afera swego czasu była jak w Krakowie grał norweski Gorgoroth i wynajęli tam jakieś sale i operatorów z TVP by pomogli im nakręcić ten koncert, który potem został wydany na DVD. Oczywiście posypały się tam wszelakie gromy za scenografię, które miałyby jakoby wzniecać powiązania z satanizmem. Szatan blasty benedykt szesnasty….

ZM: Gorgoroth zrobił bardzo krwawy i sugestywny spektakl. Gaahl jest znany z bardzo kontrowersyjnych wypowiedzi, jak choćby jawnego poparcia dla Varga Vikernesa i jego akcji z podpalaniem kościołów. Trzeba pamiętać, że norweska scena blackmetalowa ocieka takimi ekscesami, nawet przerażającymi. Mam tu na myśli oczywiście na myśli casus zabójstwa Oystena Aarsetha przez wspomnianego wcześniej Vikernesa.

MM: Niestety, u nas najwięcej krzyku wywołał Nergal, który podarł Biblię. Też się procesował dzięki obrońcy i trybunowi ludu – Panu Nowakowi. Kiedy podobną akcję wykręciła Doda, sąd ostatecznie stwierdził, że żadnych uczuć religijnych nie obraziła.

ZM: Zastanawiam się w takiej sytuacji, kiedy zaczynają się chwiać proporcje między sztuką, a skandalem?

MM: O ile jeszcze np. Gorgorotha czy Behemotha można „usprawiedliwić”, bo… powiedzmy, że taka jest konwencja ich sztuki i dlatego zachowują się tak a nie inaczej, czy też używają takich a nie innych środków pobudzenia emocji wśród widzów/słuchaczy, to teoretycznie „plastikowa”, cukierkowa popowa wokalistka jaką jest np. Doda słabo się z tym wiąże.

KBP: Pytanie jeszcze, na ile to jest tworzone świadomie pod publikę a na ile z racji swojego artystycznego bytu… Tu dobry przykład Dody, który wydaje mi się że wszystkie swoje „artystyczne” podboje robi czysto w kierunku nagłośnienia sprawy, czego usprawiedliwiać nie można. Marcin ma racje, nawet takie bluźniercze dla wielu spektakle Behemoth, są wytworem całego wizerunku. Sprawę nagłaśniają akurat najmniej związani z tym obserwatorzy.

ZM: Zauważcie, że najgłośniejsze skandale właśnie wychodzą z nurtu komercyjnego – ongiś przecież głośna sprawa występu Miley Cyrus i Robina Thicke na Video Music Awards, gdzie Hannah Montana raczej nie była materiałem do wydrukowania na piórniku

Źródło zdjęcia

MM: Cóż za zbieżność myśli (śmiech). Właśnie chciałem napomknąć o Miley, bo to też był języczek uwagi swego czasu

ZM: Jungowska koincydencja… Weźmy również na przykład niesforną pierś Janet Jackson podczas występu z Timberlakiem na Super Bowl. Idąc po nitce do kłębka – Janet jednak brata nie jest w stanie przebić. Albo kolejni Sid i Nancy – Kate Moss i Pete Doherty…

MM: A u nas w Polsce? Idąc dalej… Słynne „fuck off” Chylińskiej na Fryderykach? Młoda zbuntowana… Miała prawo mówić czy nie? Występ Kazika śpiewającego do suszarki w Opolu – skandal czy nie? No i pogubienie się już całego grona Fryderyków – nominacja i pierwsza nagroda dla Dezertera w 2011.

KBP: Myślę że to można usprawiedliwić, bo to zwykła „akcja-reakcja”. Kazik od zawsze nie gloryfikował nigdy takich eventów jak Opole. Suszarka, była postawienie kropki nad „i” – podkreśleniem swoich racji, zresztą przedstawiona bardzo zgrabną metaforą co do całej konwencji tego festiwalu. No do Chylińskiej właściwie można dwuznacznie podejść, bo trochę to nabrzmiałe przerysowanie swoich idei i wyraźnie podniesione w emocjach. 

ZM: Śpiew Kazika do suszarki absolutnie rozumiem. Idąc na koncert to tak, jakbym szedł do piekarni – idę prosto tam, po to, żeby kupić jeszcze ciepłe pieczywo, a nie z założeniem, że wyjdę z czerstwym. Chylińska i „fuck off” – generalnie, Fryderyki już od początku były otoczone nimbem draki i skandalu. Towarzystwo Chopinowskie od razu skrytykowało karykaturalny wygląd statuetki, i dzięki temu mamy na przykład piękny, niczym nie ustępujący statuetkom z chłodnicy Rolls-Royce’a posążek. Idąc za Chylińską – Tymon Tymański odbierający statuetkę za „P.O.L.O.V.I.R.U.S” (1998)…

Źródło zdjęcia

MM: Czasem mam wrażenie że nasza fonografia to skandal…

ZM: Też mam takie wrażenie. Mamy bardzo mało mainstreamowych artystów, którzy mają klasę i wyobraźnię broni się jeszcze tylko stara gwardia. Choćby i nawet taki Wodecki, który ni stąd ni zowąd, nagrywa sobie płytę z Mitch & Mitch lub bierze udział w przedsięwzięciu „Albo Inaczej!” (2015)

MM: Osobiście bardzo cenie sobie ten projekt… 

ZM: Bo Wodecki jest niezwykle wyedukowanym gościem, ale skandal może przecież wybuchnąć nie tylko w kwestiach nieobyczajności. Patrząc tak od kwestii czysto formalnej, abstrahując od łamania moralności. Taki na przykład Dylan – jedno wyjście z elektrycznym Fenderem Stratocasterem w Newport w 1965′ – i od razu oskarżony o zdradę folkowych ideałów…

KBP: Dylan się „nie liczy” bo to zwykła próba konszachtów z inną sferą muzyki. Głupim jest oskarżanie o zdradę etc.

MM: Cóż, dzisiaj wystarczy tak w miarę się wstrzeliwać w dźwięki i dość czysto śpiewać i można sobie być wokalistą, resztę załatwią realizatorzy. Kiedyś zależał od tego autentyczny talent

ZM: To prawda, analogu nie da się oszukać…

MP: Podsumowując nasze dywagacje można stwierdzić, że skandal to określenie wyjątkowo relatywne. Wszystko zależy od osoby i miejsca gdzie konkretna sytuacja została sprokurowana. W historii muzyki jak i każdej innej dziedziny sztuki znajdziemy wiele przykładów, gdzie skandal mógł przyczynić się do jej rozwoju. Niestety ta zasada przestała już obowiązywać, a owe skandale dotyczą niemal wyłącznie sytuacji okołomuzycznych i z prawdziwą sztuką nie mając nic wspólnego. Słowo „skandal” staje się określeniem wyświechtanym i wykorzystywanym wyłącznie na potrzeby medialne. To od nas, odbiorców zależy czy dalej będziemy interesować się częściami ciała danego wykonawcy, absurdalnymi zachowaniami, gestami i wypowiedziami czy jej/jego sztuką jeśli o takowej może być mowa. Jest jednak światełko w tunelu w tym całym show businessie i jest nią wspomniana tu wcześniej Lady Gaga. Zamiast okładać się kolejnymi porcjami mięsa postanowiła zacząć śpiewać. I to jak!? Tony Bennett niczym dobry pasterz przygarnął ją do siebie jak zagubioną owieczkę i zamienił w prawdziwą jazzową divę. Z drugiej strony, może jednak nie powinienem określać Amerykanina mianem dobrego pasterza, bo znów może być… skandal.