Slipknot – We Are Not Your Kind

★★★★★★★★✭☆

1. Insert Coin 2. Unsainted 3. Death of the Cruel 4. Death Because of Death 5. Nero Forte 6. Critical Darling 7. A Liar’s Funeral 8. Red Flag 9. What’s Next 10. Spiders 11. Orphan 12. My Pain 13. Not Long for this World 14. Solway Firth 

SKŁAD: Corey Taylor – wokal; Shawn „Clown” Crahan – perkusjonalia, wokal wspierający, Jim Root – gitara; Sid Wilson – klawisze, turntables; Mick Thomson – gitara; Craig „133” Jones – sample, klawisze; Alessandro Venturella – gitara basowa; Jay Weinberg – perkusja; Tortilla Face – perkusjonalia, wokal wspierający 

PRODUKCJA: Greg Fidelman 

WYDANIE: 9 sierpnia 2019 – Roadrunner Records

Często zapominam jak ważnym dla mnie zespołem jest Slipknot. Może to przez to, że od dawna nie byłem podekscytowany ich muzyką, a może to przez długie przerwy wydawnicze. Kiedyś nie byłem w stanie słuchać ich pierwszych płyt, bo były zbyt agresywne dla 15-letniego Dawida, a teraz krzywię się na myśl, że ich ostatnie płyty stały się tak melodyjne i bezpieczne. Człowiek się zmienia i Slipknot ma do tego też prawo. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam melodyjny Slipknot (Dead Memories to absolutny hit), ale wolałbym, żeby to Stone Sour sięgali po takie pomysły. Na szczęście Jim Root w Stone Sour już nie gra i może dzięki temu powstała wyrwa pomiędzy zespołem Coreya, a sam Root wydaje się emanować nową, niestłumioną energią.

All Out Life nie rozgrzał mnie zbytnio na nowe wydawnictwo Dziewiątki z Des Moines i jak dla mnie nie umieszczenie tego utworu na „We Are Not Your Kind” jest jak najbardziej uzasadnione. Jednak fani starego dobrego hałasu z Iowa zawrzeli, bo o to zespół promował się utworem, który do komercyjnych nie należał. Zawsze to dobry znak. Ja rozgrzałem się dopiero przy Unsainted, który prezentuje idealny balans pomiędzy melodią i ciężarem w sposób podobny do nieśmiertelnego Psychosocial. Teledysk zdradził też nowe maski, które moim zdaniem są genialne w swojej prostocie. Wracając jednak do singli, Unsainted może i być idealnym otwarciem albumu, ale Solway Firth zamyka zestaw z takim przytupem, że każdy fan Slipknot będzie miał ochotę odpalić płytę od nowa. Genialne, wywołujące gęsią skórkę wokalne otwarcie, nadpobudliwa perkusja napędzająca mnogie zmiany i ogólny thrashowy wydźwięk sprawiają, że przypominam sobie tego 15-letniego chłopca słuchającego z fascynacją „Vol 3. The Subliminal Verses”.

„We Are Not Your Kind” nie jest łatwą płytą – kompozycje są długie i wyczerpujące swoim ciężarem. Jeśli uważasz, że A Liar’s Funeral to ballada, wystarczy minuta, by zachwiać tę opinię, a dwie, by zdać sobie sprawę, że przez delikatniejsze akcenty, utwór jest jeszcze bardziej dewastujący, kiedy oddaje się pełnej agresji. Sam środek płyty pozostawił mnie przez jakiś czas w lekkiej konsternacji, bo niektóre utwory potrzebowały ode mnie dużo uwagi, by je w pełni docenić. Nero Forte, Red Flag, Critical Darling potrafią zlać się w jedno, ale poświęć tylko trochę uwagi, a na wierzch wychodzi piekielnie melodyjny refren Nero Forte zestawiony z jadowitym „szczekaniem” Taylora. Chyba tak się zadowala mainstream i podziemie. Red Flag z kolei pod tym całym mechanicznym łomotem skrywa dużo ciekawych akcentów elektronicznych, a sam brutalny refren ma świetny groove. Critical Darling niestety ciągle umyka mi jakoś z głowy. Potem go ponownie słucham i w sumie nie wiem czemu. Refren może nie powala, ale zwrotki nieźle wwiercają się w głowę dzięki gitarowym riffom w przejściu.

Zacznijmy podróż do końca płyty od Spiders, który podobno jest taki szokujący i eksperymentalny. Słucham z każdej strony i nie słyszę nic z tych rzeczy, a odważniejsze i nieoczekiwane kompozycje były już na „Vol. 3”. Pastwię się trochę na zamkniętych gatunkowo umysłach w tym momencie (sam zespół też chyba zapomniał, że już robił takie zwroty), ale sam utwór jest świetny i, co zaskakuje, w żaden sposób nie odstaje. Cała melodia jest świetnie rozpracowana, a „bzyczące” solo na gitarze jest genialnie dopasowane. Orphan zaczyna się jak jakiś szlagier Metalliki, ale to wrażenie bardzo szybko mija, choć wracają w nim thrashowe zagrywki. Fani zdają się uwielbiać ten utwór i jest to zrozumiałe, bo to bardzo mocny kawałek, nawet jeśli ma delikatny refren. Gromkie brawa idą ponownie do kreatywnych partii gitar i perkusji – zespół miał ogromne szczęście, znajdując Jaya Weinberga. My Pain brzmi trochę jak przeciągnięte intro, więc go pominę. Not Long for this World z kolei miota mną w najprzyjemniejszy sposób. Coś w całej pracy sekcji rytmicznej i tempie sprawia, że myślę o ostatniej płycie Trivium. Może to po prostu brzmienie nowoczesnego metalu. To kolejny utwór, który idealnie balansuje ciężar, ciszę i melodię. Gitary wymiatają, ekipa od klawiszy i elektroniki też.

Ani razu nie wspomniałem o dokonaniach Taylora, bo w sumie każdy z nas już wie, co ten facet potrafi osiągnąć wokalnie, ale „We Are Not Your Kind” można wpisać na listę jego największych osiągnięć. Mnogość pomysłów i sposobów, w jaki je wyraża, przytłacza. Często też udaje mu się przywołać agresję z pierwszych płyt, co jest bardzo imponujące, zważywszy na to, że facet już swoje się w życiu nakrzyczał. 

Slipknot wrócili na szczyt swoich możliwości, co tu dużo pisać. Ich 6. Album nie jest perfekcyjny, ale naprawdę mu do tego blisko. Przede wszystkim powinien pogodzić miłośników starego i nowego. Odnowiony Jim Root kipi pomysłami i w tandemie z Thomsonem miota słuchaczem, Corey Taylor pokazuje, że jest jednym z najpotężniejszych głosów w muzyce metalowej, Weinberg sprawia, że zadaję sobie pytanie „A kto to Joey Jordison?”, Wilson i Jones kreatywnie podchodzą do ozdabiania muzyki elektroniką. Pozostaje tylko pytanie, gdzie jest Venturella, bo coś słabo ten bas słychać. Wpisuję na listę najlepszych albumów 2019 roku.