Speaker Bite Me – Future Plans

★★★★★★★☆☆☆

1. Act 2. Sweet Expectations 3. This Song Is Going to Kill You 4. Ruin 5. Future Plans

SKŁAD: Martin Ilja Ryum – gitara, wokal; Kasper Deurell – gitara basowa; Emil Landgren – perkusja; Signe Høirup Wille-Jørgensen – wokal, gitara

PRODUKCJA: Nis Bysted i Speaker Bite Me

WYDANIE: 12 października 2018 – PonyRec.

Nazywani niegdyś duńskim Sonic Youth Speaker Bite Me pozostawali w cieniu przez 11 lat. To wtedy wydali „Action Painting” i słuch o nich zaginął. Zespół jednak nigdy nie zawiesił działalności, grał koncerty i komponował, a rezultatem jest „Future Plans”. 11 to szmat czasu. Pojawiło się nowe pokolenie słuchaczy, które nie grzeszy cierpliwością, a Speaker Bite Me pokazuje jej nadmiar, budując pieczołowicie ośmio, a nawet jedenastominutowe kompozycje. Myślę, że trudno będzie też polegać na starych fanach, ale dywagowanie, do kogo ta płyta trafi nie ma sensu dopóki nie ustalimy, czy warto dać jej szansę. Wszystko zaczyna się od 8-minutowego Act, w którym nie następują żadne szokujące zmiany tempa czy nastroju. Utwór powoli się rozwija i wprowadza w trans za sprawą udanego dialogu shoegaze’owego szmeru i melodyjnej artykulacji gitary. Nawet nie wiem, kiedy kawałek się kończy, bo daję się wciągnąć do króliczej nory. Sweet Expectations to już zupełnie inna historia. Utwór ma bardziej bezpośredni bit perkusji, przez co potrafi rozbujać, a do tego to najdłuższa kompozycja na płycie i prawdopodobnie najciekawsza. Zaczynamy od zwrotki Martina, którą szybko przyćmiewa świetny refren Signe. Gitary zaczynają szaleć w noise’owej konwencji i kiedy już wydaje się, że powróci zwrotka, dostajemy kolejny refren i jeszcze ostrzejsze riffowanie. Ostatnie 4 minuty utworu to spore zaskoczenie, bo oto Duńczycy całkowicie się wyciszają i tworzą ambientową impresję prowadzoną fortepianem. This Song Is Going to Kill You utwierdza mnie w przekonaniu, że ta muzyka przynależy bardziej do poprzedniej dekady niż do pełnego blichtru roku 2018. W tamtych czasach mogłaby być klasykiem, teraz zostanie naprawdę doceniona przez nielicznych. W tym utworze usłyszymy wszystko, co najlepsze w noise rocku – cięte gitary, klaustrofobiczny klimat i emocjonalne wokale. Nic dziwnego, że Ruin promuje ten album – najkrótszy kawałek na płycie z wyrazistym otwarciem i bardziej piosenkowym formatem, ale z drugiej strony jeden z ostrzejszych. Naprawdę podobają mi się tutaj wokale Martina i Signe. Płytę zamyka numer tytułowy, w którym Speaker Bite Me robi to, co umie najlepiej, najpierw wabi delikatnym otwarciem z ciekawą grą kontrastów z użyciem gitar, a potem więzi solidnym riffowaniem w refrenie, a poczekajcie tylko na deser. Mimo wielu lat ciszy zespół przypomina się bardzo dobrym materiałem pokazującym, że czas się dla nich zatrzymał, ale nie zapomnieli, jak tworzyć intrygujące kompozycje. Dialogi wokalne i gitarowe Martina i Signe to zdecydowanie najjaśniejsze punkty programu i każdy szanujący się miłośnik brudnego, autentycznego brzmienia gitary powinien nadstawić uszu, zwłaszcza że płytę nagrano na żywo bez zbędnego upiększania.