Spiral – Bullets

★★★★★★★☆☆☆

1. Into The Night 2. Milky Polsky 3. Bullets 4. Work in Progress 5. Her Majesty 6. Crumbs 7. Color Me Amazed 8. Cops and Robbers Song 9. Nanoterapia 10 10-100 Soviets Running

SKŁAD: Urszula Wójcik – wokale; Mateusz Mazur – gitary; Grzegorz Kyc – gitary; Brunon Lubas – bas, elektronika; Przemek Nycz – perkusja

PRODUKCJA:  Spiral 

WYDANIE: 2016 – Sound Brilliance Records

www.spiral.pl

Poprzedni album na stałe osiadł w głowie wielu słuchaczy i w pełni na to zasłużyli. Manipulacja post rocka w rejonach przedrostka art sprawiła, że ich muzyka nabiera sobą bajecznie melodycznych struktur. Pisałem, że sukcesu im życzyć nie trzeba bo to kwestia czasu. Dziś okazuje się, że wbrew wszystkim spekulacjom recenzentów, zespół nie zdobył zasługiwanej sławy, a na taką zasługują, jak mało która grupa. Sztukę jednak dla wielu tworzy się dla… sztuki. Wydaje się, że i sama formacja to zweryfikowała stawiając na kolejną zmianę konwencji – bardziej malancholijną atmosferę i zdecydowanie mniej ekstrawertycznych elementów. Za kompozycję, którą można jako tako uznać za pomost między wcześniejszą twórczością jest pozytywnie naiwny w swojej przebojowości Cops And Robbers Song i… to by było na tyle. 

Ich muzyka jest po raz kolejny mocno ekspresyjna. Melodyczny impresjonizm nie został zastąpiony rockową ścianą dźwięku, a za priorytet postawiono przede wszystkim minimalizm, który w przypadku instrumentarium wielu może podrażnić dość zachowawczą grą. Napięcie jak i sama atmosfera, zdecydowanie została tu podjęta w charakterze mocno stonowanych kompozycji. Pierwsza część albumu króluje przestrzenią nostalgii, której nie zamykają jednak sztywne ramy granych motywów. Te przewijają się sobą w bardzo płynny sposób chociażby za sprawą elektronicznych wstawek (Work In Progress). 

Nie zmieniły się same wokale, które po raz kolejny wtórują odważnymi liniami melodycznymi kontrastujące często z – jak sądzę – planowanym marazmem poszczególnych aranżacji. Świetnie odnajdują się przy tym w eklektycznych formach obrazowania elektroniki i post rocka (Work in Progress). Niekiedy zahaczają nawet o iluzoryczny ambient koloryzujący jeszcze bardziej enigmatyczną atmosferę całego wydawnictwa (Color Me Amazed).

Krążek pod żadnym względem nie jest jednak schematyczny. Barwnie urozmaicają je chociażby instrumentalne formy (Color Me Amazed, 100 Soviets Running) oraz pozycjonowanie instrumentów, które mienią się odważnymi zmianami hierarchi prowadzenia struktury aranżu. Z pewnością należy tu przede wszystkim wspomnieć o Her Majesty zobrazowanym surowym motywem fortepianu. Sama dynamika zaczyna przechodzić metamorfozę dopiero przy drugiej części albumu, na którym zdecydowanie częściej pojawiają się charakterniejsze riffy, jak te w Crumbs, burzącym ścianę melancholii rozrywającymi konstrukcję utworu mocnymi akordami gitary. 

Świetną decyzją była próba zakotwiczenia w repartuarze Spiral polskiego języka w utworach Milky Polsky oraz Nanoterapia. Zawsze po takich utworach spodziewam się przeintelektualizowania koncepcji na jakąś trywialną formę, a co gorsza dołączenie do niej banalnej liryki. Spiral wyszło jednak to nieziemsko dobrze. Artykulacja naszym rodzimym językiem w muzyce jak wiemy nie należy do łatwych przedsięwzieć. Uli Wójcik wyszło to wybornie i bez przejaskrawienia koncepcji, idealnie wpisując treść w formę ich muzyki oraz samej kwestii alternatywy. W tym drugim utworze warto zwrócić uwagę na ciekawe zaciągniętą gęstą linię basu oraz naleciałości skandynawską oniryką elektroniki, która zachodzi nawet o mroczny industrializm. Jedno z drugim idą w świetnej harmonii. Wreszcie mamy swoją Sóley, chociaż tą najbardziej słychać w minmalistycznym Her Majesty. 

Spiral niewątpliwie ciągnie ku zmianom. Kiedyś rozszalałe w rytmice motywy, dziś schowane zostały w rozlewających się motywach, które z jednej strony dość łatwo przewidzieć, ale album jest za to o wiele bardziej emocjonalny. Najnowsze wydawnictwo jest zdecydowanie bardziej liryczne i chyba trochę brakuje mi odważniejszych kompozycji, które jakby na siłę trzymały w sobie potencjał. Wcześniej muzyczny surrealizm raził swoją innowacyjnością. „Bullets” jest albumem zdecydowanie bardziej zrównoważonym, co też nie oznacza słabszym. Zawsze kibicuję w muzyce zmianom, a ta zdecydowanie należy do dobrych, mimo że nieobraziłbym się na powtórkę z rozrywki zafundowaną na „Cloud Kingdoms”.