The Claypool Lennon Delirium – Monolith of Phobos

★★★★★★★★★☆

 1. The Monolith of Phobos 2. Cricket and the Genie Movement I. The Delirium 3. Cricket and the Genie Movement II. Oratorio di Cricket 4. Mr. Wright 5. Boomerang Baby 6. Breath of a Salesman 7. Captain Lariat 8. Ohmerica 9. Oxycontin Girl 10. Bubbles Burst 

11. There’s No Underwear In Space

SKŁAD – Les Claypool – wokal, bas, kontrabas, melotorn; Sean Lennon – wokal, gitara, perkusja, melotron, cytra, cosmic rain drum

PRODUKCJA  – Claypool, Lennon

WYDANIE – 2016 ATO Records

Całkiem niedawno zelektryzowała mnie wiadomość o powołaniu nowej muzycznej grupy. I to nie byle jakiej grupy. Już sama jej nazwa sprawiła, że nabawiłem się niemal hiperwentylacji. Otóż każde muzyczne wydawnictwo opatrzone nazwiskiem „Lennon” dla prawdziwego fana The Beatles momentalnie staje się obiektem pożądania. Gdy w jednej linii poprzedza je dodatkowo nazwisko Lesa Claypoola, legendarnego basisty grupy Primus, poziom zainteresowania, ciśnienia tętniczego i puls wzrastają co najmniej kilkukrotnie. Projekt The Claypool Lennon Delirium to jednak nie próba zmierzenia się z archiwalnymi materiałami Johna Lennona w wykonaniu tego wybitnie utalentowanego basisty, a całkowicie nowa jakość niosąca ze sobą porcję autorskiej muzyki w wykonaniu tandemu Claypool-Lennon. Po wstępnym rozeznaniu okazało się, że panowi Claypoolowi na płycie zatytułowanej „Monolith of Phobos” towarzyszy młodszy z synów Lennona, Sean, nie zaś jego – jak się powszechnie dotąd uważało w środowisku fanów The Beatles – zdolniejszy, starszy brat Julian. Co prawda żaden z nich podejmując próby pójścia własną ścieżką kariery muzycznej nie zawojował list przebojów oraz nie podbił tłumów słuchaczy (obaj poruszali się w mało oryginalnej stylistyce pop-rockowej), ale to właśnie Julianowi wróżono większe szansę na odniesienie sukcesu, niż zarzynającemu swego czasu You’ve Got to Hide Your Love Away Seanowi. Jak więc wypada owoc tej intrygującej współpracy? Nader smakowicie!

Źródło zdjęcia

Muzyka zawarta na „Monolith of Phobos” przerosła moje najśmielsze oczekiwania i rozwiała wszelkie obawy oraz wątpliwości, które pojawiały się zanim krążek trafił w moje ręce. Przede wszystkim, co już na wstępie trzeba zaznaczyć, panowie Claypool i Lennon przez cały czas trwania płyty partnerują sobie na równych prawach. Co prawda dominują tutaj charakterystyczne, mocne i z miejsca rozpoznawalne partie basu, ale gitara oraz pozostałe instrumenty nie pełnią bynajmniej „służalczej” roli. Zaczyna się klimatycznym, delikatnym wprowadzeniem zwiastującym „kosmiczny” charakter całego albumu. Po chwili z tego błogostanu wyrywa nas dwuczęściowe Cricket and the Genie prowadzone przez bas i sfuzowaną gitarę grające unisono, którym wtóruje wtrącana melodia melotronu. Jednoznacznie rockowa część pierwsza dopełniona jest pełną swobody, space rockową częścią drugą. Następny w kolei Mr. Wright to przede wszystkim potężny motyw basu wkomponowany w beat à la Led Zeppelin, okraszony typowo „claypoolowskim” poczuciem humoru – utwór, który spokojnie mógłby znaleźć się na którejś z płyt Primusa. Boomerang Baby natomiast to jedyna na „Monolith of Phobos” propozycja spełniająca kryteria typowej „rockowej piosenki”. Seana, transowa z delikatnie wzrastającą melodią i miejscem na improwizowane solo gitary oraz melotronu. Prawdziwą wisienką na tym psychodelicznym torcie jest zaś świetne, rwane Breathe of a Salesman, w którym wspólne zaśpiewy przywodzą na myśl klimat z „Piper at the Gates of Dawn” Pink Floyd. Pokręcona linia basu przewodzi zaś utrzymanej w groteskowo-psychodelicznym klimacie kompozycji Captain Lariat. Jej druga część to istny kosmiczny jam! Dryfowanie w kierunku planety, na której prawdopodobnie zgubił się niegdyś Major Tom. Równie „pokręcony” jest marszowy Oxycontin Girl, którego nie powstydziłby się Mr. Bungle. Echa tego utworu sięgają eksperymentów Zappy czy Captaina Beefhearta. Interesująco inaczej, bo poważnie, szczególnie mając na uwadze dawne problemy Johna z uzyskaniem karty stałego pobytu w USA oraz jego późniejszą inwigilację, wypada śpiewane przez Seana ironiczne, synkopowane i chyba nadal aktualne w treści Ohmerica. Opiatowe, Bubbles Burst snujące się wokół beatlesowskiej melodyki, z oniryczną solówka gitarową płynnie przechodzi w – ostatni na płycie – instrumentalny temat There’s No Uderwear in Space, które w warstwie instrumentalnej kojarzyć się może od pierwszych dźwięków z znajdującym się na „Abbey Road” – Because.

Źródło zdjęcia

Kompozycji Bubbles Burst towarzyszy dodatkowo „kontrowersyjny” klip, którego głównymi bohaterami są Michael Jackson i szympans Bubbles. Po jego publikacji pod adresem Seana wylała się fala krytyki i negatywnych ocen. Krytykujący zdają się jednak zapominać, że Michael niejednokrotnie odwiedzał Seana i Yoko, będąc z nimi w jak najbardziej dobrych – ekhm… – stosunkach, a sam Sean wypowiadał i nadal wypowiada się o nim pochlebnie – z samego pomysłu i sposobu prezentacji Jacksona musiał się już jednak tłumaczyć. Cóż, jak widać odziedziczył on po ojcu nie tylko miłość do muzykowania, ale także zdolność do wyrafinowanej prowokacji, a także charakterystyczny monty-pythonowski humor.

Sean na przestrzeni całego albumu prezentuje się jako całkiem sprawny multiinstrumentalista, współodpowiedzialny za powstały materiał. Co innego, że „dochodząc do głosu” brzmi czasami jak John albo… młody George Harrison! Na koncertach promujących wydawnictwo panowie oprócz autorskich kompozycji sięgają po covery m.in. The Beatles (Tomorrow Never Knows), Pink Floyd (Astronomy Domine) czy King Crimson (In the Court of the Crimson King). Cóż to za miła niespodzianka! „Monolith of Phobos” jest iście psychodeliczną podróżą w przestrzeń dźwięków wybieranych spośród kosmicznych galaktyk drogą eksperymentu, podróż bez mapy, na pełnych obrotach z wyjącymi silnikami. Powstaje jednak pytanie – czy jest to przymiarka do lądowania czy zaledwie obserwacja odlotu? Tak, czy inaczej, Sean – tata byłby z Ciebie dumny!